Jesli miałbym wskazać moje ulubione formy teatralne, to z całą pewnością są to formy małe, kameralne. Formy, które bazują przede wszystkim na dobrym aktorstwie i co najwazniejsze – wyobraźni. Jedną z takich „małych przyjemności” był wystawiany w Warszawie spektakl „Usługa czysto platoniczna„, który miałem przyjemność zobaczyć dzięki uprzejmości aktorki/producentki Katarzyny Faszczewskiej, która jednoczesnie gra w nim jedną z głównych ról.
Usługa czysto platoniczna to opowieść, a raczej kilka mniejszych aktów – opowiadających o wszechobecnej samotności. Warto wspomnieć: samotności bardzo różnej, czasami przyjmującej niestandardowe, niewidoczne na pierwszy rzut oka formy. Sam scenariusz powstał na kanwie reportażu pod tym samym tytułem, napisanego przez Oktawie Kromer. Na deskach możemy więc śledzić historie ludzi szukających miłości, akceptacji, własnej drogi. Fabuła, chociaż podzielona na pomniejsze segmenty – jest bardzo czytelna, ciekawie przedstawiona i zdecydowanie ponadczasowa, dotykająca każdego z nas. Dialogi są świeże, dobrze zaakcentowane, czasami może trochę zbyt lekko podane (przydałoby się tupnięcie!), ale na pewno bardzo często trafiające w punkt, w czułą strunę naszych sumień i słabości. Miłym akcentem sa również muzyczne podsumowania każdej ze scen w formie piosenek, które czasami świetnie podsumowują klimat aktualnego rozdziału, a innym razem proponują ucieczkę od ciężkich, przejmujących myśli o trudach samotności.
W rolach głównych wystapili: Katarzyna Faszczewska, Aga Ozon, Adrian Kieroński, Robert Mróz Jr czyli czwórka młodych, diabelnie zdolnych aktorów, których mogliście poznać w innej mojej recenzji czyli: Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z Pani mamę – która to również dość mocno chwyciła mnie za serce. Cała wspomniana czwórka, rozwinęła się jednak dośc wyraźnie od czasu tamtego przedstawienia, i w recenzowanej produkcji dużo bardziej wyczuwalne jest nie tylko zgranie fizyczne, co pewnego rodzaju aktorskie zaufanie i większą samoświadomość całej grupy. Dość dokładnie obserwowałem grę aktorską, wzmożoną mimikę, drobne ruchy czy na pozór niepotrzebne gesty – i z pełną świadomością powiem: jest dobrze. Chociaż najmocniej w pamięci zapadła mi własnie Kasia (wszak od dłuższego czasu obserwowałem jej starania o ten spektakl czy akcję promocyjną w jej social-mediach),bo jej postać postać (postacie!) wydają się zdecydowanie bardziej pierwszoplanowe niż postaci pozostałej trójki, tak wszyscy obecni zasługują na pochwały, gdyż grając tak dużo zmiennych charakterów, wszyscy wykazali się świetnym zorientowaniem, talentem i teatralną plastyką. Czy samotny pan młody, czy arogancki podrywacz, czy pomiatana sekretarka – w odgrywane postaci idzie uwierzyć, można im bez problemu współczuć. Duża w tym też zasługa reżyserii zbiorowej, czyli współpracy wszystkich wspomnianych aktorów – myślę, że w produkcjach tej wielkości to bardzo, ale to bardzo ważne, bo to ważne, aby aktorzy mogli w kreowanych postaciach dać coś od siebie.
Jeśli miałbym się do czegoś doczepić, to do niektórych piosenek, które w moim odczuciu nie weszły 100% czysto, ale jestem w stanie to przemilczeć, bo jak na przedstawioną formę piosenki są naprawde przyzwoitym, miłym dodatkiem, a nie każdemu aktorowi musi akurat pasować dany repertuar. Chociaż przez lata słuchałem licznych festiwali piosenki aktorskiej, to nie uwazam, aby taka umiejętność była w teatrze potrzebna – ale skoro podstawy są, a piosenki generalnie są naprawdę ciekawym urozmaiceniem – to czepiać się nie będę.
Dekoracji własciwie nie ma – sala to kilka stołeczków używanych w różnych scenach, czasami stroje (jak suknia ślubna) czy drobne gadżety, które pojawiają się w niektórych wątkach. Dobrze gra natomiast światło, które nadaje klimatu. Spektakl miałem przyjemność oglądać w sali niezależnego teatru Potem-o-tem (jednego z nielicznych teatrów działających bez publicznych dotacji) i co do samego nagłośnienia też nie mam uwag. Aktorzy wyposażeni są w mikrofony i mikroporty – co w zupełności wystarcza. Szkoda tylko, że sala jest dość mała (myślę, że mieszcząca ok. 60 osób), ale trzeba powiedzieć głośno, że wyprzedała się w całości – za co należą się zaangażowanym wielkie brawa. Fajny efekt dawał też użyty dym, nadał aury tajemniczości i ciekawie wypełnił scenę.
Sztuka „Usługa czysto platoniczna” to doskonały obraz współczesnej samotności, w dodatku zrealizowany z dbałością o szczegóły i z tym czymś co charakteryzuje mniejsze sceny: uczuciem do materiału źródłowego oraz wewnętrzną radością z odgrywania swoich ról. Trzeba przyznać, że taka mieszanka i tematu i energii czwórki młodych aktorów – to mieszanka, której trudno cokolwiek zarzucić. Ten słodko gorzki sos to coś na co prawdę mówiąc od dłuższego czasu kochałem, spektakl który przypomniał mi za co lubię teatr i za co szanuję mniejsze formy. Wszak moja recenzencka przygoda rozpoczęła się własnie od miłości do monodramów. Usługa czysto platoniczna w tym momencie robi sobie przerwę, ale macie ostatnią możliwość aby ją zobaczyć już w najbliższą sobotę w Białymstoku.
Takich sztuk nam potrzeba, taka naturalność to prawdziwy teatr. Mnie zachwycił! A kariery młodych aktorów będę śledził z zapartym tchem.