Witajcie w 250 odcinku mojej najdłuższej serii kinowej znanej jako „Aktualnie w kinie!”. Trudno mi w to uwierzyć, ale właśnie stuknęła nam 1/4 tysiąca postów! Nieskromnie przyznam, że moim zdaniem to naprawdę solidna liczba recenzji, tym bardziej, że w jednym tekście często znajdziecie ich kilka! Tak zdarzyło się również w tym tygodniu, gdyż na samym początku marca (czyli dziś) zajmiemy się aż dwoma filmami – na pierwszy ogień Sonic. Szybki jak błyskawica czyli gra komputerowa o superszybkim niebieskim jeżu przeniesiona w realia filmu live action. A zaraz później Swingersi czyli produkcja, która zdominowała nie tylko kina, ale również „zdjęcie w tle” dzisiejszego posta. Koniecznie musicie przeczytać co sądzę o najnowszej komedii opowiadającej o nudzie w związku, bo strasznie, ale to strasznie mi się nie podobało – i bez ogródek wyjaśnię Wam dlaczego. Dzisiejszy post powstał oczywiście z okazji Megaśrody w Multikinie – na którą serdecznie Was zapraszam.
- Sonic. Szybki jak błyskawica
O czym: Przeniesienie gry komputerowej na ekran kinowy – superszybki Jeż pojawia się na ziemi i podgląda życie ludzi. W pewnym momencie sprowadza na siebie kłopoty i uwagę złowrogiego doktora Robotnika.
Dlaczego tak: Zapowiadała się straszliwa kaszanka, a bawiłem się świetnie! Kinowy Sonic to naprawdę fajne kino, zabawne, inteligentne, trochę wzruszające. Oczekiwałbym może czegoś innego, ale dostaliśmy tu idealny miks kina familijnego z rozsądnym kienem akcji dla młodszych widzów. Jim Carrey jest wspaniały i uważam, że zaliczył świetny powrót do wielkiego świata kina – jego postać jest przerażająca. ciapowata i plastyczna jednocześnie – naprawdę coś wspaniałego. Nowy projekt postaci Jeża Sonica (przez hejt w sieci twórcy zmienili mu praktycznie całą twarz) jest uroczy i wzbudził moją wielką sympatię. Fabuła nie nudzi, mam ochotę na więcej – a kilka akcji w zwolnionym tempie wypada naprawdę bombowo.
Dlaczego nie: W większości kin dostępna jest jedynie opcja z dubbingiem – słabo. James Marsden jest okropny i nie znoszę filmów w których gra, nie mogę na gościa patrzeć, nie wiem czemu go wszędzie biorą – że ma taką niewinną, głupią i rodzinną twarz? Bleh. Ach, no i niektóre efekty specjalne są raczej średnie, ale co się dziwić, skoro większość kasy poszła na poprawki głównego bohatera. Brakuje mi również krain znanych z gier komputerowych, zamiast tego mamy realny świat.
Kiedy: W sumie to świetny film, aby wybrać się do kina z dzieciakami! Naprawdę porządna produkcja, mogło być dużo gorzej!
- Swingersi
O czym: Dwie znudzone pary postanawiają poswingować – czyli wymienić się partnerami.
Dlaczego tak: Jeśli jesteście desperatami seksualnymi to generalnie dość spoko jest popatrzeć na „prawie” rozebraną Kurdej-Szatan.
Dlaczego nie: To jedna z najmniej seksownych i bardziej żenujących produkcji o seksie. To film na którym Wasze matki i ojcowie śmieją się do rozpuku, gdy postać powie głośno „kurwa”. To film podczas którego zapadacie się w fotel ze wstydu – niżej z każdą sceną. Wreszcie to produkcja bez treści edukacyjnych ani komediowych – jest smutno, nudno, nieatrakcyjnie. Michał Koterski to największe zło polskiego kina, to osobowość, której nie powinno w ogóle w tym kinie być. Zresztą dalej nie jest lepiej – wszystko brzmi wulgarnie, wsiowo i nie trzyma się kupy. Budżetu tu żadnego, zdjęcia są średnie (chociaż nie wszystkie), a aktorzy kompletnie nie wiedzą co robią. W dodatku scenariusz jest najwidoczniej tak słaby, że nie starczyło go na pełny film kinowy. Mam tu na myśli to, że obok „swingersów” pojawia się również wątek z Antonim Królikowskim i Basią Kurdej-Szatan, który po pierwsze nie ma absolutnie nic wspólnego z filmem czy jego tematyką, ale również z aktorami, którzy w nim występują. Wspomniany wątek pojawia się po nic, nie łączy się z resztą filmu – postacie się nawet nie znają. Generalnie nuda i wielkie rozczarowanie – lepszym pomysłem byłoby przenieść jakąś sztukę teatralną o podobnym temacie, a nie robić jak się nie umie.
Kiedy: Swingersów należy całkowicie sobie odpuścić.