Wakacje prawie się kończą, ale na szczęście premiery kinowe jakieś tam są. Niestety każda z nich cierpi na pewien syndrom, a mianowicie pomimo swoistego przepychu – nie zaspokaja w Nas tego co powinno zostać zaspokojone. Niektóre niosą jakieś brzemię remake’u, niektóre są trochę podOscarowe, a inne podrabiają pewien film z N. Cage’m. Nie oznacza to jednak, że jest źle – jest okej. Na pierwszy ogień Boska Florence czyli opowieść o kobiecie, która „nie do końca umie śpiewać” z Meryl Streep, następnie Ben-Hur czyli opowieść o najeździe Rzymian i pewnym niesłusznym oskarżeniu o zdradę (z góry mówię, że nie oglądałem oryginałów, wybaczcie), a na koniec Rekiny Wojny czyli dwóch kolegów sprzedających broń do Afganistanu. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City. Zapraszam więc do kin oraz na mój facebookowy fanpage oraz na profil na Twitterze gdzie rozmawiam o kinie, teatrze i muzyce!
– Boska Florence
O czym: Pewna urocza kobieta poświęciła swoje życie muzyce dając liczne koncerty, niestety w ogóle nie potrafiąc śpiewać.
Dlaczego tak: Meryl Streep! Hugh Grant! Simon Helberg (The Big Bang Theory)! Cała trójka spisała się świetnie, tworząc wyjątkowo prawdziwe, żywe i zdecydowanie urocze postaci. Na największe brawa zasługuje oczywiście Streep, która gra tak „ludzko” że miejscami denerwująco, żałośnie – czyli tak jak trzeba odgrywając nie do końca świadomą swojej osoby Florence. Bo film ma przepięknie oddane realia – rewelacyjne kostiumy, doskonałą muzykę oraz… cudowne samochody z tamtej epoki. Zdjęcia są czyste i nakręcone ze smakiem, reżyser zadbał o najmniejszy szczegół – więc jeśli uwielbiacie tego typu realia to poczujecie się jak w domu. A poziom? Po aktorach widać, że świetny!
Dlaczego nie: Bo to miała być komedia, a mimo wszystko fałszowanie Florence we mnie salw śmiechu nie wywoływało, a innych elementów komediowych to jak na lekarstwo – ja więc napisałbym, że to po prostu dramat. Może komedio-dramat, ale to musiałbym naprawdę mieć dobry dzień. Ogólnie film jest prawdziwą historią, trochę relacją z życia głównej bohaterki, ale nie jest jakoś przesycony fabułą, nie do końca poznajemy bohaterów, nie dzieje się tutaj nic przesadnie ciekawego.
Kiedy: Tutaj zaskoczenie – właśnie Boską Florence w tym tygodniu oglądało mi się najprzyjemniej i to ją polecam zobaczyć – no chyba, że nie znosicie tego klimatu, wtedy czytajcie dalej 🙂
– Ben-Hur
O czym: Dwóch braci popada w konflikt, gdy jeden z nich zaciąga się do Rzymskiej armii.
Dlaczego tak: Jeśli oglądaliście jedną z pierwszych wersji (były 2) to może warto spróbować z tą nową – nie jest chyba tak bardzo obrazoburcza jak niektórzy mówią. Ogólnie to całkiem niezły film historyczny z naprawdę niesamowitymi dekoracjami, prawie nieźle zagrany, mocno inspirowany ostatnimi filmami biblijnymi – porządna produkcja. Jack Huston świetnie nadaje się do głównej roli, zdecydowanie przyjemnie się na niego patrzy – no i większość aktorek jest naprawdę ładna, chociaż nie są to wielkie nazwiska. Czasami przygrywa w tle fajna muzyka, klimat jest. Widniejący na plakacie wyścig zaprzęgów też jest całkiem całkiem.
