Zacznę odrobienie kontrowersyjnie – nie lubię Przyjaciół. Uważam, że serial źle się starzeje, jest nie tylko nieaktualny pod względem seksistowskim czy stylistycznym (ubrania, fryzury, problemy), ale równiez po prostu mało zabawny. To nie jest jednak tak, że niczego nie lubię, gdyż np. Jak Poznałem Waszą Matkę? uważam za Przyjaciół 2.0, za coś „zamierzonego” koncepcyjnie, zabawnego i gloryfikującego bardziej prawdziwy obraz grupy znajomych, grupy w której sam chciałbym być. Jeśli jednak żaden z tych dwóch seriali nie zawrócił Wam w głowie, najpewniej dalej szukacie czegoś dla siebie. Jeśli to prawda, to z pewnością właśnie Big Bang Theory jest tym co zawróci Wam w głowie przynajmniej na dłuższą chwilę.
Sam serial jest przede wszystkim sitcomem – wiem, że cała trójka mniej lub bardziej nimi jest, ale no właśnie: często mniej. Big Bang, w Polskiej wersji Teoria Wielkiego Podrywu (szalenie słabe, ale też nieziemsko ciekawe tłumaczenie) opowiada o grupie czterek nerdów – pracujących razem w Kalifornijskim Instytucie Technicznym – którzy chcieliby „poznać jakieś dziewczyny”. Ich życie zmienia się diametralnie, gdy obok mieszkania dwójki z czterech bohaterów – wprowadza się piękna, aspirująca blond aktorka, która z nauką ma zdecydowanie niewiele wspólnego. Sam serial wybija się przede wszystkim formułą – mamy tutaj odwrócenie totalnych nerdów, którzy cenią sobie przyjemności takie jak gry komputerowe czy komiksy, oczywiście nadal wspomagając się nauką (głównie fizyką i astronomią), ale nie są totalnymi aspołecznymi dziwakami. To normalni zafiksowani na nauce ludzie, którzy poszukują szczęścia w miłości, ale także w życiu. I chociaż Big Bang Theory emanuje mocnym, naukowym językiem (czasami wręcz bełkotem) to zdobył rozgłos dzięki lekkiej formie i naprawdę licznym (aż do przesady) aluzjom seksualnym. W końcu miłość to seks.
Kilka tygodni temu wydawnictwo SQN wydało już kolejną serialową książkę (wcześniej: Świat według Kiepskich. Zwariowana historia kultowego serialu Polsatu oraz recenzowane u mnie Za kulisami: Family Guy), wobec której nie mogłem przejść obojętnie. Dość powiedzieć, że jest to tym samym czwarta książka tego wydawnictwa, którą przeczytałem (jest też biografia Stana Lee) i także tym razem bawiłem się wprost rewelacyjnie. W ogóle bardzo trudno taką książkę zrecenzować, a to głównie dlatego, że wszystko zależy od naszego nastawienia. Wiecie, albo jesteśmy zainteresowani tematem na tyle, aby ją przeczytać (i na tyle mało, aby nie znać zamieszczonych w niej ciekawostek), albo temat jest nam zupełnie obcy i morze przetaczanych nazwisk, miejsc czy zjawisk towarzyszących wydarzeniom nic nam nie powie. Teoria Wielkiego Podrywu, za kulisami serialu, który pokochały miliony to dokładnie 600 stron takich ciekawostek, luźnych wywiadów z twórcami, aktorami lub osobami, które prawie prześlizgnęły się obok serialu. Budowa całej relacji jest chronologiczna, opowiadająca od ery przed-serialu, gdy w telewizjach Ameryki królował „Dwóch i pół”, do ery po Big Bang Theory. Chociaż chronologia została zachowana, tak sama narracja nie – ta jest bardzo różnorodna, przechodzimy przez wspomnienia dosłownie dziesiątek osób, bardzo krótkie, inekiedy wręcz kilkuzdaniowe wrzutki dotyczące danego okresu czasu. Dość powiedziec, że to nie przesada, a na przykładowej stronie widzimy czasem i 5 akapitów oznaczonych pięcioma różnymi nazwiskami. Jeśli pamięć macie dobrą, ale krótką – czasami może to sprawiać drobne problemy, gdy zapomnimy kto jest kim – przy takich nazwiskach jak Jim Parsons lub Chuck Lorre nie jest to wielki problem, ale przy mnejszych już tak (jeśli jest tu ktoś, kto wymieni nazwiska kogokolwiek z obsady to będę więcej niż zdziwiony – no może oprócz Penny, ona jakąś tam karierę zrobiła). To jednak jedyna niedogodność, bo w ogólnym rozrachunku nie bardzo ma znaczenie kto co powiedział – tłumaczenie Magdy Witkowskiej jest tak dobre, że nawet tak chaotyczne przekazywanie pałeczki czyta się natychmiastowo i na jednym oddechu – zupełnie jak dobry thriller, a informacje są tak ciekawe, że z czyichkolwiek ust wychodzą – wielokrotnie przecieramy oczy ze zdziwienia.
Książka została wydana nieźle – korekta okazała się szczegółowa, brak w niej rażących błędów. Pojawiają się też ciekawe przypisy (gdy jest to niezbędne). Miękka okładka doskonale leży w dłoni (nawet pomimo objętości), a sam papier jest dobrej, przyjemnej w dotyku jakości. W książce znajdziemy też sporo zdjęć (najczęściej z prywatnych archiwów), jednakże z bólem serca zauważę, że te są niestety czarno białe. Wielka szkoda, bo chociaż nie jest to oczywiście poziom „podręczników do angielskiego”, tak nie każde zdjęcie oceniłbym jako doskonałe. A szkoda, tym bardziej, że podpisy pod nimi zwykle są na tyle ciekawe, że aż chce się przyjrzeć dokładniej.
Wydawnictwo SQN wykonało jednak kawał dobrej roboty – tak ze sprowadzeniem tej książki, tłumaczeniem jak i praktycznie perfekcyjnym wydaniem. Ponieważ jak już powiedziałem, na mojej półce to właściwie czwarta pozycja tego wydawnictwa, uczciwie przyznam, że jeśli tylko zainteresuje mnie temat kolejnej książki (błagam, zróbcie coś o Jak poznałem Waszą matkę!) – wezmę ją w ciemno.
Teoria Wielkiego Podrywu. Za kulisami serialu, który pokochały miliony to 600 stron doskonałej lektury, wspaniałych anegdotek, ogromnej pracy tak samej autorki (Jessica Radloff) jak i wydawnictwa. Książkę znajdziecie w najlepszych księgarniach oraz na stronie SQN w sugerowanej cenie 59,99zł. Jeśli tak jak ja (i ostatnio moja żona!) pokochaliście serialowe przygody bandy pociesznych nerdów – w tym roku nie przeczytacie już niczego ciekawszego. Za to ręczę! A za taką cenę – strach nie brać.
ps. pozostałe wspomniane przeze mnie książki wydawnictwa SQN to również cudowna, mocna, potężna lektura! Jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego Kiepscy mieli „kibel na korytarzu”, skąd miłość Stana Lee do komiksów, albo jak wyglądały pierwsze plansze Family Guya i skąd pomysł na sam serial – zróbcie sobie prezent pod choinkę. No bo kurde, Panie Boczku – warto!
Księżkę do recenzji dostarczyło mi wydawnictwo SQN, na którego stronę zapraszam. A poniżej macie także zwiastun: