Scena Mała Warszawa to w ostatnim czasie jedno z najbardziej gościnnych miejsc na teatralnej mapie Warszawy. Mnogość spektakli, a przede wszystkim premier – tylko zachęca do ciągłych odwiedzin. Kilka dni temu udałem się wraz z przyjaciółmi na jeden z takich właśnie eventów, a konkretnie na premierę galową sztuki Kim jest pan Schmitt? – tragikomedii o pewnym nieszczęśniku, który… ale o tym za chwilę. Za zaproszenie dziękuję Wydziałowi Produkcji, a Was już teraz zapraszam do recenzji!
Kim jest pan Schmitt? to niecodzienne przedstawienie opowiadające o pewnym małżeństwie, które poznajemy pogrążone w kolacji i zdawkowej rozmowie. Zwykły szary wieczór zaburza im jednak dzwoniący telefon – zdziwienie tym większe, bo właściwie nigdy nie było u nich montera, ani telefonu: słowem, aparatu nie posiadają, a dzwoni. Tak samo jak nie posiadają obrazu harta na ścianie, obcych ubrań w szafie czy cudzych książek na półce. Czy to nie ich mieszkanie? Skąd w ich życiu dorosła córka i czemu wszyscy mówią do nich naziwskiem Schmitt? Czy to jawa, sen, a może porwanie przez kosmitów?
W rolach głównych wystąpili: Andrzej Zieliński, Monika Krzywkowska, Michał Piela, Antoni Pawlicki oraz Alma Asuai. Właściwie cała obsada dobrana została idealnie, cała wspomniana piątka zachwyciła mnie jak nikt nigdy dotąd. Najjaśniej świeci oczywiście Pan Andrzej Zieliński, jego „Schmitt” to postać barwna, doskonale zagrana, pełna humoru, ale też złośliwości i zwątpienia. Tak cudownie zagranego, pełnego charakteru nie widziałem już od dawna, a ta postać faktycznie ma wszystko to na co czekałem. Duża w tym zapewnie zasługa nie tylko talentu Zielińskiego, ale również faktu, że nie jest to jego pierwszy raz z tą rolą – grywał ją już wcześniej w innej wersji tej rewelacyjnej sztuki. Chociaż od premiery minęło już kilka dni – jego interpretacja Pana Schmitta nadal zajmuej ciepłe miejsce w moim sercu. Partnerujący mu aktorzy, na czele z młodziutką Almą Asuai – to śmietanka teatru i synonim dobrej, rzemieślniczej roboty. Doskonale odnajdują się w swoich rolach, bezprzecznie wnosząc wielką wartość do całego przedstawienia. Każde z nich gra w swoim unikalnym stylu i tak Pani Krzywkowska jest idealną żoną ze zmęczoną miną, a Pan Piela znudzonym, nieufnym policjantem. Szufladkowaniu mowię zawsze stanowcze nie, ale powtarzanie pewnych ról i trzymanie się niektórych schematów – czasami pomaga. W tym wypadku wszystko to z czego znamy i kochamy wspomnianych artystów zadziałało na plus. Jak już wspomniałem, miałem okazję uczestniczyć w premierze – wspominam o tym nie bez powodu. Okazało się, że niektóre dowcipy, albo może raczej szczere i głośne reakcje publiczności – weszły za mocno i nawet kilka razy sami aktorzy dość nieoczekiwanie spalili się ze śmiechu. Przyznam, że to niezwykle urocze i niespotykane, aczkolwiek… no, odrobinę nieprofesjonalne. Chociaż to również świetna rekomendacja dla osób spragnionych dobrej komedii, bo żarty rzeczywiście zwalają z nóg, czego dowodem jest sama obsada, która przy ntej próbie nadal pada przy nich ze śmiechu.
O fabule nie mogę napisać wiele – nie chciałbym nikomu psuć radości odkrywania tej niecodziennej sytuacji. To co powiedzieć mogę, już mówię: przede wszystkim jest bardzo zabawnie, dawno już nie słyszałem tak dobrych dialogów – riposty są barwne, wartkie i doskonale przemyślane. Zwroty akcji są ciekawe i prawie zawsze logiczne, do tego czuć tu element nadprzyrodzony, albo co najmniej detektywistyczny. Scenariusz jest więc prawie w całości w porządku, chociaż moim zdaniem zakończenie, ostatnie minuty – zasługuje na drobne przepisanie, bo wypada odrobibę sztucznie i nienaturalnie. Ale co ja się tam znam, ile osób tyle opinii, a najważniejsze jest, że „Schmitt” bawi i wzrusza osoby w każdym wieku, wystarczy, że kocha się teatr.
Dekoracje są w porządku, również niczego im nie brakuje. Jest dość uroczo, kolorowo i bardzo francusko. Niektóre elementy są minimalistyczne, inne znów trzymają dobrze znaną nam formę i widujemy je w codziennym wystroju własnych domostw. Osoby odpowiedzialne tak za tło jak i za stroje spisały się wyśmienicie. Światło też dobrane zostało wyjątkowo dobrze, brak niepotrzebnych zaburzeń lub dziwnych cieni. Chociaż miałem okazję usiąść w dosłownie pierwszym rzędzie, moją uwagę przyciąnął rząd zawieszonych nad sceną mikrofonów – z tego też powodu jestem prawie pewny, że w każdym zakątku sali usłyszycie nawet najcichszy szept. Warto jednak pamiętać, że w przypadku sztuk objazdowych – w skład pełnego doświadczenia wchodzić może wiele czynników, tak jak nieznana przezemnie w momencie pisania recenzji akustyka innych obiektów czy zastosowana w nich technologia. Z tego względu proponuję, aby wybierać raczej bliższe rzędy – szczególnie na salach w typie Domów Kultury. Nie tylko zapewni Wam to znacznie lepszy komfort, ale też po prostu więcej zobaczycie – a tu zdecydowanie warto.
Kim jest Pan Schmitt to urocza, brawurowo zagrana komedia, która śmieszy, wzrusza i bawi widzów w każdym wieku. To także jedna z niewielu sztuk, która faktycznie zmusza do myślenia, a także dedukcji – przynajmniej wtedy, gdy ktoś się wciągnie i faktycznie próbuje rozwikłać zagadkę razem z bohaterami. Pan Schmitt to jedna z lepszych sztuk w ostatnich latach, aczkolwiek ja osobiście zmodyfikowałbym lekko scenariusz albo reżyserię – bo w 2-3 miejscach czy to wypowiadane kwestie czy towarzyszące im emocje nie do końca mi pasują. O ile jestem w stanie zaaakceptować wszystko co widziałem, o tyle na kilka rzeczy miałbym inny, bez wątpienia lepszy pomysł. Ale taka już uroda sztuk tego pokroju – nie wszystko można oddać na oczach widza 🙂
Kim jest Pan Schmitt? Zobaczycie w czerwcu w Poznaniu, czy Opolu. A już wkrótce także w Toruniu czy Łodzi. Bilety zaczynają się (w zależności od miejsca na widowni, a także od miasta w którym wystawiana jest sztuka) od ok. 80zł za dalsze rzędy, a kończąc na tych najlepszych miejscach w cenie ok. 180zł. Zresztą lepiej śpieszcie się, bo bilety rozchodzą się jak świeże bułeczki. Jak dla mnie zero zdziwienia, bo to naprawdę wspaniała sztuka.
Bilety oraz listę miast do których zawita „Pan Schmitt” znajdziecie tutaj: strona eBilet by Allegro