Zacznę od odrobinę kontrowersyjnego stwierdzenia: Super Mario Bros. Film jest odrobinę gorszy niż możecie przeczytać w Internetowych recenzjach. Nie wiem dlaczego ludzie tak bardzo się ni zachwycają – tzn. niby rozumiem dlaczego, ale wiem też, że momentami niesłusznie. Bez długich wstępów i nudnych wynaturzeń rodem z blogów kucharskich – zapraszam do recenzji!
Fabuła jest stosunkowo prosta i nie stara się wymyślać koła na nowo – bracia Mario to pełni marzeń hydraulicy, którzy starają się rozkręcić biznes na Brooklynie. Przypadek chce, że trafiają do Grzybowego Królestwa, które wymaga natychmiastowej obrony – złowrogi Bowser zamierza najechać je ze swoją armią, a księżniczkę Peach uprowadzić i poślubić. Pechowo porwany zostaje także brat głównego bohatera – niezbyt rozgarnięty Luigi.
To co z całą pewnością jest główną siłą Super Mario Bros Film. to spora liczba mniejszych lub większych nawiązań do dziesięcioleci istnienia tej marki w umysłach fanów gier konsolowych. Mamy tu trochę znanych postaci, sekcji platformowych, sekcji 2D, smaczków niezauważalnych jak stare automaty do gier czy zatrzęsienie motywów muzycznych. Pech jednak chce, że właśnie te smaczki mydlą oczy fanom braci hydraulików, a po obdarciu Mario Bros z tego typu sztuczek – otrzymujemy dość poprawny, miejscami zabawny, ale z grubsza trudno powiedzieć do kogo skierowany – film animowany. Fabuła pędzi na złamanie karku i nie bierze jeńców – wszystko dzieje się szybko, bez zbędnych tłumaczeń – nawet miejscami zbyt szybko jak na to, że film trwa jedynie 1,5h. Ale dzięki temu nie nudzi – dialogi są zabawne, postacie uroczo animowane, a film powinien być reklamowany jako najbardziej kolorowa produkcja tego roku. Jest dobrze, wesoło i przejrzyście – ale jednocześnie dość strasznie – zwłaszcza, gdy w świecie złego Bowsera pojawia się sporo szkieletów, trochę duchów, nietoperzy i rozmów o śmierci. Mniejsze dzieci faktycznie mogą się przestraszyć, większe z kolei… nadal są dziećmi i fajnie obejrzeć „bajkę”, ale mogą nie kojarzyć wszystkich smaczków, motywów i zabiegów. Ja mając już prawie 35 lat i Switcha podłączonego pod TV wiem czym są Goomby, albo łatwiej mi szeroko uśmiechnąć się na widok gokartów, które przewijają się przez większą część filmu. Obdarta z nostalgii fabuła niczym specjalnym się nie wyróżnia, ale za to też nie popełnia rażących błędów – tak więc do obejrzenia przez każdego chętnego, oczywiście z założeniem że Ci najbardziej nagrzani na seans będą bawić się trochę lepiej niż osoby nie łapiące wszystkich kontekstów. A jest ich tyle, że w pewnym momencie pomyślałem sobie: niech nie robią dwójki, tutaj dali już wszystko i wystarczy.
Graficznie jak już wspomniałem jest pięknie – za animację odpowiadają goście od Minionków, wszystko więc porusza się płynnie i uroczo. Postacie tak żywcem przeniesione ze świata Mario, jak i te „nowe” dla serii (głównie ludzkie) są bardzo w porządku – na pewno straszą mniej niż dowolna osoba z Metro City z Super Mario Odyssey. Udźwiękowienie jest w porządku, wszystkie głosy są bardzo poprawne. Widziałem również fragmenty oryginalnej ścieżki dźwiękowej w której pojawia się Chris Pratt czy Jack Black – ale głosy są na tyle zniekształcone, że trudno ich rozpoznać i wersja językowa, którą prędzej czy później wybierzecie nie ma chyba znaczenia.
Super Mario Bros. Film to na pewno najlepsza z kinowo-telewizyjnych przygód Mario, ale też ten sam sobie nie robił zbyt dużej konkurencji i zwykle filmy z Mario były raczej do kitu. Tym razem jest inaczej i warto wybrać się do kina, uśmiechniecie się kilka razy i pozostaną w Was dobre wspomnienia – ale to Wy, osoby które interesuje to na tyle, że czytacie tę recenzję. Osoby, które świat Mario znają jedynie z patrzenia Wam zza ramienia lub co gorsza z czasów pegazusa – zapomną o seansie szybciej niż ustawa przewiduje (nie, nie ma takiej ustawy, ale być powinna).
Jak dla mnie to dość porządne 7/10, ale ja jestem generalnie fanem Mario i jego zielonego brata Luigiego. Chociaż wolałbym zobaczyć przygody Wario. Zawsze po stronie tych złych!