Nie ma to jak pójście do kina, prawda? To rozrywka nieporównywalna z niczym innym. W tygodniu o numerze 35 powiem kilka słów aż o 4 filmach! Dlaczego? Z okazji taniej środy w Cinema City oczywiście. A dzisiejsze filmy to komedia Szefowie Wrogowie 2 o pewnym porwaniu, Wielka Szóstka czyli ekranizacja pewnego komiksu o dość niezwykłych bohaterach, November Man czyli strzelanka z Piercem Brosnanem oraz Klątwa Jessabelle czyli horror z nutką Voodoo w tle. Pierwszy opisywany film, ma też własną recenzję napisaną dla Warner Bros. Znajdziecie ją o tutaj.
– Szefowie Wrogowie 2
O czym: Grupa przyjaciół wymyśla nowy typ rączki prysznicowej, a bogaty inwestor najpierw ich oszukuje, a potem doprowadza na skraj bankructwa. Postanawiają porwać mu syna i wymusić okup.
Dlaczego tak: Bo to bardzo zabawna komedia, która naprawdę bawi. Dowcipy są mocne, brutalne, prostackie i zahaczają o rasizm czy mocno zboczony seks – ale to zdecydowany plus, bo tego oczekujemy po kumpelskiej komedii. Aktorzy to pierwsza liga Hollywoodzkich „śmiesznych filmów” i naprawdę dają sobie radę, czasami z kamienną twarzą recytując teksty tak nienormalne i absurdalne jak to tylko możliwe. Jason Baterman, Jason Sudeikis, Charlie Day, Jennifer Aniston, Kevin Spacey, Jamie Foxx, Chris Pine, Christoph Waltz to nie są małe nazwiska. Muzyka to najwyższa liga ścieżek dźwiękowych, utwory znane, klubowe, podrywające nogi do wybijania rytmu – ja miałem ochotę tańczyć. Zdjęcia w tym filmie to bajka, niektóre sceny zrobione są cudownie, ze smakiem i z zawarciem niezwykłych sztuczek montażowych – np. przyśpieszeń, lotów kamery, zwolnień. Ogląda się to i zastanawia „jak to jest zrobione”. Fabuła jest lepsza niż w pierwszej części i pomijając kilka małych zgrzytów, śmiało powiem: praktycznie sequel idealny.
Dlaczego nie: Osobiście uważam, że film jest o pół godziny za długi. Niektóre żarty mogą być naprawdę przesadzone i obrzydzić bardziej podatnych widzów.
Kiedy: Jeśli lubicie temat „dojrzalszych”, ale nadal kretyńsko głupich komedii – natychmiast do kina!
– Wielka Szóstka
O czym: Ekranizacja komiksu o młodym geniuszu, który wraz ze swoim robotem zostaje wplątany w plan zniszczenia miasta.
Dlaczego tak: To bardzo ładna historia o przyjaźni i przekraczaniu własnych granic. Główny robot chwyta za serce, jest rozkoszny. Postacie są bajecznie różnorodne, chociaż dość stereotypowe. Jeśli chodzi o samą animację i grafikę to jak zwykle najwyższy poziom w tego typu hitach, aczkolwiek tym razem leciutko pogłaskany japońską kreską – która europejskiego widza może delikatnie irytować. Polski dubbing jest wyraźny, bardzo sensowny i znów udowadnia, że jeśli chodzi o podkładanie głosu – jestesmy pierwszą ligą. Jest sporo akcji, wybuchów i nawiązań do filmów superbohaterskich, ponieważ jak już mówiłem jest to komiks i to Marvela.
Dlaczego nie: Nie za bardzo gra tutaj fabuła, generalnie jest przewidywalna, od razu wiedziałem kim jest zamaskowany przeciwnik, a i jego motywacje są raczej głupio-durne. Znaczy, teoretycznie ma to sens, ale jakby wziąć zeszyt i wypisać co się kiedy stało i do czego doprowadziło, mam wrażenie, że gdzieś jest jakaś „wtopa”.
Kiedy: To ostatnia mocna animacja tego roku, myślę więc że natychmiast, bo wzrusza i bawi!
– November Man
O czym: Ledwo stojący na nogach Pierce Brosnan jako były agent CIA na misji niemożliwej.
Dlaczego tak: To dobre pytanie, właściwie film jak film, tak po prostu.
