Dziś rano na platformie streamingowej Netflix pojawił się pierwszy polski serial zatytułowany „1983„. Produkt nie tylko długo wyczekiwany, ale również zwiastujący promyk nadziei na lepszą serialową przyszłość. Warto powiedzieć, że również nie byle jak obsadzony, gdyż tak duże obciążenie mógł udźwignąć tylko wielki reżyser – wybór padł na Agnieszkę Holland, która do obsady wybrała śmietankę polskich aktorów. W tym momencie jestem po seansie 6 odcinków z 8 i myślę, że to już czas na recenzję, która dość dobrze oceni tej iście „orwellowski” wytwór. Z góry ostrzegę jednak hurra-optymistów: szału nie ma. A co jest?
W 1983 roku Polską wstrząsnęły zamachy terrorystyczne, które koniec końców pozwoliły wzmocnić kraj. Akcja serialu rozgrywa się mniej więcej „dziś”, ale narodem rządzi jedyna słuszna partia, a PRL trzyma się mocno. Totalitaryzm, Milicja Obywatelska oraz SB niepodzielnie królują na ulicach. Młody student prawa natrafia na szeroko zakrojony spisek, który może zachwiać całym Państwem i jego ustrojem.
Obsada nastraja optymistycznie, gdyż w głównych rolach wystąpili: Robert Więckiewicz, Maciej Musiał, Michalina Olszańska, Andrzej Chyra, Zofia Wichłacz, Mirosław Zbrojewicz czy Ewa Błaszczyk. Jak sami możecie się domyślić duet Więckiewicz/Musiał daje radę, w ogóle każdy z aktorów zagrał przynajmniej poprawnie, ale to niestety zbyt mało, gdy dialogi leżą i kwiczą. Nie zrozumcie mnie źle, ale większość tekstów wypada nienaturalnie, sztywno i traktuje widza jak idiotę nachalnie tłumacząc wydarzenia, które zadziały się w fabule tego serialu. Na dobrą sprawę jeśli ktoś czegoś nie wie, to usłyszy w swoją stronę: „Nie wiedziałeś, że w X roku osoby Y i Z zrobili to i tamto, było to tak, że blabla” i to w najnudniejszy możliwy sposób. Pewne informacje dla widza są może niekiedy ważne, ale przypominam że „postacie” żyją w tym ustroju 30 lat i tego typu rozmowy są po prostu śmieszne. Tak jak jednak mówię aktorsko jest ok, w dodatku sporo tu nagich ciał – więc plus za odwagę. Szkoda tylko, że sceny seksu są niepotrzebne i źle nakręcone.
Sama fabuła do najgorszych nie należy, ale nie wydaje się specjalnie wciągająca. Głównym problemem 1983 jest to, że dzieje się dziś, ale bez przeszkód mógłby dziać się w prawdziwej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jak dla mnie mało jest zmian, nowoczesności, nowinek zmieszanych z biedą i zacofaniem. Na pierwszy rzut oka ciężko jednoznacznie ocenić w którym roku rozgrywa się serial, a to już znacząco utrudnia „zachwyt” nad realiami. Główny element „wow” czyli teraźniejszość niczym się nie wyróżnia, bo co z tego, że Pałac Kultury i jego zabudowa jest aktualna, a służby mają trochę nowocześniejsze komputery czy zabezpieczenia, skoro nic to nie zmienia. Wątki są może i ciekawe, ale nie wydają się mieć jakiegoś wielkiego znaczenia i nie zawsze wiadomo kogo dotyczą. Ciekawostką może być jedynie fakt, że dzieją się na dwóch płaszczyznach czasowych – chociaż „wspomnienia” wydają się być zgrabniej napisane i przedstawione bez pośpiechu. W fabule znalazło się też kilka scen walki – te nie rażą jakoś mocno jakością wykonania, ale poziomu z Daredevil’a również sobą nie reprezentują.
Piękne są natomiast wszystkie kadry i całość zdjęć – kolory są nasycone, ale stonowane. Ujęcia są wyreżyserowane spokojnie i ze smakiem – widać, że jest to serial klasy premium. Czy jeszcze takiego nie było? Trudno mi powiedzieć, ale na pewno jest na czym zawiesić oko. Szczególnie dzielnica „chińska” pełna jest neonów, świateł i ładnej scenografii. Zupełnie odwrotnie niż siedziby generałów – te są nowoczesne, suche i puste – nadal wyglądają bardzo stylowo, ale przypominają wynajęte biura. Tak więc niewątpliwym plusem „1983” jest to, że nawet jak dzieje się w nim coś złego to wszystko co widzimy pokazane jest pięknie. Boli to niestety zwłaszcza ze zderzeniem z oświetleniem serialu – ten jest oczywiście bardzo ciemny, mętny i pełny cieni – bo jak wiadomo, w krajach totalitarnych nigdy nie świeci słońce.
„1983” oglądałem na telewizorze i jeśli chodzi o dźwięk (a ten w polskich produkcjach bywa okropny) – tak tym razem nie miałem kłopotów z rozróżnieniem tego co i kto powiedział. Recenzowany serial wystartował również od razu z angielskim i niemieckim dubbingiem oraz polską audio deskrypcją. 1983 posiada także napisy we wspomnianych wcześniej językach. Sprawdziłem każdą możliwość i wszystkie wydają się być co najmniej poprawne. Zwłaszcza angielski dubbing jest dość klimatyczny, ale wiadomo, że mieszkamy w Polsce i będziemy oglądać nasz serial w wersji oryginalnej.
Bardzo się cieszę, że mamy wreszcie swój „pierwszy wielki serial Netflix’a” i nie zgodzę się z recenzjami dostępnymi w internecie, że ten jest porażką, bo oczywiście bardzo, ale to bardzo daleko mu do takiego określenia. Po prostu „1983” wzbudził w widzach nadzieję na światowy rozgłos, jednocześnie obiecując nową jakość – niestety wracając raczej na tarczy niż z tarczą. W dobie takich seriali jak „Ślepnąc od Świateł” czy „Rojst”, które co prawda miewają gorsze momenty, ale za to graficznie przedstawiają się zdecydowanie ponad przeciętność – mało jest już miejsca na produkcje tak zwykłe, tak co prawda dobre, ale nie wnoszące pożądanej świeżości. I tym jest niestety najnowszy serial Agnieszki Holland – dobrą produkcją, która przedrze szlaki dla produkcji jeszcze lepszych. Wpadki nie ma, ale chociaż miało „też być zajebiście” to niestety tym razem okazało się, że za wyśnioną górką stoją jednak stare bunkry.
„1983” można obejrzeć na jeden-dwa razy i zapomnieć. Można uznać, że „start” mamy niezły, ale można też kilka razy złapać się za głowę. Hitu nie dostaliśmy – ale kaszanki też nie. Bo „1983” to typowy średniak z ambicjami. Za to wielkimi – co dobrze wróży na przyszłość.