Skip to main content

Jestem wielkim fanem gier wyścigowych – prawda jest taka, że wychowywałem się na nich już od lat 90. Takie gry jak Need For Speed, Burnout czy Midnight Club dostarczyły mi wielu godzin wspaniałej zabawy. Raz trafiały się tytuły lepsze (Ostatnio, raz gorsze (jak serial Flatout czy recenzowane nie tak dawno Micro Machines), ale zawsze darzyłem je szczególnym uczuciem. Kilka lat temu zagrałem w The Crew 2 i chociaż starałem się ze wszystkich sił – to po kilku godzinach odpadłem. Nie pomógł ani dziwny model jazdy, ani brak trybu dla jednego gracza (totalnie nie wiedziałem gdzie i po co pojechać). Nie było tak źle jak przy rowerowym Riders Republic), ale odpadłem i to właściwie na zawsze. Nie potrafię się jednak długo gniewać na Ubisoft – dlatego też zachęcony niezłymi recenzjami, sięgnąłem po The Crew: Motorfest. Oczywiście trochę się bałem, ale pomyślałem sobie: jesteś starszy, mądrzejszy, jakoś sobie poradzisz. A jeździć w coś trzeba. I to była jedna z najlepszych growych decyzji w moim życiu!

  • Wyścigi życia!

The Crew: Motorfest to wyścigi dziejące się na pewnej ogromnej, hawajskiej wyspie. Chociaż „wyścigi” to złe słowo, Motorfest to święto, festiwal motoryzacji w który biorą udział najszybsi rajdowcy świata w najmocniejszych, najpiękniejszych samochodach (wszystkie są na licencji). Fabuła? W zasadzie nie ma, po stworzeniu swojego avatara i poznaniu podstawowych zasad rządzących tym świateł – robimy właściwie to co chcemy, a na pewno to na co pozwolili nam twórcy. A jest tu sporo ciekawostek.

Na początku zacznijmy od trybu dla samotnego gracza – bo przyznam szczerze, że właśnie ten tryb najmocniej przekonał mnie do zakupu. W tym trybie rządzą tak zwane Playslisty czyli krótkie historie opisujące dzieje danej marki lub trendu. Dla nas oznacza to mniej więcej tyle, że wybierając odpowiedni rozdział (można zaczynać je w dowolnej kolejności) nasz gadatliwy GPS prowadzi nas w przeznaczony na tę historię rejon wyspy, podczas trasy opowiadając co nas czeka i jaka jest tej rzeczy rola w historii motoryzacji. Same playlisty są rozmaite: raz są to concept cary, czyli samochody właściwie nie istniejące, raz jest to playlista opowiadająca historię najważniejszych ferrari, innym razem skupiająca się na drifcie i najważniejszych samochodach, które do tego służą. Każda lista ma swojego narratora, raz GPS, raz gwiazdę motoryzacji (prawdziwi influencerzy i filmy z nimi). Każda z nich aktywuje też specjalne zadania (slalom, ucieczka, rekord szybkości) czy możliwość wykonania danej ilości wysoko punktowanych zdjęć. W menu GPS wybieramy więc playlistę, dojeżdżamy do niej i wykonujemy kolejno misje-wyścigi, aby koniec końców wygrać jeden z wypasionych samochodów, motorów, łódek lub samolotów. Tak, dobrze widzisz – w Motorfest znalazło się miejsce dla właściwie każdej wyścigowej machiny, a do tego każda z nich ma swoją historię. Tych początkowo jest ok. 15, ale wraz z kolejnymi sezonami ma dochodzić ich więcej i więcej. Jeśli okaże się to prawdą, będę więcej niż zadowolony!

To oczywiście główny smaczek gry dla samotnego gracza, ale nie jedyny – jak wspomniałem każda lista aktywuje cykl zadań, które przyjdzie nam wykonać. Sama wyspa to również niezła piaskownica zagadek i wyzwań – na wyspie rozrzuconych jest pierdyliard znajdziek – od pomników przez graffiti. Czasami nawet nasz GPS zaczyna wariować, zamieniając się wykrywacz skarbów – im bliżej jesteśmy tym szybciej „wibruje”, a na końcu drogi zawsze czeka na nas świetny gatunkowo łup.

The Crew: Motorfest to jednak masywna gra online, która wymaga stałego połączenia z serwerami. Nie wszyscy to lubią, ale jednak takie są teraz realia, że każda gra tego typu musi posiadać rozwinięte funkcje społecznościowe – te zaczynają się od porównywania wyników ze znajomymi, po jeżdżące tu i ówdzie duchy zawodników. Nie znalazłem jakiegoś wielkiego usprawiedliwienia tej ostatniej funkcji, bo właściwie nie da się nikogo wyzwać bezpośrednio na szybkie kółko wzdłuż wyspy. Ale dzięki tej społecznościowej sztucce na wyspie jest trochę bardziej tłoczno, co w sumie robi dobre wrażenie.

