Dzień dobry! Upały w naszym kraju nie odpuszczają i sięgają już nawet 34 stopni! Jeśli chcecie poznać mój sposób na taką pogodę to z chęcią Wam go zdradzę: klimatyzowana sala w ulubionym kinie! To z pewnością rozwiąże większość wakacyjnych problemów! W dzisiejszym odcinku „Aktualnie w kinie” zajmiemy się filmem Mamma Mia: He We Go Again! Jest to oczywiście bezpośredni sequel produkcji z 2008 roku opowiadający historię hotelu na małej greckiej wyspie. A wszystko to oczywiście w rytm niezapomnianych szlagierów zespołu ABBA. Post powstał z okazji MegaŚrody w Multikinie, ale polecam też sprawdzić również czym są Multiponiedziałki. Na wspomniany film zabrałem mamę korzystając właśnie z tej promocji. Zapraszam więc do recenzji oraz do sprawdzania i lajkowania moich profili internetowych! Znajdziecie mnie na Twitterze [klik], na Instagramie [klik] oraz oczywiście na Facebooku [klik]!
– Mamma Mia: He We Go Again!
O czym: Obserwujemy dwie linie czasowe: młodość Donny i pierwsze chwile na wyspie jej marzeń oraz teraźniejsze starania jej córki o przywrócenie zapuszczonego hotelu do pełni chwały.
Dlaczego tak: Dla Lily James! Dziewczyna jest przepiękna, kosmicznie utalentowana i z całą pewnością jest najjaśniejszym plusem recenzowanej produkcji! Autentycznie jest tak urocza, że jakby mi na 2 godziny wyświetlili jej zdjęcie zamiast filmu to bym siedział i patrzył, a potem jeszcze podziękował. Bo ogólnie przejścia pomiędzy różnymi „czasami” są bardzo fajnie i zmyślnie pomyślane. Można się niekiedy zaskoczyć, bo np. do drzwi idą „teraźniejsze” postacie, a wychodzą nimi te z przeszłości! Zresztą na plus liczę również fakt, że obie historie są ciekawe, a „młodsi” aktorzy nawet podobni do swoich wiekowych odpowiedników. Film jest wzruszający, sensownie pomyślany, a w obsadzie ponownie: Amanda Seyfried, Pierce Brosnan, Colin Firth, Stellan Skarsgård, Julie Waters, Christine Barański czy Meryl Streep…
Dlaczego nie: … bo tej ostatniej praktycznie w filmie nie ma. Występuje w kilku scenach i coś tam nawet śpiewa, ale bankowo nie ma jej na ekranie nawet 5 minut. Autorzy kontynuacji bardzo chcieli użyć piosenek z jedynki (te kilkakrotnie słychać w tle lub są nucone przez bohaterów), bo co tu dużo mówić… Najlepsze piosenki ABBY już wykorzystano, a te tutaj są mało znane i niespecjalnie porywają. Nawet taki hicior jak Waterloo zaśpiewany został w sposób prawie nudny. Na domiar złego i na przekór zdaniu wyżej… utwory z pierwszej części również pojawiają się w fabule. Do tego film jest smutniejszy, głupszy i miejscami bardziej niedorzeczny niż „jedynka”. Ach, i co tu dużo mówić: Cher ledwo stoi na nogach i chociaż wygląda młodziej niż każde z nas – głos ma niczym stary alkoholik.
Kiedy: Jeśli musicie to w kinie! Warto jednak wziąć pod uwagę, że Mamma Mia 2 wygląda raczej jak dodatek, jak telewizyjny „special”, a nie jak sequel z prawdziwego zdarzenia. Fajnie rozwinięte wątki, nieźle pokazana przeszłość głównych bohaterów (chociaż nadal szczątkowa) i… odgrzane kolejny raz kawałki muzyczne. Albo w kinie, albo wcale!