Dzisiejszy tydzień jest dość niezwykły, po pierwsze weszły bardzo dobre filmy, po drugie jedna recenzja jest zdecydowanie dłuższa, ponieważ została napisana gościnnie przez Aleksandrę i w dodatku Cinema City tego filmu nie wyświetla, ponieważ jest to film dokumentalny, ale nie bójcie się: namierzycie go za to w kinach studyjnych. Mowa oczywiście o produkcji Everest – Poza krańcem świata. Natomiast jeśli chodzi o filmy normalnie wyświetlane w naszej ulubionej sieci, to dzisiaj lecimy z mega pięknym Serce, Serduszko, wyjątkowo przejmującym Wolnym Strzelcem oraz coraz mniejszej wielkości blockbusterem: Igrzyska Śmierci: Kosogłos część 1. Zauważcie, że wszystkich ludzi linkuje ich twitterami – mnie też tam znajdziecie, to najłatwiejszy sposób dotarcia do nas.
– Serce, Serduszko
O czym: Mała dziewczynka ucieka z domu dziecka, aby ojciec pijak zawiózł ją na przesłuchanie do szkoły baletowej. Ponieważ na pijaka liczyć nie można, pomaga jej dość niecodzienna pracownica ośrodka
Dlaczego tak: Ten film to totalne piękno, miłość, radość i wszystkie te dobre słowa jakie można wymyślić. Miałem przyjemność oglądać go ponad miesiąc temu na festiwalu w obecności aktorów i reżysera – i wszyscy skradli moje serce tak na żywo jak i na ekranie. Młodziutka Maria Blandzi to wielkie odkrycie – niezwykle urocza, utalentowana i skromna. Partnerująca jej Julia Kijowska w roli nieprzystosowanej i początkowo bardzo wrogiej opiekunki niesamowicie błyszczy i dodaje charakteru produkcji. Męskie role to Marcin Dorociński i Borys Szyc – warto zaznaczyć, że obaj spisali się na medal i nie można im zarzucić zupełnie nic, tak więc doskonale uzupełniają waleczne dziewczyny. Serce, Serduszko to właściwie kino drogi więc mamy tutaj także piękne krajobrazy, wspaniale wzbogacone o niezłą ścieżkę dźwiękową. Nie ma drugiego takiego filmu i jeszcze długo nie będzie, historia może miejscami za słodka, ale jednak zostawia nas z gorącym sercem i koniec końców pozytywnym wrażeniem. Dodatkowo co jakiś czas pojawiają się wstawki animowane wzorowane na rysunki małego dziecka, tworząc specyficzny i niepowtarzalny klimat…
Dlaczego nie: … ale niestety mnie irytowały, były za krótkie i nie zawierały puenty. Finał jest trochę za lekki, ale nie chodzi mi o to, że chciałbym dramatu, raczej o to, że aż śmierdzi poprawnością TVP – zwłaszcza końcowa piosenka. Z całą pewnością wiele osób o zamkniętej głowie uzna ten film za zły. Ale ja biłem brawo.
Kiedy: Natychmiast jeśli tylko jest taka okazja! Najlepiej z kimś smutnym, powinien się pocieszyć!
– Wolny Strzelec
O czym: Pewien człowiek chciałby zarobić jakieś pieniądze. Pewnego dnia przypadkowo odkrywa, że dobrze płacą w śniadaniowych telewizjach, głównie za brutalne materiały czy to z miejsca zbrodni czy rozmaitych wypadków. Kupuje więc kamerę, skaner policyjny i wyjeżdża w miasto.
Dlaczego tak: Jedno słowo, a raczej dwa: Jake Gyllenhaal – ten aktor zrobił totalnie cały film sobą, swoim wyrazem twarzy, swoimi za dużymi ubraniami i tłustymi włosam,. W jednej chwili masz ochotę go przytulić, a w drugiej widzisz, że to groźny socjopata. Najbliżej mu do Jima Carreya w Telemaniaku. Jest przerażający, żałosny, irracjonalny, śmieszny – a wymieniać można bez końca. Dla mnie murowana nominacja do Oskara. Film zawiera też piękne ujęcia nocnego miasta, dość standardowy, ale jednak nieprzewidywalny scenariusz i kojącą muzykę. Scena finałowa to czysta adrenalina i nie idzie usiedzieć w fotelu. Mocny, brutalny, ociekający krwią thriller – opisujący świat telewizji, krwawych niusów i sprzedawania prywatności tak celnie – jak to tylko możliwe. Wiele można mówić, ale na pewno prowokuje do dyskusji. Dowodem niech będzie zamieszczony link do podcastu Małe Filmidło (pod tekstem) i mój vlog na Youtube – gdzie musiałem o tym filmie mówić i mówić znów, bo jest szalenie wyjątkowy.
Dlaczego nie: Czegoś tu jednak zabrakło, tej petardy, jakiegoś wznioślejszego wątku w historii, lepszego zarysowania patologii. Film balansuje na cienkiej linii, starając się widza rzucić na kolana – ale nie rzuca. Jest blisko, ale to nie to.
Kiedy: Teraz, najlepiej nocą, można iść do kina samemu dla lepszego klimatu.
Tutaj link do Małego Filmidła w którym Kasia i ja rozmawiamy u Jasia o tym filmie.
A tutaj mój vlog ze specjalnym udziałem Kasi.
– Igrzyska Śmierci: Kosogłos. Część 1
O czym: Kolejna część książki dla nastolatek, tym razem bez tytułowych Igrzysk, za to z niekończącymi się monologami o pokonaniu tego złego i uratowaniu tych dobrych.
