Coraz bliżej święta, więc automatycznie coraz mniej filmów wchodzi do kin, ponieważ ludzie mają niewiele czasu na rozrywkę w gąszczu Wigilijnych przygotowań. W przyszłym tygodniu wchodzi Hobbit, którego ja zobaczę już w czwartek, oraz Pani z Przedszkola czyli Polska komedia o wyrywaniu pewnej ładnej kobiety. No i zakończy się rok 2014. Tak więc opiszę jeszcze 4 filmy w grudniu, po dwa w każdym odcinku. Dziś pierwsza dwójka, a będą to premiery z tego tygodnia. Z okazji taniej środy w Cinema City opowiem Wam jak wredny jest Bill Murray w Mów mi Vincent, oraz czy „Dziewczyny” z Emily Browning nie fałszują za mocno.
– Mów mi Vincent
O czym: Stary i samotny Bill Murray, aby spłacić długi hazardowe, postanawia zostać niańką dla syna nowej sąsiadki.
Dlaczego tak: Bo to w końcu pieprzony Bill Murray! Dlatego tak rzucam jego nazwiskiem, bo film ogląda się tylko dla niego i równie dobrze mógłby stać i przez dwie godziny puszczać bańki mydlane i byłoby to dobre. A jeśli dodam, że partnerują mu Melissa McCarthy oraz Naomi Watts? Ta pierwsza w roli matki, strasznie smutnej i skrzywdzonej przez los, a ta druga w roli prostytutko-striptiserki w ciąży. Mocno? Dość. Niektóre żarty są bardzo zabawne, momentami szokujące i niesmaczne, ale czy nie lubimy takiego kina? Słodko-gorzką opowieść o przyjaźni i przemianie byłego wojskowego i chłopca ogląda się całkiem nieźle. Ujęcia są czyste, dobre i przemyślane, muzyka urozmaica akcję, ale w nią nie ingeruje. Dla mnie to najważniejszy film tego tygodnia i bardzo gorąco go polecam. Bill jak zawsze jest w formie, aż szkoda, że odrzucił Pogromców Duchów 3.
Dlaczego nie: Bo to jednak standardowy scenariusz „o przemianie” i jeśli oczekujecie, że pójdzie inną drogą niż tysiąc podobnych filmów to jesteście w błędzie. Fabuła jest taka jak myślicie, nie ma niespodziewanych twistów i w gruncie rzeczy bliżej tej produkcji do czegoś telewizyjnego, niż kinówki.
Kiedy: Teraz i w kinie – bo to najlepsza premiera tego tygodnia. Jeśli się nie wyrobicie, to później w TV/DVD, bo to po prostu film, który należy zobaczyć.
– Dziewczyny
O czym: Pewna nastolatka z problemami, odkrywa, że najwięcej radości daje jej pisanie piosenek oraz śpiewanie. Tak też robi.
Dlaczego tak: To dobre pytanie i dość trudno mi odpowiedzieć. Właściwie oglądałem to tylko dlatego, że Emily Browning była super gorąca i seksowna w filmie Sucker Punch (bardzo polecam), ale tutaj jest brzydsza i strasznie wychudzona. Film jest dość „brytyjski” jesli ktoś to lubi, to jest to z pewnością plus. Jako musical broni się znośnie wykonanymi piosenkami i na pewno całkiem sporą ich ilością, śpiewają co 10-15 minut. W tle jest też jakaś historia o dojrzewaniu, problemach psychicznych i problemach z wagą – więc jeśli przeżyliście coś takiego na własnej skórze, to może Wam się tu podobać. Jest też nieodłączny wątek miłosny.
Dlaczego nie: Widzę, że soundtrack z tego filmu jest dość popularny, ale nie mam pojęcia dlaczego. Nie jest to nic pokroju Mamma Mia, właściwie to nie zapamiętałem nawet jednej piosenki, nie mają polotu, pasują do filmu, ale tu się ich rola powinna skończyć. Dowolne High School Musical jest dużo barwniejsze. Oczywiście to dramat i nikt tu nie skacze w powietrze i nie jeździ na białym koniu, ja wiem, ale wszystko jest nagrane na jedno kopyto i prawie że taśmowo. Sam film nie jest jakoś bardzo porywający, nie jest ciekawy i właściwie niczym się nie wyróżnia. Wątła liczba seansów na które można się wybrać chyba tylko to potwierdza.
Kiedy: Właściwie to najlepiej nigdy, są ciekawsze sposoby spędzenia dwóch godzin. Granie na gitarze na ulicy, masturbacja, albo np. układanie puzzli, gdy rozsypiecie na podłogę bułkę tartą i będziecie się starać złożyć z tego bagietkę. Pomijając, że plakat jest brzydki, jego hasło reklamowe najlepiej opisuje to, czy warto wybrać się do kina.