Dlaczego nie: Bo z tym filmem jest taki problem, że został sfinansowany, nakręcony i wpuszczony do kin. No i to tyle. Są trupy, trochę kobiecych ciał, trochę strzelania. Ale to wszystko już było wiele razy. Spektakularne ujęcia? Ani jednego. Zapadająca w pamięć muzyka? Nie ma. Cięte dialogi ex-Bonda? Brak. W sumie nie do końca wiem o co mu chodziło, wyjaśnił mi to teoretycznie finał, ale jednak mnie to nie ruszyło. Film niby dzieje się np. w Rosji, ale nie ma widoków, budowli. Jakieś tam ucieczki przed tymi złymi są kręcone z dronów o zdecydowanie niższej rozdzielczości i wygląda to raczej śmiesznie. Pierce Brosnan w filmie sporo pije i właściwie ma się wrażenie, że przyjął tę rolę aby mieć na jeszcze więcej Whisky. Nie zrozumcie mnie źle, to film jak film i wszystko jest z nim w porządku. To wszystko co być powinno w takiej taniej „strzelance” jak najbardziej w niej jest, ale „November Man” nie jest ani widowiskowy, ani potrzebny, ani jakiś kontrowersyjny. To taki film, na temat którego nikt nie poprosi Was o opinię a jeśli zobaczymy go w jakiejś telewizji w ciągu najbliższych pięciu lat to będę szalenie zdziwiony. Takie 5/10 i żeby zapomnieć.
Kiedy: Za chwilę wchodzi „chyba” lepszy John Wick, to można poczekać do następnego tygodnia. A jeśli nie można, to polecam w domu na spokojnie zobaczyć Uprowadzoną 1 i 2, bo już wkrótce trójka.
– Klątwa Jessabelle
O czym: Podobno jakaś tam prawdziwa historia o duchach.
Dlaczego tak: Bardzo ładne zdjęcia, prześliczne dekoracje i przepiękne jezioro. Główna aktorka do złudzenia przypomina Emmę Stone i z niewiadomych przyczyn im dalsza scena tym ma fajniejszy dekolt. Generalnie mogłaby z tego być całkiem zacna książka.
Dlaczego nie: Bo ta sama aktorka jest irytująca, nie umie grać i ma drażniący akcent. Bo film niespecjalnie straszy, nie tylko przez cały czas trwania projekcji, ale oferując też najbardziej bezpłciowe zakończenie jakie widziałem od lat. Największym grzechem horroru jest to, gdy nie przeraża i tak właśnie działa „klątwa”. Czary Voodoo są przez 99% filmu niejasne, fabuła zamotana do granic możliwości, ale nawet dość „sensownie” wyjaśniona nie odejmuje uczucia, że przez cały film bardzo wyprowadza widza z równowagi tym, że jest głupia – i to z pewnością wina reżysera. Prawda jest taka, że wystarczyłoby z tego filmu skasować jedynie dźwięk, a w kilku miejscach wprowadzić bardziej „jajeczny” dubbing i wyszłaby zacna parodia. A gdyby jeszcze dodać jakieś „dildo” w rękę głównej bohaterki i zmodyfikować sceny o jakieś zabawne akcenty (np. zombie w tle, w drodze do Woodbury, nawiązanie do Walking Dead) – to już w ogóle przebiłoby np. parodię „Dom bardzo nawiedzony”. Ogólnie od początku wiedziałem, że to strata czasu i pieniędzy, no i przynajmniej na tym się nie zawiodłem. Aż trochę głupio czułem się w kinie, że tyle osób, w taki sposób straciło pieniądze, a jeszcze głupiej, że moim hobby są horrory i w tym roku tak bardzo zawodzą, a na pewno te wprowadzane do kin. Jeszcze rozumiem, że jakieś filmy nie trafiają do szerszej publiczności, z braku kasy, praw autorskich, przeznaczenia konkursowego – okej, jestem w stanie to ogarnąć. Ale jak ktoś mógł z pełną świadomością kupić i wrzucić do kin to? Naprawdę chodziło tylko o nabicie podobieństwa z Annabelle? W USA na pewno, bo tam tytuł nie ma słowa „klątwa” w swojej treści, a samo imię, ale u nas? No nie wiem. Może dodali DVD z „Jessabelle” promocyjnie do praw innego filmu.
Kiedy: Najlepiej to nigdy, drodzy dystrybutorzy – jeśli w 2015 chcecie powrzucać filmy grozy do kin – zgłoście się do mnie, znam się na tym, naprawdę, coś podpowiem.
–