  • Możliwości online

Prawdziwe funkcje online to jednak przede wszystkim główny „contest” czyli wystawa samochodów – możemy wystawić własny wózek z koniecznie własnym kolorowym stylem – i zbierać lajki, aby koniec końców zebrać za to kasę. To także dość dziwny battle royal (z dopalaczami) oraz podmieniany co 30 minut mega wyścig – fajny, bo zwykle trasę pokonujemy trzema pojazdami, a ściga się z nami do 28 żywych osób. Natomiast jednocześnie głupi, bo… nigdy jeszcze nie dojechałem do mety. Pomijając, że wszyscy gracze spotkani w internecie są jacyś za dobrzy i za szybcy (gram w takie gry od prawie 30 lat, to niemożliwe zawsze przyjeżdżać przedostatni, no cholera), to jeszcze w momencie dojazdu pierwszych osób do mety włącza się licznik, który po 30s kończy wyścig bez możliwości dojazdu do końca. Ile to ja razy miałem już 90-95% trasy i gra się po prostu kończyła…. Jednak najważniejszym online’owym nowum jest przede wszystkim podział na miesięczno-tygodniowe sezony tematyczne. Otóż co tydzień we środę dostajemy 9 świeżych zadań, które pozwalają nam zdobywac dodatkowe nagrody, elementy wyposażenia czy kosmetykę dla naszego avatara. Zadania moim zdaniem również zawyżone (chociaż można nimi manipulować poprzez poziom trudności gry) i z niekiedy wysokim progiem wejścia – zdarza się, że większość zadań jest zablokowanych, bo nie posiadamy odpowiedniego samochodu – lub kilku niezbędnych w tym tygodniu. Na szczęście te kupimy najczęściej w pakiecie, który jest trochę tańszy niż osobno kupowane maszyny.

Progres i system nagród to coś, co zachęca do dalszej gry – w Motorfest mamy kilka rodzajów zbieranych EXPunktów. Punkty wpadają za kończenie zadań, wyścigów, powtarzanie niektórych wyzwań, zbieranie znajdziek itp. Itd. Trzy pierwsze poziomy w najważniejszych gatunkach musimy nabić sami, potem wszystkie zaczynają się sumować w czymś na kształt season passa z elementami kosmetycznymi, samochodami czy pieniędzmi. Same nagrody to także punkty doświadczenia dla kierowcy (możliwość przypisania ich np. do pozyskania większej liczny XP, albo większego mnożnika w zadaniach lub nagrodach, albo lepszej przyczepności poszczególnych typów pojazdów). Jest w czym wybierać, a dwa typy waluty nie przeszkadzają w rozgrywce – jeśli kupujecie z głową, to za podstawową walutę jako tako się utrzymacie (nawet wydając na środowe samochody). Chociaż jest oczywiście waluta premium, to nigdy nie czułem ciśnienia, aby cokolwiek przy niej kombinować.

  • Jazda po bandzie

Model jazdy, rzecz bardzo ważna w wyścigach –  zależy przede wszystkim od wybranego pojazdu. Wszystko co powiązane z driftem jest okropnie nadsterowne i niestety kręci bączki przy byle jakim zakręcie. Samochody wyraźnie cięższe zachowują się odrobinę lepiej, ale wchodzenie w zakręty bywa mało przyjemnym obowiązkiem. W chociażby DIRT 5 zawsze wiedziałem, albo przynajmniej czułem co zrobić – tutaj nie wiem czy zwolnić, przyśpieszyć, spróbować się z hamulcem ręcznym – zwykle wybrana opcja jest zła, samochody ślizgają się nieintuicyjnie. Idzie się do tego przyzwyczaić, ale jakbym miał komuś wytłumaczyć jak używac tej mechaniki to bym chyba nie umiał. Nie zrozumcie mnie jednak źle, jeździ się bardzo przyjemnie, ale nie wszystkim. Oprócz samochodów są również motory (spokojnie wyciągające 300km/h), łódki (trochę upierdliwe, ale bardzo miłe eventy) czy loty samolotem z nieuniknioną walką – my kontra wiatr. Wszystkim jeździ, lata lub pływa się dość przyjemnie, ale od razu widać, że gra powstała do jeżdżenia autem. Ot chociażby dlatego, że dodatkowe pojazdy mają ledwo po jednej playliście i potem zostają zapomniane. Ważnym aspektem poruszania się po wyspie jest to, że w locie możemy zmienić się w łódkę lub samolot – a potem wrócić do auta. Wiecie, taka trochę transformacja jak w specjalnych wyścigach w GTA5. Wyspa w Motorfest to także zjawiska pogodowe – deszcz, pory dnia, itp. – i o ile mokra nawierzchnia utrudnia jazdę, a nocą niewiele widać (i jest brzydko) tak właściwie n ie ma znaczenia kiedy, gdzie i o której jedziemy.

