Przyznam się Wam do jednej rzeczy, otóż nigdy nie wiem o czym jest spektakl, zanim go nie zobaczę. Mam tak samo z filmami, po prostu to moja metoda, aby nie uprzedzić się do nich. Nie oglądam zwiastunów, nie czytam recenzji – po prostu idę, siadam, gaszę telefon (to rzecz najważniejsza!) i na dwie godziny oddaje się temu, co zaczyna mnie natychmiast otaczać.
Jeden z moich ulubionych teatrów, Teatr Ateneum, zaprosił mnie na spektakl „Niech no tylko zakwitną jabłonie„. Ateneum uwielbiam od zawsze, ponieważ jeszcze jako małego chłopca, zabierali mnie tam rodzice. Wspomnienia więc odżyły.
Niech no tylko zakwitną jabłonie, to sztuka napisana przez Agnieszkę Osiecką bardzo dawno temu, opowiada ona o dwóch pokoleniach Polaków – jednych zaraz po pierwszej wojnie światowej i kolejnym zaraz po drugiej. Sztuka to może złe słowo, „Jabłonie” to iście Brodwayowski musical, gdzie stare miesza się z nowym, gdzie słownictwo sprzed pół wieku, idealnie współgra z niecodziennymi układami choreograficznymi.
Szóstce młodych aktorów przewodzi, jak zawsze pełen wdzięku, Krzysztof Tyniec, którego świetny i bardzo specyficzny głos, samoistnie wywołuje uśmiech na twarzach widowni. Biały makijaż, niezgrabny chód, skrzyżowanie mima z Charlie Chaplinem – rola dla niego idealna i oczywiście najjaśniejsza część musicalu, a także będąca jego narratorem. Nie wolno jednak zapomnieć o młodych aktorach, bez których, „Jabłonie”, nie miałyby prawa istnieć. Mnie najbardziej oczarowała właśnie Olga Sarzyńska, jej śpiew, oraz szalone podrygi, sprawiły, że nie mogłem się powstrzymać, przed późniejszym skontaktowaniem z nią i pogratulowaniu jak wielki ma talent. Okazała się na tyle miła, że udzieliła mi nawet mini wywiadu! Natomiast Emilia Komarnicka zachwyciła mnie niespotykanym talentem baletowym, płynnie przechodzącym w nowocześniejsze formy taneczne 🙂 Generalnie każdy aktor w jakiś sposób błyszczał, chociaż właśnie to ta trójka jest najbardziej specyficzna i interesująca. W pozostałych (wcale nie gorszych!) rolach, zobaczymy: Wojciecha Brzezińskiego, Julię Konarską (w przerażającej roli dziwacznej dziewczyny, niczym z horroru!), Joannę Kulig (flirtującą z publicznością), i Wojciecha Michalaka.
Scenografii praktycznie nie ma, scena jest prawie pusta. Co jakiś czas zjeżdżają jednak z góry bardzo długie fragmenty dekoracji, imitujące np. stół, tramwaj, czy filmową kliszę. To w zupełności wystarcza, ponieważ sceny musicalowe to przecież głównie taniec i śpiew, a skoro cały spektakl ma narratora – jesteśmy w stanie zrozumieć czym jest i dlaczego pojawia się każda z nich. Aktorzy z gracją lawirują między nimi, wszystko staje się jednością wizualną, i to jest dobre.
Piosenki Agnieszki Osieckiej (ale nie tylko!) powinny pobudzić chociażby do mimowolnego tupania nogą każdego z nas. Bacznie obserwowałem, jak bawią się ludzie zgromadzeni. Starsi odnaleźli się bezproblemowo w piosenkach ze swojej młodości, a młodsi bardzo szybko wciągnęli się w barwny świat wycieczek na Pragę, czy „budowania, jeszcze jednego, nowego domu”.
Moim osobistym zdaniem, sztuka jest jedną z najlepszych rzeczy, jaka przytrafiła się w Polskiej kulturze w ciągu ostatnich lat. To istne kompendium przedwojennych zachowań, radości, zabaw w osiedlowej świetlicy, w dodatku okraszona jest fenomenalną warstwą muzyczo-taneczną. Bankowo zakochacie się w „Jabłoniach”, dajcie im szanse zakwitnąć!
Niech no tylko zakwitną jabłonie – Teatr Ateneum, 40-90zł, najbliższe spektakle 06.05, 07.05, 08.05, 22.05, 23.05 o 19:00.
TRAILER „Niech no tylko zakwitną jabłonie” from pregomedia on Vimeo.
Bonus: Wywiad z Olgą Sarzyńską
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie postanowił zrobić czegoś niezwykłego, tym razem pragnąc pogratulować jednej z aktorek występu, przeprowadziłem z nią mini wywiad. Olga Sarzyńska, aktorka teatralna i telewizyjna. Wiecie, taka prawdziwa, z dyplomem, szalenie utalentowana, uzdolniona wokalnie, o burzy rudych włosów, osoba, w której grze można się zatracić!
