Nowy rok, nowe premiery! Tym razem opisuję dla Was aż trzy filmy, w dodatku bardzo różnorodne, dlatego mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie! Podejrzewam jednak, że niektórzy najmocniej czekają na recenzję przygód pewnego zabójczego Asasyna – i ta oczywiście pojawia się w tym odcinku! Aczkolwiek zaczniemy najpierw od animacji Sing, opowiadającej o ratowaniu pewnego muzycznego teatru, chwilę później przeniesiemy się do odległych wspomnień własnie z długo oczekiwanym Assassin’s Creed, a zakończymy polską komedią romantyczną Po prostu przyjaźń czyli zbiorze przeplatających się historii. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City, nie zapomnijcie dać mi lajka w mediach społecznościowych! Fejsbuka znajdziecie tutaj, konto na Twitterze tutaj, a mój Snapczat to poznajciexinga.
– Sing
O czym: Właściciel upadającego teatru organizuje konkurs piosenki, który ma pomóc uratować wspomniany przybytek przed bankructwem.
Dlaczego tak: Świetna animacja – roztańczona, kolorowa, różnorodna! Doskonale zaprojektowane zwierzęta oraz miasto w którym żyją! Naprawdę niezwykła kraina, brawa dla grafików! Fabuła jest znośna – zwyczajna i ckliwa, ale trudno się jakoś bardzo doczepić, młodszym może się spodobać. Jeśli kochacie dobre udźwiękowienie to wykorzystane w Sing’u utwory są mega skoczne i różnorodne – od Sinatry po Taylor Swift! Dubbing jest również niczego sobie, mógłby być odrobinę zabawniejszy, ale nadaje się dla widzów w każdym wieku!
Dlaczego nie: Piosenki są po angielsku, nie wszystkie, ale 99%. Ze dwie krótkie są po polsku, bo jeżycę dubbinguje Ewa Farna. A co śpiewają inne zwierzęta? Covery radiowych przebojów – jest Lady Gaga, Michael Jackson czy S.I.A. Kilka dni temu oglądałem Trolle i tam również „dźwięki” były znajome (radiowe hity), natomiast piosenki jakoś dało się przetłumaczyć lub zmodyfikować. A tutaj jest pod tym względem bieda. No i chociaż polski dubbing jest świetny, to skoro utwory są w oryginale, warto zauważyć, że ten angielski zawiera naprawdę wielkie nazwiska, takie jak: Matthew McConaughey, Reese Witherspoon, Seth MacFarlane czy Scarlett Johansson, a że w naszych kinach jest też dostępna wersja z napisami… to już wybierzcie sami. Przeszkadzał mi również fakt, że sporo scen dzieje się… w więzieniu. No dobra, kilka, ale to jednak film dla dzieci, jakieś to nieodpowiednie.
Kiedy: Generalnie to bardzo przyjemna dla oka i ucha animacja – ale prawie 30 minutowy finalny występ po angielsku to dla mnie jakieś nieporozumienie. Wybór należy do Was.
– Assassin’s Creed
O czym: Pewna organizacja szuka „rajskiego jabłka”, które pozwoli raz na zawsze rozwiązać problem przemocy na świecie (tak, to naprawdę o tym).
Dlaczego tak: Miejscami znośna muzyka. W obsadzie Jeremy Irons, Marion Cotillard i Michael Fassbender (w roli Asasyna). No i ten ostatni chodzi bez koszulki. Och, i orzeł sobie lata.
Dlaczego nie: O ile pamiętam Animus to nie było wielkie dildo, które wygląda jak finałowa scena z trzeciego Matrixa. Asasyni w grze mieli ładniejsze stroje. 80% akcji dzieje się dziś, te 20%, które dzieje się we wspomnieniach również przebija się do teraźniejszości, pogwałcając synchronizacje. Fabuła uproszczona jest do granic możliwości, a mimo to trudna do zrozumienia – bezsensowna, głupia, śmieszna, prymitywna i przewidywalna. Wszystko co się dzieje w Animusie to jakieś gówno – kraina jest mroczna, zakurzona, spowita mgłą i „w budowie”. Gdzie tam do Jerozolimy z pierwszej części, w życiu, wszystko się dopiero buduje, już nie mówiąc, że miasto ma chyba z 2km kwadratowe i totalnie zero ciekawych punktów. Zresztą i tak nic nie jest pokazane, maks tego co dostajemy to jakiś pościg po rusztowaniach. ZERO sensownych nawiązań do gry, nie pada chociaż jedno znane imię, brak miejscówek, komputerowych efektów ładowania, czegokolwiek. No dobra, są loga Absergo na ścianach, gdzieś tam logo Asasynów tez jest i pada ich hasło o wolności, ale to tyle. A skok wiary? No był, chyba, bo jedna postać tak go nazwała. Ja tam nie wiem, odpuściłem myślenie już na początku, gdy nie wiedzieć czemu zakładali Fassbenderowi sztylety jeszcze przed podłączeniem domaszyny. Nie wiem po co. Aaaa, parkour – jakiś komputerowy i ciemny, do dupy. Jednym słowem seria Assassin’s Creed zawsze miała „filmiki” pomiędzy misjami, które ma się ochotę wyłącznie przerwać. Tak więc dostaliśmy taki nieprzerywalny, co ma dwie godziny. Ach! Niesamowity talent okazali twórcy i castingowcy, gdyż wszystkie postacie poboczne naprawdę wyglądają jak NPC! Kompletnie bez twarzy i duszy! No brawo!
Kiedy: Bardziej podobał mi się Prince of Persia: Piaski czasu i lepiej go sobie przypomnijcie. Fani nie mają czego tutaj szukać, a osoby niezaznajomione z tematem nic nie zrozumieją.
– Po prostu przyjaźń
O czym: Zbiór „wesołych” nowelek o przyjaźni.
Dlaczego tak: Bartłomiej Topa ma naprawdę fajny segment – taki z energią, dowcipem! Więdłocha jak zwykle śliczna. Ktoś miał fantazję pisząc historię o zbieraniu guzików – plus dla człowieka. Obsada jest okej.
Dlaczego nie: Smutne to jak wojna w Syrii. Opowieści o bzykaniu żony najlepszego kumpla, potrąconym przez samochód chłopcu czy raku mózgu są przecież takie zabawne, że nie wiadomo z czego śmiać się najpierw. Naprawdę pod tym względem nie polecam, tylko zepsujecie sobie humor. Film jest zbyt ciemny, źle się go przez to ogląda. Doszły mnie słuchy, że dla niektórych osób postaci na ekranie i wątków jest za dużo – coś w tym jest, bo to najdłuższa z opisywanych w tym tygodniu produkcji (ponad 2h, ale ciągnie się jakby miała ze 4h!). Nie bardzo wiem dla kogo to nakręcili, bo serio, no jest ponuro, mdło, niesmacznie, film nie nadaje się na randkę. Najgorsze jest to, że jakby porobić pełnoprawne etiudy, ewentualnie wziąć dwie historie i złączyć je mocniej w jedną, dostalibyśmy niezłą produkcję. Niestety „autorzy Listów do M” uważają, że śmiertelne choroby lub podpalający się w wigilię kaleka (w Listy do M. 2) to niesamowicie zabawne zjawiska. No, ale właśnie kurwa nie.
Kiedy: Ze spokojnym sumieniem można nigdy, zaoszczędzone pieniądze poświęćcie na kupienie/wypożyczenie Planety Singli. Nie pożałujecie!