Dlaczego nie: Za dużo tutaj Jezusa i jego przygód, przez co film przypomina jakąś biblijną przypowieść, a nie historię w duchu chociażby Gladiatora. Moim zdaniem konflikt braci jest głupi, nie ma najmniejszego sensu, cienia podstaw, ani rozsądku – nie wiem jak było w oryginałach, ale tutaj to, że oni się nie lubią jest totalną bzdurą. W ogóle to Toby Kebbell jest okropny, brzydki, totalnie niezdolny artystycznie i patrzenie na niego jest nie tylko bolesne, co po prostu w moim odczuciu jest największym błędem castingowym roku. A było już ich kilka! Ach, Jerozolima w moim odczuciu wyglądała odrobinę inaczej niż pokazują w filmie, ale to szczegół. Generalnie oprócz jednej morskiej bitwy (w sumie nie pokazanej), to jakąkolwiek ciekawą akcją jest jedynie wspomniany wyścig – trochę mało, chociaż przynajmniej nie niszczą pamięci starszych produkcji dodając jakieś cuda…
Kiedy: Jeśli ktoś lubi firmy historyczne, w dodatku bardzo bliskie Biblii, to warto. Trzeba jednak powiedzieć wprost, że jest to produkcja zwykła, nie do końca wiadomo po co nakręcona. Jeśli już to tylko w kinie, na TV nie zrobi takiego wrażenia.
– Rekiny Wojny
O czym: Historia dwóch przyjaciół, którzy sprzedają broń sojusznikom USA walczącym w Afganistanie.
Dlaczego tak: Johan Hill, Miles Teller – zagrali świetnie, na swoim stałym poziomie i to dla nich warto film zobaczyć. Mało jeszcze znana Ana de Armas jest przepiękna i ma cudowny akcent, a Bradley Cooper chociaż jest postacią drugoplanową to świetnie uzupełnia i pogłębia mroczną atmosferę. Niektóre ujęcia są fantastyczne i naprawdę przyjemnie się na nie patrzy, muzyka prawie zawsze jest sensowna i uzupełniająca akcję. Trzeba przyznać, że reżyser umiejętnie dobierał plany filmowe. Jeśli pierwszy raz oglądacie film w tym klimacie, to generalnie będziecie raczej zadowoleni i zaciekawieni – z góry jednak musicie wiedzieć, że nie ma tutaj prawie w ogóle „akcji samej w sobie” – wszystko oparte jest na dialogach.
Dlaczego nie: Rekiny Wojny jest moim zdaniem słabszą wersją „Pana Życia i Śmierci”, który to jest zdecydowanie lepszą produkcją, z mocniejszym klimatem. To co oglądamy to podobno komedia, ale nie ma tutaj nic zabawnego, ja bym nazwał to raczej dramatem i niespecjalnie zagłębiał się w dodatkowe dopiski. Moja znajoma napisała o filmie, że jest efektowny – moim zdaniem wcale, chyba, żeby podniecać się widokiem z okien na Miami, Las Vegas czy Afgańskiej pustyni – ale to chyba nie o taką efektowność chodzi. Ogólnie Johan Hill nie za dobrze nadaje się do takich filmów, nie zrozumcie mnie źle – to miał być Wilk z Wall Street o sprzedaży broni – i gdyby tak było to okej, niestety kiepska konstrukcja i słaba opowieść sprawiają, że chłopak totalnie nie pasuje, niby jego postać jest dość żywa, ale zbyt duża ilość luzu psuje klimat. Chociaż to ostatnie jest tylko moim zdaniem, słyszałem, że niektórzy właśnie to cenią.
Kiedy: Moim zdaniem to można iść do kina, oczywiście pod warunkiem, że interesuje nas tematyka i nie dajemy się nabrać na trailer oraz opisy mówiące, że to komedia. Tak – są śmieszni panowie i jarają zioło w Afganistanie, Nie – nie jest to komedia. Jeśli natomiast się chociaż trochę wahacie – to DVD kiedyś, lub premiera w TV.
Widzę gościu lubisz pisać, ale brak komentarzy pod wszystkimi artykułami, mówi sam za siebie.
Napiszę coś, do skapnie grosik od sponsorów i reklam.
Jak chcesz to mam trochę procedur do napisania, to może jaki pożytek z tego będzie 🙂