Grafika jest piękna, a realne marki samochodów oddane sa wspaniale. Wybranie wielkiej hawajskiej wyspy to świetnych ruch, chociaż krytykowany przez niektórych recenzentów. Ludzi Ci bardzo się zirytowali chociażby przez dekoracje, balony czy wiszące dookoła girlandy. Każda playlista lub każdy temat wyścigu faktycznie bywa dość mocno podkolorowany różnymi gadżetami dookoła toru lub fragmentu wyspy. W recenzjach czytałem np. że wyścigi japońskie (tacy trochę Szybcy i Wściekli) na siłę emanują różowymi światłami, laserami czy neonami – ale czepiać się czegoś takiego, że Ubisoft próbował wrzucić wszystko do jednego garnka – jest mocno na siłę. Podobno samochodów jest ponad 200, a season pass obiecuje kilkanaście kolejnych. Dużym plusem jest też możliwość przeniesienie swojej kolekcji z The Crew 2. Pisze o tym w grafice, ponieważ są naprawdę piękne, błyszczące i trudno czegokolwiek grafice zarzucić. Jak już wspomniałem noc jest ultra ciemna i wszystko wygląda wtedy ultra okropnie (co ciekawe fabularne wyścigi w nocy są ładne, ale sama noc w otwartym świecie jest brzydka), ale za to każda pora od poranka do zmierzchu to uczta dla oczu.

Ucztą nie jest natomiast muzyka, ta bardzo często odbija się techniawkową czkawką, mnie denerwując ponad skalę. Brakuje tu normalnych piosenek, które znamy chociażby z różnych hiphopowych gier wyścigowych. Baaa, to już darmowa seria Asphalt miała lepszą ścieżkę dźwiękową…

Wykorzystanie padów nowej generacji (recenzuję wersję PS5) jest całkiem niezłe, chociaż DIRT 5 był pod tym względem dużo lepszy. Palce faktycznie fajnie skaczą, ale jakbym miał komuś pokazać jak implementować ten efekt na poważnie – to zrobiłbym to właśnie w Dircie.

The Crew Motorfest to jednak bardzo ciekawy poziom wyzwania (poza online’owymi), przepiękne trasy i niesamowite samochody. To także bardzo dobra mieszanka aktywności dla samotników, ale też dla osób kochających multiplayer. Jeśli w przyszłości dojdzie do poprawek starć z innymi graczami, albo dojdą nowe tryby czy playlisty – to z pewnością będę do gry wracał przez kilka najbliższych lat. W tym momencie kończę „fabuły” i loguje się co środę, aby szybko przejechać nowe zadania – jeśli Ubisoft nie zepsuje tego jak Riders Republic, to z pewnością będę Motorfest polecał. Nawet nie wiem kiedy nabiło mi się 50h w dwa miesiące, a grałem sporadycznie. I lecimy do stówki!

W moim odczuciu adekwatna ocena to 8/10 – jest tu wszystko to czego potrzebuję. Dajcie mi jeszcze więcej, dajcie jakąś nowość, wielką aktualizację playlist – i spokojnie 9/10 dla fanów gier wyścigowych.

 

Plusy:

  • Rozbudowany tryb dla pojedynczego gracza: Playlisty z historiami marek i trendów motoryzacyjnych, ciekawe zadania, wyzwania i znajdźki.
  • Piękne środowisko: Hawajska wyspa z różnorodnymi trasami i zmiennymi warunkami pogodowymi.
  • Duża różnorodność pojazdów: Samochody, motocykle, łodzie i samoloty, z różnymi modelami jazdy.
  • Mnóstwo zawartości: Ponad 200 pojazdów, cotygodniowe sezony z nowymi zadaniami i nagrodami.
  • Intuicyjny system progresu i nagród: Punkty doświadczenia, season pass z elementami kosmetycznymi i samochodami.
  • Możliwość przeniesienia kolekcji z The Crew 2.
  • Dobre wykorzystanie padów nowej generacji.

Minusy:

  • Niedoskonały model jazdy: Nadsterowność w przypadku driftingu, ślizganie się nieintuicyjne.
  • Słaba ścieżka dźwiękowa: Brak znanych piosenek, monotonna muzyka.
  • Problemy z multiplayerem: Brak możliwości bezpośredniego wyzwania na wyścig, wyścigi online często kończą się przed czasem.
  • Wysoki poziom trudności niektórych zadań.

 

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: