Opowiem Wam ciekawą historię. Stawiłem się wczoraj w Cinema City Arkadia na specjalnym pokazie Szefów Wrogów 2, na który zostałem zaproszony przez Warner Bros. Początkowo byłem pełny obaw o jakość tego produktu, ponieważ część pierwsza średnio mi się podobała i właściwie nie miałem żadnych pozytywnych oczekiwań względem dwójki. Gdy rozpoczął się seans, stał się cud – z każdą minutą uśmiech na mojej twarzy stawał się coraz szerszy – jeśli chodzi o kumpelskie komedie akcji – mamy hit. (UWAGA, adblock ukrywa obrazki z filmu w tekście, nie są one reklamami, po prostu prowadzą do YT Warner Brosa. Dodajcie w adblocku wyjątek do „wykluczonych domen” lub zgaście rozszerzenie i wszystko będzie ok.)
Szefowie Wrogowie 2 to sequel filmu z 2011 roku. Trzeba dodać, że sequel pełną gębą, ponieważ mamy tutaj do czynienia ze znanymi postaciami, miejscami i motywacjami. Tak więc trójka przyjaciół z jedynki, wymyśla specjalną rączkę prysznicową, którą z miejsca interesuje się pewien milioner. Niestety układ zostaje zerwany, a kumple stoją na granicy bankructwa. Postanawiają porwać syna bogacza i wymusić okup.
Od razu powiem jasno – użyłem słowa hit, ponieważ w swoim gatunku to bardzo dobry i wyjątkowo zabawny film. Sala po prostu pękała ze śmiechu, gdyż liczne gagi bardzo często dotykały wyjątkowo drażliwych tematów. Rasizm, dużo podtekstów homoseksualnych czy naprawdę przewulgarnych żartów bardzo niskich lotów. I to się sprawdza! Gęstości zaserwowanego nam tutaj klimatu nie byłby w stanie przebić żaden inny film i mówię tu z pełną świadomością tego, jak wyglądają produkcje np. Kevina Smitha (Sprzedawcy, Dogma) czy Setha MacFarlane’a (Family Guy, Ted). Ta produkcja to nieziemska kopalnia absurdów i bardzo ekscytującego żonglowania dialogami. I tutaj pojawia się główny i moim zdaniem jedyny problem – dialogi i dowcipy są niesamowite, ale fabuła jest kulejąca i wlecze się niemiłosiernie. Gdyby tak ściąć ze 20 minut „szefów”, albo dać bohaterom jakieś ciekawsze pole do popisu – byłoby bardzo grubo, niestety z tym jest średnio. Owszem, podróż od sprośnego dowcipu do jeszcze sprośniejeszego jest całkiem fajna, ale film to przede wszystkim to coś „w środku”. Mało tutaj miejscówek, akcji samej w sobie, różnorodności. Jednak nie jest to jakaś wielka przeszkoda w rozkoszowaniu się obrazem, ale trzeba o tym powiedzieć z dziennikarskiej uczciwości.
Aktorzy to cudowny skład rozmaitych i bardzo specyficznych charakterów. Podstawowa trójka przyjaciół grana jest przez: Jasona Batermana, Jasona Sudeikisa i Charliego Day’a czyli aktualną śmietankę amerykańskiej komedii. Między panami jest wyraźna chemia, nie ma za to tematów tabu i grama wstrętu. Jeśli lubicie rozluźnionych kumpli i ich idiotyczne gadki między sobą – tego filmu szukaliście. Osoby od castingu wykonały kawał dobrej roboty, bo widać te iskry szorstkiej przyjaźni i jesteśmy w stanie uwierzyć, że tacy kumple gdzieś na świecie są i non stop wpadają w kłopoty. Drugi plan to też wielcy Hollywoodzkiego świata: Kevin Spacey, Jennifer Aniston, Jamie Foxx, Chris Pine czy Christoph Waltz. Powiedzmy sobie szczerze: dawno nie widzieliśmy komedii w tak doborowej obsadzie. Nie ma tu pojedynczego przypadkowego aktora, widać że scenariusz powstawał pod konkretne twarze. To ważne przy takiej ich ilości talentów, dzięki czemu nie ma tutaj odczuwalnych różnic w grze poszczególnych osób, dzięki czemu wszystko podane jest bardzo równo i naturalnie – jak w życiu.
Jeśli chodzi o zdjęcia, to byłem kilka razy naprawdę zaskoczony, ponieważ w filmie są naprawdę świetne momenty. długie, piękne, doskonale zmontowane. Np. sceny wymyślania jak przekazać okup czy zakładania fabryki – zapierają dech w piersiach. Bardzo lubię widzieć wszystkie zmiany na planie, niemożliwe przejścia kamery (przez całą ulicę czy kilka pięter do góry), albo zwolnienia i przyśpieszenia pięknie ukazujące okolicę czy bohaterów. Człowiek ogląda takie sceny i zastanawia się: jejku, jak oni to zrobili?!
Muzyka to świetna, chociaż standardowa amerykańska mieszanka klubowych kawałków, sprawiająca, że nogi same się rwą do delikatnego stukania rytmu o ziemię. Właściwie nawet kupiłbym ścieżkę dźwiękową, ale prawdopodobnie w Polsce nie będzie dostępna. A wielka szkoda, pozostaje iTunes i temu pokrewne źródła! Ale jeśli gdzieś ją zobaczycie – kupujcie w ciemno.
Szefowie Wrogowie 2 to taki rollercoaster – powolna i niezbyt ciekawa fabuła wznosi nas wysoko, by nagle wystrzelić nam w twarz pędem dowcipów i rubasznych skojarzeń. Wyjaśnijmy sobie więc jedno: jeśli w pełni rozumiemy na co idziemy, jeśli chcemy żartów o seksie w różnych kombinacjach i slapstickowego humoru – będziemy w siódmym niebie. Jeśli natomiast jesteśmy smutasami i oczekujemy mądrego kina – to raczej powinniśmy zostać w domu, bo to po prostu komedia, komedia o kumplach i ich problemach. Dowcipy o gejach? Są. Rasistowskie? Są. Stereotypy? Pełno. Przemoc? Sporo! Mnie to przekonało. Jeśli idziemy na komedię i śmiejemy się na niej – to jest to dobra komedia i tyle. Mnie aż rozbolał brzuch.
Polecam.
Za zaproszenie dziękuję Warner Bros Polska.