Kilka dni temu udało mi się zobaczyć kontrowersyjną „Sztukę Kochania”, niestety było już sporo po premierze i szczerze mówiąc właśnie z tego powodu nie zamierzałem jej recenzować. Okazało się jednak, że niektórzy z Was odezwali się do mnie z prośbą własnie o ten film, o posta w którym wyrażę swoje zdanie i obalę mity (lub potwierdzę), iż opisywany film to swoiste porno z PRLem w tle. W takim razie – czytelnicy rządzą! Musicie też wiedzieć, że przelewając jakiś pieniążek na mojego Patronite, możecie w ramach jednej z nagród poprosić mnie o zupełnie dowolny tekst recenzujący wskazany przez Was film!
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej to produkcja o młodej seksuolog, która walczy o wydanie swojej książki. Pozycja ta ma pomóc społeczeństwu w czerpaniu radości z seksu oraz uświadomić zdziadziałych mężczyzn, a także same kobiety, że damski orgazm jest równie ważny dla udanego pożycia czy związku jak męski. Niestety socjalistyczne władze oraz aparat cenzorski nie wydają się tym pomysłem specjalnie zachwycone, uważając to za upadek wszelkich obyczajów.
Po pierwsze, aktorsko jest wprost zachwycająco! Magdalena Boczarska dała z siebie absolutnie wszystko i z całym oddaniem wcieliła się w postać kontrowersyjnej lekarki. Dostajemy więc wszelakie maniery Wisłockiej, identyczny sposób mówienia, nawyki i niezwykłą energię tej cudownej kobiety. Warto dodać, że podobny pokaz tego typu kunsztu i oddania widziałem tylko raz w polskim kinie, był to Tomasz Kot w roli Zbigniewa Religi. To chyba najlepsze porównanie i najniższy ukłon. Chociaż Pani Boczarska odwaliła praktycznie całą robotę, nie była oczywiście sama, a partnerują jej: Eryk Lubos, Piotr Adamczyk, Justyna Wasilewska, Borys Szyc, Karolina Gruszka, Wojciech Mecwaldowski, Danuta Stenka, Arkadiusz Jakubik, Krzysztof Dracz czy nawet Artur Barciś. Wszyscy wspomniani artyści grają na swoim stałym poziomie, tak więc nie można im niczego zarzucić, ale nie idzie też ich jakoś specjalnie chwalić. Ot świetnie wykonana rzemieślnicza robota. Byłoby lepiej, aczkolwiek niektórzy dostali naprawdę malutkie role, ale nie można mieć wszystkiego.
Fabularnie film jest niezwykle dobrze napisany, przez co mega intrygujący i szalenie ciekawy. Opowiada on trudną historię walki nie tylko z ówczesną władzą, ale i męskim światem – wyjątkowo nieprzyjaznym dla postępowych kobiet oraz własnymi słabościami i miłostkami. Jednym zdaniem scenariusz opowiada o wybranych epokach w życiu tej niezwykłej kobiety – od wejścia w dość niestandardowy związek, przez próby wydania książki, po epizod wychowywania dzieci, aż wreszcie… nie będę spoilerował! To trzeba zobaczyć na dużym ekranie!
Jeśli chodzi o zarzuty pod nazwą ” emanowania porno” to szczerze powiem – trochę seksu w Sztuce Kochania jest, ale nie jest to wbrew wszelakim opiniom film o seksie, a jedynie o promowaniu go w społeczeństwie. Zresztą w wielu dobrych lub mniej dobrych polskich produkcjach, co jakiś czas i tak pojawiają się momenty uniesień – tutaj nie jest inaczej, natomiast różnica polega na tym, iż wydaje mi się, że jeśli w „Sztuce” stosunki są, to dość dobrze podparte fabularnie i z całą pewnością nie na siłę. Czy jest to film dla nastolatków i młodszych widzów? Może niekoniecznie, ale z pewnością obrazi tylko tych, którzy najchętniej pozbyliby się z kobiecego ciała łechtaczki, a nazwa „punkt G” kojarzy im się z jakimś nocnym lokalem lub marką piwa. W każdym razie warto powiedzieć (i to głośno), że scenariusz podany jest tak wesoło, pozytywnie i apetycznie, że człowiek ma ochotę z miejsca kupić i przeczytać wspomnianą książkę. Albo dwie książki – to i przeczyta dwa razy. Po co się ograniczać.
Jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju dekoracje oraz stroje, to epoka socjalizmu została zachowana – chociaż jest kolorowiej niż w moim wyobrażeniu. Co prawda pod ogólnym względem jest dość ubogo, głównie mowa tu o sukienkach, fryzurach czy samochodach, ale w sumie skoro da się poprowadzić fabułę bez fajerwerków i nadal jest to film na bardzo wysokim poziomie, w dodatku imitujący pewien zarys historyczny – możemy przymknąć na to oko. Generalnie czepiam się tego, ze widziałem już produkcje pełniejsze pod względem „imitacji” np. PRLu, ale no trudno – i tak jest dobrze. Zwłaszcza, że zdjęcia są bardzo porządne i zdecydowanie nie ma się do czego przyczepić.
Och! I nie wolno zapomnieć o muzyce! Ten swoisty misz-masz dźwięków jest doskonałym dopełnieniem nie tylko filmu co i książki! Jest oryginalnie, ciepło i… zmysłowo! A niekiedy romantycznie i tanecznie! Z pewnością warto rzucić „uchem” chociażby na Spotify i sprawdzić samemu w jakim tonie utrzymany jest wspomniany soundtrack, który w mgnieniu oka przeniesie Was w tamte czasy.
Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej to opowieść ponadczasowa i z całą pewnością o taka, którą trzeba zobaczyć. Kilka miesięcy temu, przy jednym z poprzednich filmów biograficznych rzuciłem takie hasło „chyba już nie ma o kim opowiadać”. Jak widać pomyliłem się, a w salach kinowych i wkrótce na DVD króluje wielki hit, który w dodatku na nowo pchnął ludzi do osiedlowych bibliotek. To też w pewien sposób ważny „dokument” o emancypacji kobiet, zmianach ustrojowych. W końcu tak po prostu, po ludzku to niezwykły film, który wciąga, ekscytuje i edukuje w sferze zachowań seksualnych. Ja bawiłem się świetnie i jeśli jeszcze nie byliście w kinie – zachęcam z całych sił. Gwarantuję, że zakochacie się w bohaterce! Cudowna to była kobieta!
Cóż… Wisłocka jest daleka od ideałów, nie jest to kobieta, która powinna komukolwiek służyć za wzór… Ale nie można jej odmówić tego, że pisać to ona potrafi. Zanim objerzycie film, to koniecznie przeczytajcie książkę, patrzcie – virtualo.pl/ebook/sztuka-kochania-i197564/
Moim zdaniem jest po prostu zdecydowanie lepsza od filmu. Wiadomo, że to nie jest temat dla każdego, ale na pewno dla większości.
Czytało się przyjemnie.
Dobra recenzja, zgadzam się w pełni!
Dziękuję!