Witajcie w ten piękny, ale deszczowy dzień! Gdzie najlepiej przeczekać straszną pogodę? W kinie! Dziś opisuję dwa zdecydowanie różne od siebie filmy. Na pierwszy ogień idą Złe Mamuśki czyli komedia o tym jak trudno być kobietą, a przede wszystkim matką w dzisiejszym świecie. Chwilę później zajmiemy się bardzo kontrowersyjną produkcją o pewnej drużynie antybohaterów – tak, chodzi o Legion Samobójców. Cały problem z tym filmem jest taki, że ludzie bardzo negatywnie go oceniają, ale chyba do końca nie umieją wytłumaczyć dlaczego. Ja również dałem się temu ponieść i razem z Gosią – która dodaje swoje trzy grosze (dziękuję!) – wchodziliśmy na salę z negatywnym nastawieniem i już z góry wystawioną oceną – finalnie jednak nie było tak źle jak malują to rozliczni specjaliści, którzy lubią budować szum na popularnych opiniach. Ja jak wiadomo zawsze idę pod prąd, ale żeby nie było, że robię to pod publikę – jak zwykle punkt po punkcie opowiem dlaczego tak i dlaczego nie, a moja partnerka dołoży coś od siebie – z zupełnie innej perspektywy. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City! To już dziś, wpadajcie do kin w swoich miastach! Dajcie mi follow na Twitterze oraz moim Facebookowym fanpage’u – w obu tych miejscach możecie się ze mną przywitać i dać znać co sądzicie o blogu 🙂
– Złe Mamuśki
O czym: Pewna przemęczona matka postanawia przestać przejmować się tym jak widzi ją świat i odpuścić – podpada tym samym perfekcyjnej pani domu, która rządzi się w szkole jej dzieci.
Dlaczego tak: Mila Kunis! Oraz dość niecodziennej urody Kathryn Hahn! Obie Panie zagrały naprawdę pierwszorzędnie, ich postacie zdecydowanie są z krwi i kości! Kunis jest miła, cierpliwa i delikatna, ale potrafi przywalić, natomiast Hahn jest tak niegrzeczna jak wygląda. Jeśli ktoś lubi pozostałe panie to w obsadzie znalazły się również: Christina Applegate, Kristen Bell, Jada Pinkett Smith czy Annie Mumolo! Fabuła jak na tego typu produkcje, nie jest taka znów najgorsza, kilka momentów może spodobać się nie tylko ludziom „po trzydziestce i z dzieciakami”, a niektóre dowcipy nawet mnie śmieszyły. Ścieżka dźwiękowa jest świetna, naprawdę doskonale dobrana, bardzo nowoczesna i gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, aby zakupić po seansie pełny soundtrack. Dzieci, bo one też się pojawiają, grają też całkiem nieźle – miło się patrzy, że rośnie nam zdolne pokolenie! No i najważniejsze – bywa wulgarnie, nie tak jak w komedii o facetach, ale zawsze coś! Ach, no i są gołe klaty – męskie, ale to w końcu film raczej dla kobiet. Sceny podczas napisów końcowych są naprawdę… wyjątkowe 🙂
Dlaczego nie: Christina Applegate niestety gra jak drewno, albo nawet gorzej, jak cały las. O żonie Willa Smitha (bo tak ją trzeba nazywać) nie powiem wiele więcej, prócz tego, że jest. Reszta obsady w ogóle nie zasługuje na jakieś szczególne względy – żal mi Kristen Bell, taka zdolna i taka ładna, a ubrali ją w sweter i kilka razy kazali się przewrócić i to tyle. W filmie użyto wyjątkowo irytujących filtro-rozmyć, które szczególnie doskwierają podczas poranków, gdy imitują sielankę – niestety jestem na nie, bo takie praktyki mnie irytują. Scenariusz można by poprawić, zawsze się dziwie czemu dobry temat można tak łatwo zepsuć i dlaczego męskie komedie są jakoś bardziej spontaniczne – więcej gagów nikogo by nie zabiło.
Kiedy: Jeśli czujecie się na tyle starzy, aby załapać temat – zapraszam serdecznie! Jeśli kochacie te aktorki – również! Reszta niech kupi na DVD, albo poczeka na premierę telewizyjną – chociaż tutaj z góry mówię: Złe Mamuśki oceniam na plus.
– Suicide Squad (Legion Samobójców)
O czym: Grupa siedzących w tajnym więzieniu „antybohaterów” zostaje zmuszona przez rząd USA do wykonania misji, z której prawdopodobnie nie wrócą żywi.
