Witajcie w najnowszym „Aktualnie w kinie”! Wreszcie doczłapaliśmy się do ciepłych i słonecznych dni tegorocznych wakacji! To jednak nie powinno Wam przeszkodzić w wybraniu się do Cinema City – w końcu dziś trwa tania środa! W dodatku przez całe wakacje czeka na Was letnia loteria w której każdy bilet wygrywa 🙂 Mi się udało zdobyć już 1+1 bilet gratis (przy zakupie pierwszego, drugi dostajemy za zero złotych). A dziś na tapecie „Spider-Man: Homecoming” czyli najnowsza część przygód człowieka-pająka i drugi reboot serii, tym razem dzięki dobroci Sony – połączony z „Avengersami”. Zapraszam więc do recenzji i życzę udanych seansów i morza nagród! Zachęcam również do śledzenia mnie w mediach społecznościowych poprzez Twitter oraz Facebooka!
– Spider-Man: Homecoming
O czym: Spider-Man (wprowadzony od nowa w filmie Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów) musi zmierzyć się nie tylko ze swoimi słabościami i problemami dorastania, ale również z nowym przeciwnikiem: Sępem.
Dlaczego tak: Ponieważ to pierwszy „solowy” Spider-Man połączony z innymi filmami Marvela! Ponieważ gościnnie występuje też Iron Man! Ponieważ kilka scen jest zaskakujących i dobrze wyreżyserowanych! Bo Michael Keaton jest świetnym aktorem i zagrał chyba najlepiej z całej ekipy, jego „zwykłe” występy (bez maski) na długo zapadają w pamięć. Pierwszy raz spotkałem się z takim zwykłym, prostym, naturalnym superprzestępcą. Tom Holland jest niezłym Spider-Manem – wreszcie nie zamula jak poprzednicy…
Dlaczego nie: …Ale i tak wolałem serię Amazing. Ten „Człowiek-Pająk” niestety nie czuje swojej mocy, przez większość filmu jest w zasadzie bezużyteczny, a wiele rzeczy przychodzi mu zwykłym fartem. Film jest też zbyt mocno poprawny politycznie (główny ziomek bohatera to gruby Latynos, Parker kocha się w Afroamerykance, a szkolnym przeciwnikiem jest Hindus?) przez co momentami czułem, że oglądam High School Musical czy inny radosny film Disneya. Ogólnie boli mnie też płytkość efektów specjalnych – raz czułem, że jest biedniej niż w Ant-Manie (a przecież to do cholery Spider-Man!), a później miałem wrażenie, że to jakiś gameplay z gry na Playstation (pod względem nachalnej komputerowości). Ogólnie przez niedoróbki lub „nadróbki” graficznyne i fabularne jest dosyć słabo. Cała stylistyka w moim odczuciu leży na pysku i chociaż niektórzy kupują takiego pajączka to uważam, że teen-action-comedy mocno osłabia jego image jako superbohatera. Zresztą właśnie takie wnioski można wyciągnąć z seansu – to nie jest pełnoprawny Avenger, to tylko „”friendly neighborhood Spider-man” – i niestety czuć ten brak skali.
Kiedy: Jeśli oglądacie wszystkie produkcje Marvela – to oczywiście biegnijcie natychmiast. Pewne rzeczy mogą się podobać, pewne znienawidzicie. Seansu żałować nie będziecie, ale z całą pewnością czegoś Wam po nim będzie brakować. Ja to jednak chyba czekam na Thora….