Zastanawialiście się kiedyś, jak mógłby wyglądać musical o współczesnych Polakach? Czy byłby pozytywny i pełny szczęścia, a może nasączony bólem i beznadzieją? Teatr Warsawy w ramach sceny debiutów postanowił odpowiedzieć na to pytanie i zaprosił wszystkich powyżej 16. roku życia w swoje skromne progi. Byłem, widziałem i mam dla Was kilka słów.
Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę to zbiór bardzo zróżnicowanych mini-historii opowiadających o pokoleniu współczesnych 20-30 latków. Osób, które jeszcze marzą o lepszym życiu, chociaż częściej pogodziły się z tym, że lepiej to już było, a teraz trzeba po prostu przetrwać. Próba zajścia w ciąże, trudności z przetrwaniem do pierwszego, korporacyjny wyścig szczurów i nocne dyskoteki – wszystko to i jeszcze więcej, w przejmującym kalejdoskopie trudnych, zabawnych, ale przede wszystkim arcyciekawych scen zaserowała nam czwórka młodych aktorów, którym już w tym akapicie należy się wiele uznania.
Sama fabuła jak już mogliście zauważyć – podobała mi się. Lubię takie zbiory mniejszych lub większych opowieści, bo nawet jeśli trafi się słabszy moment, to na dłuższą metę inne mogą bardzo dużo uratować. Wspomniane historie uderzają w różne tony, skupiają się na przyjaźni, miłości, ale także biedzie i tym, że w życiu zwykłego szarego człowieka bardzo mało można osiągnąć. Tematy są więc trudne, ale dzięki szerokiemu zróżnicowaniu i odpowiednim stopniowaniu napięcia – nie dołują. Każdy temat, to oprócz oczywiście dialogów – także piosenka. Te dzielą się na bardziej i mniej znane, ale przynajmniej zdecydowaną większość gdzieś już słyszeliście. A czego tu nie ma? Czesław Śpiewa, Kabaret Starszych Panów, Zbigniew Wodecki with Mitch &Mitch, Mikromusic feat. Skubas, Coma, Ania Dąbrowska – wszystko w ciekawych, czasami mocno łapiących za serce – aranżacjach. Miejscami jednak męczył mnie (ale tylko trochę) motyw braku pieniędzy – zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi ich nie ma i chociaż problemy są różne to zawsze koniec końców chodzi o pieniądze – tak odrobinę tego za dużo.
W rolach głównych wystąpili: Katarzyna Faszczewska, Dominika Handzlik / Agnieszka Ozon, Adrian Kieroński, Robert Mróz Junior. Ponieważ są to młodzi aktorzy, a dodatkowo dla niektórych z nich są to pierwsze przedstawienia – nie wyróżnię nikogo, ale powiem ogólnie o wszystkich. Każda osoba, którą widziałem na scenie wypadła wspaniale, zaskakiwała swoim głosem, umiejętnością aktorską i siłą, którą starała się przekazać. Oglądanie każdego z nich (chociaż mam swojego ulubieńca/ulubienicę) to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy jakie spotkały mnie w ostatnich kilku tygodniach. Jeśli damy się ponieść temu co robią i zatracimy się w ich świecie – miejscami po plecach przechodzą człowieka ciarki. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to „na tym poziomie sztuki”, przy tym teatrze i tych aktorach – musiałbym chyba być niesamowicie wrednym człowiekiem, aby pozwolić sobie na jakieś recenzenckie świństwo. Powiem więcej – zapamiętałem Wasze twarze i bacznie będę obserwował rozkwit Waszych karier – czego serdecznie Wam życzę.
Opisanie dźwięku i dekoracji jest problematyczne, bo spektakl nie jest grany w macierzystym teatrze, a teatrach zastępczych. Powiem natomiast co wiem – zdecydowanym błędem są piosenki śpiewane do stojącego mikrofonu, mało co słychać. Z piosenki otwierającej nic nie zrozumiałem, bałem się w tamtej chwili, że tak będzie przez cały spektakl. Różne osoby śpiewały przy tym mikrofonie i to były zdecydowanie najsłabsze elementy całej sztuki. Jeśli chodzi o całą resztę dźwięków – wszystko słychać dobrze i wyraźnie, nic nie trzeszczy, jest całkiem, ale to całkiem fajnie. Druga rzecz to scenografia – nie mam z nią problemu, bo zdaje sobie sprawę nie tylko z okoliczności, ale również typu przedstawienia, ale ta obdrapana do połowy ściana, nawet jeśli jest niewiadoma jaką wizją artystyczną – prezentuje się słabo. Nie mam nic do stołów czy kanap, ale ściana była irytująca. Pomalować ją, powiesić jakiś plakat i będzie git.
Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę to majstersztyk młodych aktorów, którzy na każdym kroku zachwycają swoim talentem, głosem i zaangażowaniem. Całym sercem wspieram wszelkie inicjatywy tworzone przez teatr Warsawy, które kręcą się dookoła myśli „sceny debiutów” i generalnie bardzo, ale to bardzo Was na takie inicjatywy zapraszam. Okej, sztuka nie spodoba się każdemu – miejscami może być zbyt wulgarna, twarze zbyt nieznane, a dekoracje zbyt nijakie. Ale właśnie tak to powinno wyglądać. Kiedyś w jednej recenzji napisałem, że coś jest „monodramem na cztery głosy” i w tym tekście dokładnie to powtórzę. Tego typu teatr rządzi się swoimi prawami, ale mnie kupuje bardziej niż kolejna durna farsa w przebojowej obsadzie.
Jestem na tak, życzę dalszego szczęścia wszystkim zaangażowanym w ten spektakl osobom. W tym momencie nie mam informacji o kolejnych spektaklach, ale śledźcie repertuar na stronie Teatru Warsawy. Bilety kupicie w cenie od 50zł.