Koniec wakacji nie był jakiś głośny i przebojowy, filmy które weszły są raczej dość mało znanymi tytułami. A jednak – naprawdę świetnymi. Kręcony przez 12 lat „Boyhood” który ukazuje dorastanie pewnego chłopca, oraz anime prosto z Japonii czyli „Zrywa się wiatr” Gościem specjalnym jest tym razem Kasia Koczułap, która znana z bloga Katarzynkii doda swoje całkiem długie „3 grosze” do pierwszego z filmów. Kasia i ja byliśmy w kinie razem, ale w nowym odcinku Małego Filmidła gościmy oddzielnie. Każde z nas opowiada o innej produkcji. Ona rozwija swoją opinię, którą tutaj przeczytacie, a ja rozwodzę się nad wspomnianą animacją o „wietrze”. Najnowszy odcinek tego słynnego już podcastu filmowego przesłuchacie tutaj. Za zaproszenie dziękujemy Jaśkowi.
– Boyhood
O czym: Opowieść o chłopcu imieniem Mason, którego poznajemy w wieku lat 5 i śledzimy aż do 18 urodzin.
Dlaczego tak: Nie ma drugiego takiego filmu jak ten – i to powinien być najważniejszy powód. Film kręcono wspomniane 12 lat, reżyser kontynuował raz w roku swoją opowieść, co oznacza, że aktor „rzeczywiście dorasta”. Widzimy go jako słodkiego chłopca, zbuntowanego pryszczatego nastolatka i prawie studenta. „Boyhood” to czysty obraz życia, nikt tu nic nie dopowiada. Po prostu mijają lata. Tak wygląda właśnie dorastanie, trudne relacje rodzinne, alkoholizm, pierwsze miłości. Warto zobaczyć także, ponieważ siostra głównego bohatera z każdym rokiem jest coraz przyjemniejsza dla oka i to przyjemność na nią patrzeć. Muzyka jest świetna i zmienia się z każdym kolejnym rokiem, według panujących trendów. Tak samo wydarzenia na świecie, takiej jak wybory prezydenckie czy nawet premiery… Harrego Pottera – czyniąc film jeszcze prawdziwszym. No i szok: Ethan Hawke w roli ojca! Film jest rozsądnie zagrany, dobrze zmontowany i naprawdę warto go zobaczyć. Totalnie niezapomniana uczta „prawdy”.
Dlaczego nie: Jest za długi, bo ma prawie 3h. Dodatkowo irytują pewne przeskoki „był facet mamy, nie ma faceta mamy”. Wiem, ze film skacze o rok, ale pomijanie faktów bez cienia wyjaśnień trochę boli.
Kiedy: To prawie 3h pięknej opowieści o dorastaniu, w dodatku nagrywanej w bardzo niecodzienny sposób. Nie jest to hit, ani blockbuster na zamknięcie wakacji – ale miłośnicy kina odkryją w nim zupełnie nową jakość.
„3 grosze Kasi: Zmiana jest najbardziej stałą rzeczą w naszym życiu. Nie ma większej zmiany niż proces dojrzewania. „Boyhood” to coś więcej niż film – to życiowy projekt Richarda Linklatera, który z pewnością kiedyś będzie można nazwać jego spowiedzią reżyserką. Cykl do którego zaprosił mnie Piotrek, nazywa się „3 grosze”, więc chcę Wam dziś dać trzy razy na tak. Tak, warto iść na „Boyhood”.
Pierwszy raz na TAK. Takiego filmu jeszcze nie ma. Po prostu nic podobnego nie powstało. Już dlatego dzieło Linklatera jest wyjątkowe. Kręcone 12 lat, by uchwycić proces dojrzewania jednego chłopca. To film, jak życie. Zmienia się wraz z jego dorastaniem, a my podążamy tym szlakiem. Już dlatego „Booyhood” jest przełomowy. Drugi raz na TAK. Wrażliwość. Linklater ma niesamowitą łatwość w opowiadaniu historii. Ma się wrażenie, że stoi, jakby z boku i po prostu rejestruje, to co widzi. Jest wyjątkowym obserwatorem natury ludzkiej i umie to ubrać w odpowiednie obrazy i słowa. Dzięki temu film staje się szczery i piękny w swojej prostocie. Trzeci raz na TAK. Lorelei Linklater. Córka reżysera, która gra Samanthę, siostrę głównego bohatera. Dla mnie ona jest absolutnym odkryciem. Prześliczna Lorelei ukradła każdą scenę w której się pojawiła, a jej gra aktorska wzbudziła we mnie najwięcej emocji. Razem z Ellarem, aktorem grającym Masona, stworzyła świetny duet. Doskonale się razem uzupełniali. Ode mnie to już wszystko. Gorąco zachęcam Was, byście poszli do kina. Warto!”
– Zrywa się wiatr
O czym: Autentyczna opowieść o życiu Jirô Horikoshiego, mężczyzny, którego marzeniem było budowanie samolotów. Traf niestety chce, że zgrywa się to z drugą wojną światową i projektowaniem bombowców.
Dlaczego tak: Przepiękna ręcznie rysowana animacja, czasami mocno pastelowa, a innym razem kolorowo-dziwna. Cudowna, bardzo surowa muzyka, dosłownie na jeden instrument. Ciekawe i sensowne wprowadzenie w lotnictwo, bardzo fajnie pokazane procesy tworzenia i awarii samolotów. Niezbyt nachalne love story. Ekscytujące sny głównego bohatera, totalnie surrealistyczne i odrywające od rzeczywistości. Anime to powstało na faktach, jest biografią prawdziwego projektanta samolotów z tamtego okresu. Delikatne muśnięcie Drugiej Wojny Światowej, brak otwartej przemocy. Dubbing w kilku językach sprawdza się świetnie, prym wiedzie japoński, ale postacie z innych krajów mówią rodzimymi dialektami. Świetnie, że weszło do kin – powiew świeżości.
Dlaczego nie: To nie jest „bajka” dla dzieci. Nie wszystkie kwestie włoskie czy niemieckie mają napisy. Denerwująca „japońszczyzna” czyli niektóre czysto kulturowe zachowania, jak ciągły płacz czy padanie na kolana z żalu. Trochę za długie, a fabuła jest raczej luźnym zlepkiem wątków o jednym człowieku i trudno zrozumieć o co tam „naprawdę” chodzi. Skoro mówią tak zręcznie o Hitlerze, wojnie czy pokazują nazistów – to mogliby dać swastykę, a nie jakieś zamienniki.
Kiedy: Film nadal jest w kinach, ale w dość lichej dystrybucji. Trzeba się naszukać, gdzie to grają. Cinema City ma kilka kopii i polecam udać się czym prędzej do kina, ponieważ jeśli będzie zainteresowanie, to być może dystrybutorzy tego typu filmów, odważniej wejdą na nasz rynek!
Ooo, Cinema City też ma tego najnowszego Ghiblika? Cudownie, dużo bardziej wolę CC od Multikin!
Owszem! W Warszawie na pewno Arkadia i Sadyba, więcej to nie wiem 🙂