Witajcie w najnowszym aktualnie w kinie! W dzisiejszym odcinku bez zbędnych przedłużeń Listy do M. 3: Czas niespodzianek czyli świąteczna komedia o… świętach? Chociaż to zdanie brzmi dziwnie, zapewniam, że ma głębszy sens! Rzućcie koniecznie okiem o co chodzi – szczegóły poniżej! Jeśli jednak nie wystarczy Wam cotygodniowy skrót, to musicie wiedzieć, że „listy” mają również pełną recenzję sprzed kilku dni. Znajdziecie ją tutaj! A już teraz bez dodatkowych przedłużeń zapraszam Was do tekstu oraz na tanią środę w Cinema City, które zaprosiło mnie na wspomniany film. Polecam też śledzić mnie na Twitterze oraz dać lubię to na Fanpage’u bloga.
– Listy do M. 3
O czym: Wielowątkowa komedia romantyczna z akcją umiejscowioną 24 grudnia.
Dlaczego tak: Bardzo ładnie zrobiony film, ktoś miał niezłe oko. Świetna rola Andrzeja Grabowskiego i młodziutkiej Weroniki Wachowskiej. Wojciech Malajkat też robi dobrą robotę. Film jest mniej ponury niż „dwójka” a dodatkowo ma co prawda mało świąteczną, ale za to naprawdę niezłą ścieżkę dźwiękową. Ogólnie jest to dobra, średnia produkcja, która pomimo minusów nie żenuje i nie zasmuca.
Dlaczego nie: Mało świąteczna ta część – w ogóle nie czuć klimatu. Co z tego, że jest śnieg, a kalendarze mają ustawioną właściwą datę, skoro bohaterów niespecjalnie to obchodzi? Niektóre wątki są zbyt mocno spłycone, a inne niepotrzebnie rozbudowane. Niektóre ekranowe pary drażnią: jak Szyc i Różczka z Zamachowskim w tle – chociaż problemem jest rozpisanie i prowadzenie ich postaci, a nie sama gra aktorska. Ogólnie sporo tutaj aktorów, których większość z Was nie chce oglądać, a ja w recenzjach zwykle ich krytykuje – na szczęście mało kto ze względu na wielowątkowość produkcji dostał tutaj dużo czasu ekranowego. Sam scenariusz jest trochę zbyt mocno przerzuty, powtarzalny i nieświeży i mało zaskakujący – w pełnej recenzji napisałem, że wygląda to tak, jakby scenarzyści nie oglądali poprzednich części tylko na ślepo zbudowali z gotowych klisz typowy film świąteczny. No i Karolak jakiś taki nabzdyczony i agresywny… Psia dupa.
Kiedy: Tak naprawdę film jest mocno średni – ale to również plus, bo nie jest żenujący ani specjalnie zły. Uważam, że można śmiało go obejrzeć – nie do końca rozumiem tylko czemu w listopadzie. Ważne jest natomiast Wasze nastawienie – jeśli pójdziecie z czystą głową i nie będziecie się mocno czepiać drobiazgów to seans pójdzie gładko. Chociaż po godzinie już o nim zapomnicie.