Dlaczego tak: MARGOT ROBBIE! Tak perfekcyjnie zagranej Harley Quinn nie wyobrażałem sobie w najśmielszych snach. Ona stała się swoją postacią! Will Smith też doskonale sobie poradził i jako Deadshot wypada więcej niż przekonująco – jestem wielkim fanem DC i od wielu lat oglądam wszystkie animacje – większość „bandy” tak właśnie powinna wyglądać i tak zachowywać. Kolory są super, Instagramowo-mroczne filtry zrobiły robotę, masa smaczków i gry fioletem dodaje filmowi skrzydeł – szkoda tylko, ze strasznie wyrywnie, bo bywa i niepotrzebnie posępnie. Fabuła jest bardzo zbliżona do komiksów, nie jest doskonała, ale też przynajmniej jej pierwsza połowa – nie nudzi. Historie członków Legionu są ciekawe i każda oddana w swoim charakterystycznym stylu. Muzyka jest niesamowita i naprawdę pasuje do tego co widzimy na ekranie, nie sposób się chyba za bardzo przyczepić – mnie bolało jedynie użycie Eminema, ale dało się przeżyć. Gdyby to był przypadkowy blockbuster na lato, a nie długo oczekiwana adaptacja komiksów (dajcie spokój, i tak nikt ich nie czytał, znam ja Was) – oceny byłyby z pewnością wyższe. No i jest Batman! Trochę, ale jest.
Dlaczego nie: Jared Leto ssie – i to tylko ze swojej winy, generalnie w nowych komiksach/animacjach od DC Joker tak wygląda i tak się zachowuje, ale Leto jest jakiś niespecjalny w tej roli, po prostu coś w nim nie gra. Niektórzy członkowie SS (co za skrót!) prawie w ogóle nic nie mówią i jest to wina dziwnie skręconej fabuły, czego nie mogę zrozumieć, bo genialna Harley Quinn ciągle gada i coś dopowiada, a inni milczą. Ogólnie można odnieść wrażenie, że film jest mieszanką tysiąca historii, ale niestety produkcje np. Marvela już przez prawie dekadę, pokazują nam w jaki sposób przed wyruszeniem w drogę – kompletuje się drużynę – tutaj poszło niby sprawnie, ale jednak czuć pewną ciasnotę. No i przeciwnicy – mięso armatnie w ogóle było totalnie do kitu, serio wyglądali jak gówno z oczami, a główni bossowie – słabi, łatwo zniszczalni, nudni. Kwestie graficzne również są bardzo dyskusyjne, raz mamy piękne filtry o których już mówiłem, a później mamy ślamazarną mieszankę niczego – jakbyśmy oglądali pierwszego Hulka, z potworami nie będącymi niczym, za to będącymi po nic. Zburzone miasta, które nie urzekają topografią, za to straszą małą ilością detali i ciemnością. Wkurzyło mnie też to, że finałowo oczywiście dostajemy akcję z wielkim portalem strzelającym sobą do nieba – ostatnio w każdym filmie pojawia się coś takiego. Aktorka grająca „Katanę” jest piękna, a tu nosi maskę ;/
Kiedy: Moim zdaniem jest tak – jeśli oglądaliście Batman v Superman i czekacie na Ligę Sprawiedliwych – to koniecznie. Jeśli jesteście nowi w temacie, to tylko jeśli chcecie pooglądać pupę Margot, bo jest masa odniesień komiksowo-filmowych do setki innych rzeczy – w tym finału wspomnianego wyżej filmu. Nie nastawiajcie się jednak za bardzo ani na hit, ani na kit – pozwólcie sobie odkryć to co pominąłem, to czego nie zauważyli inni. Może się zakochacie.
Trzy grosze od Gosi (która dodała ich nawet ciut więcej):
Suicide Squad to dobra opcja dla tych, którzy chcą zobaczyć jak superprzestępcy ratują świat. Fabuła nie jest skomplikowana, wręcz dość przewidywalna, mamy też przez to wrażenie, jakby film był zlepkiem innych produkcji. Zdecydowanie więcej oczekiwałam od Legionu, zwłaszcza po tych wszystkich kampaniach reklamowych, oraz długich przygotowaniach Jerada Leto do roli Jokera, którego na ekranie było zdecydowanie za mało. Jedyne co naprawdę przyciąga uwagę to fantastyczna kreacja Margot Robbie jako Harley Quinn, której dalsze losy chętnie bym zobaczyła w kolejnej części. Will Smith tym razem nie jako superbohater, ale jako jego odwrotność, niestety nie pokazał całego swojego potencjału, który w nim tkwi, a pozostali ze Squadu kompletnie nie zapadają w pamięć. Film jest dość ciemny, akcja skupia się na pokonaniu złych antycznych bóstw, za co ukłon w stronę Cary Delevingne, która dobrze się odnajduje w świecie filmowym – ciekawa kreacja postaci Enchantress. Czasem przygrywa klasyka typu The Animals, Black Sabbath czy Creedence Clearwater Revival – co jest miłym zaskoczeniem jak na soundtrack w filmie tego rodzaju. Trochę miszmasz, ale widocznie w tym wariactwie jest jakaś metoda. W mojej ocenie Suicide Squad jest godny polecenia, chociaż zasługuje tylko na ocenę pokroju 6/10. Film pozostawia niedosyt, ale na spędzenie wieczoru z przyjaciółmi będzie zdecydowanie dobrym rozwiązaniem.
Mi się tam film podobał, totalnie nie rozumiem tego całego hejtu 😀
A no widzisz!
Jared Leto nie ssie :c
Właśnie doczytałem o usuniętych scenach, że miał dostać dużo więcej czasu – może tam było lepiej 😀