Dzień dobry! Dziś tania środa w Cinema City Poland! Z tej okazji recenzuję dziś dla Was aż trzy filmy, które od piątku królują w naszych kinach. Chociaż wróć, tak naprawdę opisuje dwa, ponieważ trzecim zajęła się niezastąpiona Marta Płaza – ja się niestety trochę rozchorowałem i nie na wszystko zdążyłem pójść do kina. Marta opisała Kształt wody czyli opowieść o pewnym morskim potworze, laboratorium i niezwykłej przyjaźni. Ja zająłem się natomiast filmem Czarna Pantera, który jest kolejną ekranizacją komiksów Marvela (a sam wspomniany nowym Avengersem poznanym już w Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów), oraz filmem Czwarta władza czyli opowieścią o mocy dziennikarskich słów i obalaniu rządu USA. Zapraszam na Twitter Marty po więcej około filmowych ciekawostek, a także na mój Twitter i Facebook. Dajcie follow, zostawcie „lubię to”. Nie zawiedziecie się!
– Kształt wody
O czym: Główną bohaterką filmu jest niejaka Elisa – niema sprzątaczka pracująca w rządowym laboratorium. Jej życie całkowicie się zmienia, gdy przypadkiem odkrywa pilnie strzeżoną tajemnicę.
Dlaczego tak: Film jest absolutnie przepiękny wizualnie. Wysmakowane kolory i przemyślana scenografia, cieszą oko od pierwszej minuty. Kształt wody to również popis znakomitego aktorstwa, z uroczą Sally Hawkins na czele. Kontrpunktem dla utalentowanej brytyjskiej aktorki, jest znakomity jak zwykle Michael Shannon, który rzuca biczfejsami jak mało kto. Całość spina muzyka Alexandre Desplata – być może nie tak intrygująca jak zwykle, ale to wciąż kawał porządnej roboty.
Dlaczego nie: Bo w zasadzie, plusy filmu kończą się na tym o czym wspomniałam powyżej. Będzie to opinia całkowicie subiektywna, możecie mnie nazwać nieczułą, ale już dawno nic mnie tak nie zirytowało swoją bzdurnością jak historia przedstawiona tutaj przez del Toro. Dziury w scenariuszu, papierowe postaci i okropny wątek miłosny ostatecznie zepsuły mi seans, tego skądinąd technicznie znakomitego filmu. Nic mnie tak nie irytuje w kinie, jak koszmarnie durne historie, udające kino wysokich lotów.
Kiedy: Oscary już tuż tuż, więc jeżeli zarywacie nockę, aby śledzić galę, to pora wybrać się do kina. Jeżeli jednak niespecjalnie obchodzą was jakieś tam statuetki, a filmy oglądacie dla samego funu, nie nagród, to z seansem Kształtu wody, możecie spokojnie poczekać do wydania DVD.
– Czarna Pantera
O czym: Książę T’Challa przywdziewa kostium Czarnej Pantery po tym, jak jego ojciec – król Wakandy – umiera w zamachu na siedzibę ONZ. Ponieważ ich kraj leży na złożach najtwardszego metalu we wszechświecie – ktoś inny wkrótce również upomina się o tron.
Dlaczego tak: Bo to kolejny Marvel! W dodatku w fajny i ciekawy sposób przedstawiający „origin story” mało znanego, ale ważnego bohatera. Ogólnie „Czarna Pantera” to dość dobra produkcja, nie można się przy niej nudzić. Całość jest też dość świeżym spojrzeniem na ekranizacje komiksów. Niektóre sceny akcji były naprawdę spoko (np. pościg samochodowy) i nie mogę się doczekać jakiegoś ich fajnego rozwinięcia w „dwójce” jeśli ta kiedyś powstanie. No i główny zły wygląda bardzo fajnie, a całość zalatuje czasami latami 90.
Dlaczego nie: Bardzo mocno irytował mnie akcent wszystkich mieszkańców Wakandy. Sporo efektów specjalnych było niedorobionych, a ruchy części ludzi (w szybszych scenach walk) mocno nienaturalne. Sceny w większych plenerach również nie powalają, plenery są niestety zbyt puste. Denerwowała mnie tez muzyka, która z początku w ogóle nie występowała (jakieś znane z trailerów charczenie i boom boom), a potem zupełnie nie potrafiła odnaleźć własnego stylu – przenikała się nuta gangsta, techno czy plemienno-afrykańska – a źle dobrana muzyka to zbrodnia, zwłaszcza po cudownej ścieżce dźwiękowej Strażników Galaktyki czy nawet ostatniego Thora. Chociaż masa osób wypowiada się o Panterze w samych superlatywach, to trudno mi zrozumieć dlaczego. Nie jest to nowa jakość, raczej Marvelowski Król Lew z jakimiś tam dodatkami.
Kiedy: W moim odczuciu Czarną Panterę można w ogóle pominąć. Nie jest jakoś mocno związana z tym, co się dzieje w świecie Avengersów (chociaż pewnie jakieś odniesienia zobaczymy w „Wojnę bez granic”). Cóż, pomysł niezły, wykonanie gorsze. Kilka świetnych patentów i morze niedoróbek.
– Czwarta władza
O czym: Dziennikarze The Washington Post zdobywają kilka tysięcy stron rządowych dokumentów, które dyskredytują sens wojny w Wietnamie.
Dlaczego tak: Meryl Streep, Tom Hanks? Wiem, że większość z Was uzna, że te nazwiska to pewniak i trochę tak jest – poziom Czwartej Władzy jest bardzo porządny. Historia jest ciekawa i do ostatniej minuty trzyma w napięciu. Z tego co rozumiem całość oparta jest na faktach i w ciekawy sposób przybliża działanie władzy i w ogóle wojny. Zdjęcia też są bardzo, ale to bardzo dobre. Stroje i dekoracje z epoki w której dzieje się akcja również.
Dlaczego nie: Chociaż inni starają się Wam wmówić, że Streep/Hanks to gwarancja sukcesu, to pomimo głównych ról nie nagrali się tu jakoś znacząco. Po prostu są na ekranie przez większość scen, ale kreacje Oscarowe? Boże broń. Kompletnie mnie do siebie nie przekonali, nie zagrali nic wartościowego, no po prostu wystąpili w tym filmie. Już nie mówiąc o tym, że ten ogólnie jest słaby – fajnie skonstruowany i politycznie ciekawy, ale bardzo wybiórczy, miejscami monotonny i skupiający się na totalnie niewłaściwych aspektach sprawy*. Steven Spielberg jako reżyser? To brzmi dumnie, ale zastąpić mógłby go prawie każdy. Ja tam w ogóle nie widzę tu jego ręki.
Kiedy: Jeśli oglądacie wszystko co Oscarowe to oczywiście można, ale prawda jest taka, że zdecydowanie nie trzeba. Zdziwię się jeśli ktoś z obsady zgarnie jakąś statuetkę podczas najważniejszej nocy filmowej w roku.
*. wiem, że w plusach napisałem, że jest bardzo ciekawy, a w minusach, że monotonny. Sama historia „jako całość” jest bardzo okej, jej zarzucić nic nie mogę. Ale to co dostajemy na ekranie, przenikanie się życia prywatnego ze służbowym, jakieś konwenanse społeczne, blabla – odbierają produkcji należytego tempa.