Cześć! Witajcie w być może ostatnim odcinku w tym roku! Za tydzień wchodzą tylko Gwiezdne Wojny, a ich recenzować nie będę, bo nie ma to sensu – ludzie wyznający Jedi i tak pójdą, a reszcie recenzje nie są potrzebne. Natomiast co prawda w Boże Narodzenie są jakieś premiery (np. Córki Dancingu czy nominowana do Oscara Fala), ale wyjeżdżam na święta i mogę się nie wyrobić. Ale spróbuję! Natomiast do końca roku pojawi się jeszcze sporo dobrego na samym blogu, polecam. A dziś tylko jeden film (bo i więcej premier nie ma) czyli Rock the Kasbah w którym Bill Murray daje kolejny raz popis swoich umiejętności aktorskich. Post powstał z okazji Taniej Środy w Cinema City.
– Rock the Kasbah
O czym: Bill Murray jako podstarzały agent muzyczny, który odkrywa w Afganistanie dziewczynę o cudownym głosie.
Dlaczego tak: Bill Murray i to powinno wystarczyć za całą recenzję, ale jeśli to za mało pojawiają się także: Bruce Willis, Kate Hudson i Zooey Deschanel. Nieźle, prawda? Kolejny głos na tak, bo Leem Lubany ma przepiękny głos i wygląda trochę jak Shakira. Bo to ogólnie dobry film, bardzo niekomercyjny w swojej komercyjności – mam wrażenie, że reżyser miał jakąś wizję , a może i nawet misję. Bo to oparta na faktach historia pierwszej kobiety, która miała odwagę wystąpić w tamtejszej edycji „Idola”. Bo to ciekawa podróż do Afganistanu…
Dlaczego nie: … brzydkiego jak w wiadomościach, bez chociażby źdźbła trawy przez cały film. Bo jest chaotycznie i po prostu wiem, że masie osób taka historia ani trochę się nie spodoba, a film zdejmą pewnie do nowego roku ze wszystkich kin. Bo jest w nim trochę przemocy. Bo to z całą pewnością nie jest komedia.
Kiedy: Moim zdaniem jeśli interesuje Was w ogóle taka tematyka (Afganistan, prawa kobiet), a dodam, że film z samą muzyką wiele wspólnego nie ma – to warto, mnie wzruszył i zauroczył, ale jeśli oczekujecie czegoś z wyższej półki, a nazwiska podane wcześniej zwiastują Wam dobrą komedię, albo rozpierduchę – zawiedziecie się i to srogo.