Wszyscy byliśmy kiedyś w związkach. Czy były to związki miłosne, wzniosłe i końcowo bolesne, czy też zwykłe, podwórkowe z rówieśnikami, przyjacielskie. Ktoś nas kiedyś zostawił, my zostawiliśmy kiedyś kogoś. Historii są tysiące, ale tylko jedna stała – olbrzymi ból. Tym właśnie zajmuje się sztuka „Nazywam się tak a tak” Bogdana Nocy, wystawiana przez Teatro Comunale.
Gdzieś i kiedyś, obserwujemy dwoje ludzi – zmęczonych otaczających ich światem, a najbardziej zmęczonych swoim własnym związkiem. Nazywają się tak a tak, ponieważ imiona nie mają tu wielkiego znaczenia, znaczenie ma jedynie uczucie miedzy nimi. A może właśnie jego brak? Siedzą więc naprzeciw siebie i raz po raz zaczynają od początku. W kółko, nieskończenie.
Jestem widzem, o bardzo szeroko otwartej głowie – chłonę dobre aktorstwo, oraz ciekawe scenariusze. Ale zwykle nawet te najlepsze nie sprawiają, że wracając do domu czuje bezsilność i zastanawiam się nad tym co właśnie widziałem. Nie sprawiają, że żałuje podejmowanych decyzji. Tym razem było inaczej. Opisywana sztuka jest głęboką, wręcz drenującą opowieścią o tym, co w związku najtrudniejsze – o bezsilności.
Tomek Solich i Joanna Turkowska sięgają po najgłębiej skrywane tricki aktorskie, jakich tylko możecie się spodziewać. Oglądanie ich na scenie to prawdziwa przyjemność i przygoda. Oboje są nie tylko zdolni, ale też odważni, nie wstydzą się podejmowania trudnych tematów, krępujących dialogów. Akceptują też swoje ciała. To ważne, ponieważ małe gesty, drżenie rąk i ukradkowe spojrzenia są w tej sztuce najważniejsze. Ciała, układy, które poruszają się w nieskazitelnej harmonii.
Sztuka przeplatana jest wstawkami o niezwykłej choreografii, takimi, które hipnotyzują widza i nie pozwalają ani na moment stracić zainteresowania. Gdy aktorzy wykonują ruchy praktycznie baletowe, synchroniczne, cały świat dookoła nich przestaje istnieć. Spora też w tym zasługa ciekawie dobranego światła i zabawy ciemnością, oraz elektryzującej, acz delikatnej muzyki. Ważnym elementem, którego nie można pominąć, jest też niewymuszony humor, który w zaskakujący sposób rozładowuje napięcie i jeszcze bardziej urealnia związkowe dramaty dwojga ludzi.
Dekoracji praktycznie nie ma:dwa krzesła i tajemniczy mebel, o którego zastosowaniu musicie przekonać się sami. Aktorzy grają ciałami, mimiką, swoim głosem, a nie wymyślnymi gadżetami. Dla mnie to zdecydowany plus, bo dobrze dobrane i przemyślane oświetlenie, miejscami imituje pustkę, ale taką piękną, świetnie ilustrującą, że w momentach kłótni czy problemów w związku – nic innego się nie liczy. Nic, tylko my.
Nazywam się tak a tak – odebrałem bardzo osobiście, ponieważ wielokrotnie przeżywałem nagromadzenie przedstawionych tu uczuć, wielokrotnie chciałem zacząć od nowa, ale z moich ust wydobywał się tylko krzyk. Krzyk pełen nienawiści i bezsilności. Bo tak działa miłość, takie jest życie – i spektakl świetnie to oddaje.
Teatro Comunale ze sztuką „Nazywam się tak a tak” możecie zobaczyć za tydzień w niedzielę, w Warszawkiej klubokawiarni miejsce Chwila o 19:00. Ja natomiast mam nadzieję, że trafi ona do szerszej publiczności, ponieważ totalnie na to zasługuje zmuszając do refleksji i ukazując z boku – tak naprawdę nas samych. Ludzi pełnych miłości, której nie potrafimy wyrazić.