1. Niech no tylko zakwitną jabłonie to sztuka dość wymagająca warsztatowo i ruchowo. Widziałem, że dawałaś z siebie wszystko w tańcu i przejmującym śpiewie. Czy jest to jeden z bardziej wymagających projektów?
Zdecydowanie tak. Szczególnie pod względem warsztatowym i kondycyjnym. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w spektaklu, w którym tak dużo musiałabym śpiewać i tańczyć. Przyznam, że na początku pracy, trudno mi było wyobrazić sobie że nauczę się całej choreografii i głosów, a jeszcze trzeba było zbudować swoją postać. Ale kiedy pracuje się z takim reżyserem jak Wojciech Kościelniak, z takim choreografem jak Jarosław Staniek, z takim kierownikiem muzycznym jak Wojciech Borkowski, wtedy można mieć pewność, że wszystko będzie dobrze. A nawet lepiej niż dobrze.Ta praca i pokonywanie własnych słabości dała mi niezwykle dużo siły i wiary w siebie, no i przede wszystkim radości. Reżyser powiedział raz do mnie: „Olga dla mnie najważniejsze jest, żebyś cieszyła się wychodząc na scenę”. To było wspaniałe.Teraz sama na sobie poczułam, że to jedna z najważniejszych rzeczy w tym zawodzie. Radość z wychodzenia na scenę.
2. Tematyką są dwa okresy: po pierwszej i po drugiej wojnie światowej, a wszystko dzieje się w Warszawie – lubisz ten specyficzny klimat, mimo wszystko powojennej radości, spokoju i budowania nowego świata?
Trudne pytanie. Trudne bo nie jestem przekonana, że ta radość i spokój budowania świata po drugiej wojnie światowej były takie uczciwie i radosne. Trzeba by tu jednak było odnieść się do tematu pod względem polityczno-historycznym. Przyjechałam do Warszawy na studia i to miasto zrobiło na mnie ogromne wrażenie . Od pierwszej chwili chciałam tu zostać. Niesamowite było stać w miejscach, gdzie działy się rzeczy, o których wcześniej uczyłam się w szkole albo oglądałam o nich filmy. Zawsze chciałam podróżować w czasie. Dzięki aktorstwu to się czasem udaje. Ale spektakl nie dotyczy jedynie sfery historycznej. Dotyka on również problemów zwykłych ludzi. Ludzi pragnących miłości, lepszego życia i podejmowania wyborów, oraz rozmyślań jak w związku z nimi będzie wyglądała ich przyszłość. To bardzo ciekawe zjawisko jak pod wpływem tych historycznych wydarzeń zmieniają się ludzie i ich priorytety.
3. Macie bardzo specyficzne dekoracje, dobrze pracuje się na prawie pustej sali? I co jest najprzyjemniejszą chwilą spektaklu, skok ze sceny? Skaczesz najwięcej razy ze wszystkich kobiet 🙂
Szczerze powiedziawszy nie zastanawiam się wiele nad dekoracją. Moim zadaniem jest po prostu się w niej odnaleźć. A ten ascetyzm pozwala bardziej skupić się na bohaterach i ich historiach. Ciężko powiedzieć który moment lubię najbardziej. Ale chyba sam początek spektaklu, gdy stoimy wszyscy za kurtyną. Początek przygody. Uwielbiam przygody, ale często jeszcze zanim się wydarzą, kiedy jeszcze nie wiadomo co się stanie, jak będzie. To niezwykle emocjonujący moment. Naprawdę skaczę najwięcej razy? To świetnie. Lubię skakać. a potem niech się dzieje co chce. Ktoś mi powiedział, że jestem jak bungee. Coś w tym jest 🙂
4. Dlaczego moi czytelnicy mają przyjść akurat do Ateneum, oraz dlaczego już przychodzą? Słyszałem, że spektakl sprzedaje się jak świeże bułeczki.
To prawda mamy na spektaklach pełną widownię. Myślę, że składa się na to wiele aspektów. Przede wszystkim osoba Agnieszki Osieckiej, do której ludzie mają ogromny szacunek. Myślę, że starsze osoby pamiętające tamte czasy przychodzą z sentymentu, a te młodsze żeby dotknąć historii, którą znają jedynie z opowieści i filmów. Tak właśnie myślę, chociaż grając w tym spektaklu nie mogę recenzować go od środka.Więc wybacz, ale jedyne co mogę powiedzieć, to bardzo serdecznie zaprosić wszystkich niezależnie od wieku i upodobań teatralnych. Myślę, że forma spektaklu jest bardzo oryginalna, a jednocześnie skierowana do bardzo szerokiej publiczności, gdyż każdy odbierze go na swój wyjątkowy sposób. Jest w nim także jakaś magia. Nie wiem czy dla każdego. Ale na pewno dla nas aktorów i mamy nadzieje, że zarażamy nią widzów.Tyle 🙂
Za zaproszenie dziękuję teatrowi Ateneum, a za mini wywiad Oldze Sarzyńskiej 🙂