Dlaczego tak: Bo to kolejna część i trzeba to zobaczyć. Bo to nadal dość dobry film, który się ogląda jak serial – są znani bohaterowie, dalsze problemy, trochę akcji. Muzyka jest znośna i wiem, że niektórzy kochają soundtrack z tej produkcji.
Dlaczego nie: Niewiele się tu dzieje, serio – akcji czy bijatyk z główną bohaterką doświadczymy chyba tylko w jednej scenie no i to wszystko. Ja mówię całkowicie powaznie, przez większość filmu albo siedzą w bunkrze, albo sobie chodzą po ruinach z kamerami i tworzą propagandę. Najbrutalniejsze to są tutaj dialogi opisujące co się stało, albo sceny, gdy zabijani są cywile z poszczególnych dystryktów – mało tutaj jakiejkolwiek normalnej akcji czy narastającego tempa. Film się po prostu ogląda i już – ale nie wiadomo po co. Całkowicie na poważnie, widać że został sztucznie pocięty na dwie części, a oglądanie jedynki w ogóle nie cieszy.
Kiedy: Na maratonie wszystkich części np. za rok, albo chociaż jak dostępna będzie całość „Kosogłosa”.
A teraz Aleksandra i jej Everest – marzenie, które ma nadzieję spełnić. Dlatego jej recenzja jest bardzo uczuciowa i nie skracałem jej, nie ścinałem – zamieściłem.
– Everest. Poza krańcem świata
O czym: Film opowiada o brytyjskiej grupie ekspedycyjnej mającej marzenie – znaleźć się na najwyższym wierzchołku świata jako pierwsza ekipa na świecie.
Dlaczego tak: Bo jest to film nie tylko o górze i kilkunastu ryzykantach. – Od 1 minuty seansu jesteśmy w masywie górskim położonym w Himalajach Wysokich na granicy Nepalu i Chińskiej Republiki Ludowej (Tybetu) i towarzyszymy ekipie w przygotowaniach. Film jest w dwóch wersjach: 2D oraz 3D i właśnie ta ostatnia robi piorunujące wrażenie. Połacie śniegu, kilkunastokilometrowy lodowiec i wierzchołki są dzięki temu zabiegowi na wyciągnięcie naszej ręki. A widoki ze szczytu Everestu – zapierają dech w piersiach. Dlatego nie każdemu pozwala ona na siebie wejść i spojrzeć z 8850 m n.p.m. w dół oglądając panoramę Himalajów. Śmiałkowie, decydując się na ten trudny krok, przesuwają swój horyzont, widzą niewątpliwie dalej niż niejedna osoba, mają marzenia, które nie odkładają a realizują, walcząc po drodze z chorobami wysokościowymi, brakiem adaptacji do przebywania na dużych wysokościach, obrzękami narządów wewnętrznych, hipotermią, odmrożeniami, oparzeniami słonecznymi itd. To film nie tylko o grupie wspinającej się na Czomolungmę (nazwa góry po tybetańsku), mającej na plechach po dwie butle z tlenem, ale również o pokonywaniu słabości, o przesuwaniu granic swych możliwości i o tym, że jeśli się czegoś naprawdę pragnie, to nie ma słowa „niemożliwe”. Próżno tam szukać nazwisk znanych aktorów. Film kręcony był w Nowej Zelandii, czyli kraju z którego pochodził Edmund Hillary, zdobywca Everestu, oraz w Nepalu. Z ust aktorów nie pada żadne słowo. Za to słyszymy w trakcie filmu wypowiedzi, również archiwalne, członków brytyjskiej ekspedycji, oraz samego sir Edmunda Hillarego oraz szerpy Tenziga Norgaya. Możemy się przyjrzeć i zobaczyć z bliska jak wspinano się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku z całym ekwipunkiem, z olbrzymimi butlami na plecach, w flanelowych koszulach i goglami na twarzy. W międzyczasie pojawia się wiele rycin, nagrań radiowych czy zdjęć nawiązujących czy to do topografii terenu czy do wynalazków mających ułatwić pierwsze i historyczne wejście na szczyt. Emocje towarzyszą widzom do końca seansu, bo jeśli ktoś nie zna historii głównego bohatera lub na film poszedł tylko z ciekawości, nie wie czego się tak naprawdę spodziewać
Dlaczego nie: jeśli wszystko już w życiu zdobyłeś i przeżyłeś, jeśli nie musisz przesuwać swego horyzontu, a do tego masz awersję do śniegu i góry omijasz szerokim łukiem to lepiej sobie odpuść. Film jest dla wybranych, czasami trzeba mieć do niego cierpliwość, aby za chwilę otrzymać nagrodę od „Bogini Matki Śniegu i Ziemi” – właśnie to po tybetańsku znaczy Czomolungma. Przebiegła i kapryśna góra wybierająca tylko nielicznych.
Kiedy: jeśli tęsknicie za śniegiem – możesz obejrzeć teraz. Tęsknicie za górami – także teraz. Kochacie piękne widoki, bezkresne tereny, ciszę gór – idźcie. Zmagacie się z trudnościami, życie daje Wam kopa i tylko napotykacie kłody pod nogami – czym prędzej do kina. Na tym filmie przekonacie się, że tylko własna wyobraźnia Nas ogranicza. Już pod zdobyciu wierzchołka Everestu E. Hillary szczerze i z ulgą przyznał swemu przyjacielowi: „W końcu zdobyliśmy tego skurczybyka!” Możemy więcej niż nam się wydaje. I im się to udało, 61 lat temu.