Dzień dobry! Witajcie w kolejnym „aktualnie w kinie” czyli najdłuższym cyklu filmowym we wszechświecie (chociaż pewnie nie!). Dziś zajmiemy się filmem The Disaster Artist czyli filmem biograficznym opowiadającym o przyjaźni Tommy’ego Wiseau oraz Grega Sestero – twórców niesławnego, najgorszego filmu świata „The Room”. Swoją drogą muszę szczerze przyznać, że przed kinowym seansem warto nadrobić wspomniany „Pokój” z 2003 i na własne oczy dowiedzieć się dlaczego film jest tak tragicznie zły. Dziś tania środa z Cinema City, mam nadzieję, że wybierzecie się z tej okazji do kina! Tak w ogóle to kilka dni temu premierę miało też Nowe oblicze Greya – którego jednak nie oglądałem, aczkolwiek pewnie się wybiorę – widziałem dwie poprzednie części, więc chętnie sprawdzę jak te brednie się kończą. I już tradycyjnie przypominam o śledzeniu mnie w mediach społecznościowych czyli na Facebooku, Twitterze i trzech Instagramach – prywatnym, CudownoWarszawskim i CreepyWarsaw’skim. Dla każdego coś miłego!
– The Disaster Artist
O czym: Fragmentaryczna biografia Tommy’ego Wiseau czyli najgorszego i najbardziej tajemniczego reżysera świata. Człowieka bez talentu, wyglądu, za to z niejasnym pochodzeniem tak jego, jak i fortuny, za pomocą której sponsorował The Room.
Dlaczego tak: Generalnie jeśli ktoś oglądał „The Room” to powinien zobaczyć w jaki sposób ten film powstawał i co mogło siedzieć w głowie mocno niespełnionego i ekscentrycznego artysty. Film odpowiada na kilka ważnych pytań, np. dlaczego matka wyznaje, że ma raka, a wszyscy mają to w dupie i nigdy do tematu nie wracają. Odpowiedź nie pada może wprost, ale jesteśmy w stanie to zrozumieć. Ogólnie to fajny kawałek kina o kultowym już anty-dziele, z dość dobrze oddanymi bohaterami i zlepkiem pomniejszych scen. Plusem może być tez główna rola James’a Franco oraz jego brata Dave’a Franco. Pojawia się również Seth Roger, czyli mamy taką zbieraninę koleżków…
Dlaczego nie: … co może świadczyć o tym, że zrobili ten film dla beki. Zresztą tak między nami: czegoś w tej produkcji zabrakło… może szerszego spojrzenia na Tommy’ego, może większej ilości scen na planie filmowym, może lepszego zakończenia? Generalnie w moim odczuciu jest sporo nudniej niż podczas seansu „Pokoju”. Wolałbym chyba zobaczyć film dokumentalny, a nie fabularny. No i jeśli nie wiecie o co chodzi z tym tematem, to nie ma sensu iść do kina.
Kiedy: Jeśli oglądaliście The Room to biegnijcie śmiało – być może wersja Franco Wam się spodoba. Jeśli nie, to najpierw obejrzyjcie „oryginał” i podejmijcie decyzje opierając się na Waszych uczuciach względem szlagieru z 2003 roku..