Rodzeństwo Wachowskich nakręciło kiedyś Matrixa, a potem dwa nie do końca potrzebne sequele. Jednak na pewno nie można zabrać im tego, że jako trylogia jest to jedno z najlepszych sci-fi w dziejach, które wniosło nowe spojrzenie na prowadzenie akcji, niezwykłe patenty efektów specjalnych i emocji. Dzieło, które pokazało, że równie ważny co „boom” jest dobrze napisany scenariusz. Po kilkunastu latach od ich pierwszego poważnego filmu, dostajemy w zamyśle nowe dzieło z nową ideologią, film Jupiter: Intronizacja. Produkcję raz po raz opóźnianą i przekładaną, aby dopieścić efekty specjalne, które zadowolić mają największych malkontentów. Cóż, chyba lepiej było tego nie przesuwać, skoro scenariusz napisany został na kolanie.
Recenzja powstała dzięki sali Cinema City 4DX i Warner Bros. Wyłączenie adblocka włączy zdjęcia w recenzji, nie ma u mnie reklam, ale w tym przypadku nie da się inaczej.
Nie zrozumcie mnie źle, najnowsze dzieło Wachowskich to dość dobry film sci-fi. Problem pojawia się jednak wtedy, gdy jesteśmy wielkimi fanatykami gatunku i na takie filmy chodzimy zaraz po premierze i w 2014 roku widzieliśmy wszystko co wchodziło do kin. Przesuwanie daty dla dopracowania szczegółów mogło wydawać się dobrym pomysłem, ale tak to jest w tym biznesie, że ciągle coś się pojawia i wnosi tak zwaną świeżość. Jest więc tak, iż mimo bardzo dobrych chęci i podmalowania szczegółów kolorowymi farbkami, dostaliśmy produkcję przeterminowaną już w dniu premiery.
Historia zawarta w filmie stara się kreować nowe światy i tłumaczyć znane nam problemy jak istnienie wampirów czy wyginięcie dinozaurów. Robi to jednak w sposób śmieszny, serwując nam sprzątaczkę szorującą toalety (Mila Kunis), która okazuje się być reinkarnacją królowej wszechświata. Parneruje jej Channing Tatum, którego twarz nie wyraża zupełnie nic, za to szpicaste uszy „pół-wilka” w połączeniu z antygrawitacyjnymi rolkami, którymi wesoło śmiga sobie po ścianach, przypominają nam, że jest to kino awanturnicze, tylko w ogóle nie zabawne, za to kompletnie niepoważne – brak humoru czyni fabułę kompletnie niestrawną, a film miejscami kuriozalny i przejaskrawiony. Najważniejszym pytaniem, które stawia sobie widz jest: Czy/kiedy Sean Bean zginie? Bo również możemy uświadczyć w produkcji jego obecności. A to chyba nie o to chodziło.
Efekty specjalne są przepiękne, a sceny walk szybkie i dobrze pomyślane. Niestety tak jak już powiedziałem, w zeszłym roku oglądaliśmy produkcje bardzo podobne, o zbliżonym poziomie, więc nie robią już takiego wrażenia,. To wielka szkoda, bo miejsce na opad szczęki jest, gdyż mamy doczynienia z obrazem zawierającym praktycznie wszystkie składnie filmu akcji: pościgi, strzelaniny, wymyślne gadżety. No i kosmos! Piękny kosmos! Miałem okazję zobaczyć film w sali 4DX w Cinema City, czyli takiej, gdzie ruchome fotele rzucają nami na prawo i lewo, kwiaty z ekranu rzeczywiście pachną, a i wodzie zdarza się prysnąć nam w twarz, gdy scena tego wymaga. Bardzo mi się podobała synchronizacja, która świetnie podnosi jakość oglądania i naprawdę pomiata nami tylko wtedy kiedy trzeba. Dodatkowo samo 3D nie męczy i naprawdę pasowało do założeń filmu. To jest duża produkcja, taki trochę nieśmiały blockbuster, więc należy pamiętać, że wszystko zachowuje tu przynajmniej średni poziom. Aczkolwiek tylko tyle.
Mila Kunis jest moim zdaniem najjaśniejszym punktem Jupitera i nie wypada źle w tym kosmicznym cyrku, pełnym dziwnych stworów, ze wspomnianym Tatumem na czele. Twórcy nie próżnowali i oglądali przez ostatnie lata sporo filmów. Począwszy od swoich własnych Matrixów, przemycając elementy steampunk, po nawet Igrzyska Śmierci zalewając nas śmiesznymi perukami i zadufanymi bogaczami. Problemem jest jednak to, że film przypomina raczej wstęp do czegoś następnego, bo wszystko co się pojawia, po chwili znika. Mamy tutaj jakiś ekosystem, ale chwilę po zaprezentowaniu konsekwentnie pomijany, mamy chorobę córki, która jest ważna przez 10s, mamy trójkę rodzeństwa o złych zamiarach, ale nie dostajemy dostatecznego czasu, aby się z nimi zaznajomić. To dość dziwne i jak dla mnie odejmującą szczątki wiarygodności. Dialogi są wymuszone i prowadzą do kolejnej serii teledyskowej akcji, ale tak naprawdę nie bardzo wiemy o co tak naprawdę chodzi. Ideologia przedstawionego świata również nie będzie nowym Matrixem, ani chociażby Avatarem. No po prostu nie.
Muzyka to zdecydowanie najmocniejszy (obok Mili Kunis) aspekt filmu, jest bardzo przyjemna i albo niesamowicie szybka, albo chóralna, śpiewana, „epicka” czyli idealnie pasująca do niesamowicie rozległych zniszczeń, które zobaczymy przez ponad 2h filmu. Nie jest to co prawda nic nowego, ale gdy wybucha cała baza kosmiczna, pasuje jak ulał.
Wiecie, jeśli nie jesteście na bieżąco z najnowszymi produkcjami, to ta będzie dla Was idealna, ponieważ zawiera wszystko, czego można oczekiwać: dużo wybuchów, znane nazwiska, zatrzęsienie akcji. Niestety jeśli oglądacie każdy film jaki wchodzi, bardzo szybko przekonacie się, że już to widzieliście. Gdyby nie roczna obsuwa, byłby hit. Ale o tym najlepiej przekonać się już samemu, w kinie. Bo jak wiadomo gdzie dwóch Polaków, tam trzy różne zdania.
Wczoraj nagraliśmy z Jaśkiem z malefilmidlo.pl recenzję, dosłownie kilka minut po seansie. Zapraszam do niej w bonusie pojawia się Ania 🙂
Jupiter: Intronizacja od dzisiaj dostępny do oglądania online!
Z Polskim lektorem wysokiej jakości:)))))
Bez zacięć, bez limitów!
http://sh.st/sO26U