Od starożytności krąży taka teoria, że kolacja powinna być maksymalnie lekkostrawna. Co innego taka kolacja w teatrze, gdzie główne danie powinno być wysublimowane i maksymalnie sycące. Taka jest też Kolacja dla głupca, czyli najnowsza, chociaż klasyczna sztuka wystawiana w Warszawie, na scenie Spectaklove. Klasyczna, ponieważ sam miałem przyjemność widzieć ją już kilka razy, tak na deskach teatralnych jak i w produkcjach telewizyjnych/kinowych. Nie będę ukrywał, że lubię kolejny raz wkraczać do tego świata – i zaraz powiem dlaczego.
Kolacja dla głupca to sztuka opowiadająca o pewnym ciekawym zwyczaju – grupa znudzonych życiem przyjaciół spotyka się raz w tygodniu na tytułowej kolacji. W ramach urozmaicenia każdy z nich ma za zadanie przyprowadzić ze sobą jak największego idiotę – osobę nudną, zwariowaną, pstrokatą – taką, która zapewni zapraszającemu maksimum punktów i pozwoli zwyciężyć rywalizację z innymi. Głównego bohatera poznajemy na chwilę przed wspomnianym wieczorem, który krzyżuje mu nagły i niezwykle bolesny ból kręgosłupa – nici więc z kolacji, którą wypada odwołać. Telefon „głupca” niestety nie odpowiada, więc ten za moment dotrze do mieszkania, na przedimprezowe zapoznanie… Obecność przysłowiowego idioty, ból pleców, zdradzająca żona, zwariowana była kochanka i wiele innych okropności, które czekają głównego bohatera tego wieczora – to dla widza festiwal śmiechu, niespodzianek i nagłych zwrotów akcji.
W rolach głównych tej klasycznej, przewrotnej sztuki występują: Cezary Żak, Bartłomiej Topa, Małgorzata Pieczyńska, Agnieszka Więdłocha / Marta Chodorowska, oraz Michał Zieliński. Bez dwóch zdań przyznaje, że jeśli chodzicie do teatru dla samej obsady to tutaj będziecie w siódmym niebie – wymienieni aktorzy to osoby najwyższej kultury, talentu i doświadczenia. Casting jest więc doskonały, a poziomem gry aktorskiej zaskoczą niejednego fana współczesnego teatru. Nigdy nie miałem przyjemności oglądać na żywo gry Bartłomieja Topy (w roli tytułowego głupca) i zupełnie szczerze przyznam – nie sądziłem, że jest takim dobrym aktorem. Jego interpretacja szalonego modelarza zapałek jest chyba najlepszym występem w tej roli – jaki do tej pory miałem przyjemność widzieć. Pan Topa jest zabawny, bardzo energiczny, a czasami wyjątkowo chwytający za serce. Partnerujący mu (bo tak trzeba to nazywać!) Cezary Żak reprezentuje swój standardowy poziom, nawet jestem skłonny uznać, że trochę mniej „ruchawy” niż zwykle – ale taka już chyba domena postaci w którą się wciela (kontuzja) i nie oszukujmy się – faktu, że pan Żak jest również reżyserem – tak więc może sobie na coś takiego pozwolić. Bardzo miłe wrażenie zrobiła też na mnie Agnieszka Więdłocha, która w zwariowaną eks kochankę wcieliła się bezbłędnie, bardzo frywolnie i uroczo – jestem wielkim fanem talentu Pani Agnieszki i życzę jej jak najlepszej kariery w przyszłych sztukach i filmach. Jak dla mnie jest objawieniem ostatnich lat. Reszta obsady także świetnie daje sobie radę, doskonale supportując wspomnianą trójkę – nie wymieniam wszystkich, bo inne role sa raczej dość krótkie lub w moim mniemaniu mało znaczące.
Sama fabuła chociaż „klasyczna” nic nie traci na swojej świeżości. Obserwowani bohaterowie żyją, są naturalni, zabawni i bardzo ludzcy. Chociaż z powodu bólu pleców samej kolacji nie uświadczymy, to przejdziemy przez wiele zabawnych perypetii, rozstań, zdrad i intryg szytych tak grubą nicią, że nic tylko się o nią potknąć. Mogę Was zapewnić, że na pewno nie będziecie się nudzić, a nawet kilka razy zaśmiejecie się w głos. Jest też kilka językowych smaczków dla koneserów (np. porównanie wina do Mamrota), ale nie każdy to wyłapie. Humor często obraca się w sferze seksu, ale nie jest przesadnie niskich lotów. W środku sztuki pojawia się co prawda parę przekleństw, moim zdaniem zupełnie zbędnych, ale chociaż oczywiście wywołują u niektórych śmiech – tak u mnie ciarki żenady – można by utrzymać tempo i poziom bez takich zagrywek. Sztuka chociaż zabawna, tak niestety przewidywalna – tak dla osób, które temat doskonale znają (brak urozmaiceń względem innych wersji) jak i dla zupełnie nowych w „głupcowym” temacie – tutaj łatwo przewidzieć zwroty akcji czy tez samo zakończenie.
Jeśli zaś chodzi o scenografię to obserwujemy mieszkanie głównego bohatera w raczej standardowym układzie: wielka kanapa, telefon, trochę drzwi i obrazów – a także barek z alkoholem. Dekoracje jakoś specjalnie się nie wyróżniają, ale nie są też czymś, co mogłoby jakkolwiek nie pasować – jest czysto, schludnie, na miejscu. Scena SpektakLove świetnie rozwiązała problem dźwięku, dzięki czemu mikrofony są w najważniejszych miejscach – tak przed samą sceną, jak i nad nią. Co prawda miałem przyjemność usiąść w pierwszym rzędzie, ale bywałem już w tym budynku i wiem, że nagłośnienie daje radę gdziekolwiek nie usiądziecie. Dla ślepców jednak mała rada: ostatnie rzędy są naprawdę daleko, ponieważ sala jest dosyć długa – lepiej wyłożyć trochę więcej na bilet i usiąść przynajmniej na środku.
Kolacja dla głupca to fantastyczna, ponadczasowa i nigdy nie nudząca się sztuka, która w reżyserii Cezarego Żaka nie traci nic ze swojej aktualności, humoru czy złożoności. To sztuka świetnie zagrana, może nie brawurowo, ale na pewno na zadowalającym dla wszystkich teatralnych marud poziomu. Bawiłem się świetnie, dużo lepiej niż kilkanaście lat temu, albo podczas Netflixowego seansu filmu ze Steve’m Carrell’em. Szkoda tylko, że w samej treści nie pojawiło się nic nowego, ale i tak dostałem dokładnie to po co przyszedłem.
Z całego serca polecam, Kolacja dla głupca to 120 minut doskonałej zabawy. Ceny biletów oraz informacje dotyczące najbliższych przedstawień znajdziecie na stronie Spektaklove.