Wakacje w pełni! Nie przeszkadza nam to jednak w delektowaniu się premierami kinowymi, które w tym tygodniu są wyjątkowo smakowite i nie pozostawiają po sobie zbyt wielu negatywnych uczuć (spoiler alert?). Dziś kolejno: Klucz do wieczności czyli przenoszenie mózgów do młodszych ciał, Taśmy Watykanu czyli opętanie oraz Piksele czyli 8-bitowe gry wideo atakują świat! Przy tej ostatniej mini-recenzji warto zatrzymać się na dłużej, ponieważ załączyłem aż dwa bonusy. Reckę wideo kilka minut po seansie, w której wzięła udział Monika, oraz krótkometrażówkę z 2010 roku, która była podstawą filmu kinowego (chociaż lepiej rzucić na nią okiem dopiero po kinowym seansie). Tania środa w Cinema City zaprasza! Lecimy.
– Klucz do wieczności
O czym: Pewien śmiertelnie chory milioner przenosi swój mózg do młodszego, wyhodowanego w laboratorium ciała. Niestety z jakiegoś powodu wspomnienia „naczynia” zaczynają przebijać się na zewnątrz.
Dlaczego tak: Ryan Reynolds ostatnio łapie się za coraz dziwniejsze i ciekawsze ideowo projekty, oglądanie jego aktorstwa staje się więc coraz większą przyjemnością. Tak jest i tym razem, gdzie stworzył kreację ciekawą, nieszablonową i szczerą – to widać. Partnerują mu np. Natalie Martinez, Ben Kingsley czy Victor Garber i chociaż to nie są role duże, to jednak każde z nich ma szansę pokazać się z dobrej strony. Film ma ciekawy zamysł fabularny, jest lekki, dużo strzelają, a przemoc jest sugestywna i brutalna – chociaż nie przekracza granic dobrego smaku. Film nie jest ani za krótki, ani za długi – zostawia bardzo pozytywne wrażenie.
Dlaczego nie: Niektórzy nie lubią Reynoldsa i nie są w stanie kupić tego co sobą przedstawia. Ja osobiście nie mogę patrzeć na Bena Kingsleya i to (na szczęście krótki) minus. O ile pomysł jest ciekawy, tak zabrakło trochę fabularnego rozwinięcia, jakiegoś fajnego sznytu sci-fi, przez co może wydawać się niedopracowany.
Kiedy: To dobry film, taki na 7-8 w zależności od Waszej skali, ani nie będziecie piali z zachwytu, ani nie będziecie żałować wydanych pieniędzy. Trochę fabuły, trochę strzelaniny, trochę morałów. Lekki wietrzyk na ostatnie upały.
– Taśmy Watykanu
O czym: Pewna dziewczyna zostaje opętana przez demona.
Dlaczego tak: W zalewie złych, albo bardzo średnich horrorów – ten jest nawet nawet. Dobry casting sprawił, że postacie niespecjalnie irytują i można się z nimi zaprzyjaźnić. Efekty specjalne są znośne i chociaż nie są jakoś bardzo przerażające, to przynajmniej nie wypadają śmiesznie, albo sztucznie. Widok początkowo sugeruje kamerę „z ręki” ale po chwili się to stabilizuje i wszystko jest już normalne. Doskonale ukazane opętanie, świetny i pokazujący „faka” finał. Jak już napisałem – przestraszyć się jest trudno, ale próbują naprawić to niezłym klimatem.
Dlaczego nie: Same egzorcyzmy są dość cienkie, a opętanie bardziej wygląda na chorobę psychiczną, przez co film raczej nie przyprawi nas o zawał. O ile jest porządnie wykonany i fanów gatunku może zaskakiwać, to inni mogą ocenić go po prostu marnie. Trochę za dużo Watykańskiego blabla, a za mało samej akcji.
Kiedy: Jeden z lepiej wykonanych horrorów ostatnio, ale raczej z łatką „thriller”. Póki co, warto sprawdzić.
– Piksele
O czym: Świat atakują kosmici z 8-bitowych gier komputerowych sprzed kilku dekad.
Dlaczego tak: Pomysł i wykonanie są całkiem niezłe! Efekty specjalne zaspokajają zmysły, są dobrze zrobione i pocieszne. Radosne melodyjki z lat 80 dodają klimatu, a smaczki dla urodzonych w tamtym okresie będą niewątpliwie całkiem miłym dodatkiem. Ekipa aktorska jest całkiem niezła: Adam Sandler, Kevin James, Michelle Monaghan, Peter Dinklage (karzeł z Gry o Tron) czy Sean Bean – i nawet ten pierwszy daje sobie radę praktycznie nie robiąc z siebie idioty. Kilka fajnych nawiązań do kina katastroficznego, super pomysł z Pac-Manem. To jeden z tych filmów, które warto zobaczyć, bo przedstawiają coś nowego, czego jeszcze nie widzieliśmy.
Dlaczego nie: Niektórzy są uczuleni na Sandlera, więc to będzie największy minus tego filmu. Przyznam, że cieszyłem się widząc znajome motywy, aczkolwiek wielu, ale to naprawdę wielu postaci nie znałem i nie do końca wiedziałem co robią i do czego służyły – a znam się na starych grach. Film jest wyraźnie za długi, przez co fabuła niekiedy nuży, brakuje tutaj jeszcze jednego wątku, albo dwudziestu minut mniej. Piksele jak na komedię są mało zabawne, praktycznie wcale. Młodsze dzieci mogą się nudzić, nie wiedząc o co chodzi.
Kiedy: Jeśli jesteście fanami talentu Sandlera, gier komputerowych, albo letnich niezobowiązujących filmów – warto iść już teraz. Ale tak jak mówię w recenzji poniżej: Scott Pilgrim to to nie jest.