Pewnie każdy z nas był kiedyś w związku, w czymś co związek przypominało lub był związany z kimś blisko na mniej lub bardziej jasnych zasadach.
Prawdopodobnie zdarzało się Wam wcześniej przychodzić do kina i oglądać reklamy „przed”. Wiem, że skoro to czytacie jesteście największymi fanami ruchomych obrazów na świecie, więc trailery napawały Was energią i chęcią do życia na kolejne kilka miesięcy.
– O, to będzie wspaniałe! Pójdziemy na to w grudniu?
– No proste, że pójdziemy, ale to będzie film!
Znajome dialogi? Dla mnie bardzo. ponieważ nie raz i nie dwa, miały w moim życiu miejsce. Spójrzmy prawdzie w oczy: jesteśmy świrami, dla nas życie wyznacza kalendarz premier. I tu pojawia się ten problem, związki.
Pamiętam ze swojego życia sytuację z filmem 127h, o którym wiedziałem zanim miał w ogóle powstać. Przeczytałem historię dzielnego podróżnika, który utknął pod skałą i raz po raz starał się wydostać uwięzioną rękę. Historię opisało kilka podróżniczych czasopism i wiedziałem, że chcę to zobaczyć. Podrzuciłem odpowiednie informacje mojej przyjaciółce i umówiliśmy się na „Za rok”. Przecież to wcale nie jest odległa data w tym „filmowym świecie”. Czekałem, dni mijały, inne produkcje podbijały moje serce, albo totalnie je zniechęcały, aż nadeszła oczekiwana premiera. I wiecie co się stało? Jasne, że wiecie. Poszła z kimś innym, oczywiście zupełnie przypadkowo. Nie odzywałem się do niej przez 3 miesiące.
Jeszcze inna sytuacja ma się z filmami już wydanymi, tu przykładem niech będą „Niezniszczalni 2”, które dostałem na urodziny od Tytusa. Piękne DVD z dodatkową klamrą do paska z mega czachą. „Musimy to obejrzeć razem” – padło w stronę mojej przyjaciółki z którą oglądałem wszystkie nowości. „Ok!” usłyszałem, bo co innego mogłem usłyszeć. Przecież oboje tego chcieliśmy. Ale czas to niesamowity psotnik, który się nierytmicznie przesuwa i przekłada plany. Koniec końców mojej przyjaciółki już ze mną nie ma, a film… został. I co zrobić? Przecież może wróci. A jeśli nie? Ale to co, czekać, a może już go widziała na złość? A może nie pamięta o obietnicy? No i właśnie wyszła trójka, boże… Nie ogarniesz.
Bo zdrada, to coś więcej niż seks. Zdrada to coś więcej niż związek, czasami to złamane słowo w najnormalniejszym układzie na świecie. Dla nas maniaków kinowych taka zdrada to długoletnia trauma. Mówię poważnie, rozmawiałem z kilkoma osobami o tym i jeśli chodzi o kino – tego typu obietnice biorą bardzo poważnie i rozpamiętują je niekiedy latami. Wiecie, bo jest też trzeci typ sytuacji, a mianowicie „weź to zobacz, to jest super” rzucane w stronę drugiej osoby po sto czy dwieście razy. I mijają lata, a nagle sytuacja się odwraca i słyszycie „wiesz, oglądałem zajebisty film z tym Cześkiem którego tak nienawidzisz” – i tak, to jest twój film. Jak tu się nie wkurwić?
Ludzie uzależnieni od filmów żyją w zupełnie innym świecie, posiadają bardzo rozbudowany gust i doświadczenia. Z reguły wiedzą co mówią i naprawdę się tym cieszą. I tracą na tym. Płacą za swoje dobre serce. Płacą miesiącami oczekując, aż ta druga osoba znajdzie czas. Przekładają plany po pięć razy. W naszym świecie zobaczyć oczekiwany obraz rok później to nie jest łatwa i wesoła rzecz.
Oczywiście nikogo o nic nie oskarżam, wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i ja prawdopodobnie też nie raz zawiodłem w ten sposób. Prawdopodobnie nie raz jeszcze zawiodę, ale musiałem o tym zjawisku powiedzieć.
Od roku moją ulubioną formą kina jest chodzenie samemu, wiecie, ja kilka dni po premierze muszę mieć wszystko obejrzane, więc za bardzo nie mogę czekać. To chociażby marginalnie ogranicza możliwość zostania skrzywdzonym i skrzywdzenia kogoś innego.
Problem niby wyssany z palca – ale dobrze wiesz kinomaniaku, że nie raz, nie dwa, zabolało Cię i poczułeś się zdradzony zdecydowanie bardziej, niż czymkolwiek innym. Konkluzja miała być inna, ale w trakcie myślenia nad tekstem uświadomiłem sobie jedno.
Czytelniku – najważniejszy jesteś Ty. To Twoje życie, Twój czas, Twoje ewentualne łzy. Dzielenie się z innymi jest ważne i piękne, ale ustal swoje własne granice. Ktoś nie gada z Tobą w okolicy premiery? Trudno, to jego strata. Ktoś ciągle i ciągle nie ma czasu – postaw się, powiedz, że to ważne, a jeśli ważne jednostronnie to przecież nic się nie stanie jak zobaczysz to sam. Nikogo nie uszczęśliwisz na siłę. Chociaż nie, siebie możesz. Trochę samozaparcia i będziemy dużo szczęśliwsi.
Powiedz mi, ale tak szczerze. Jaka jest Twoja historia?