Pomyślałem sobie, że czasami warto wskrzeszać stare cykle, tym bardziej takie, które naprawdę lubiłem, bo powstawały niezwykle naturalnie, po prostu same z siebie. Tak więc po 2 latach powraca „Okiem Geeka” czyli teksty o grach, sprzęcie i komiksach. Przyznam szczerze, że głównym powodem dzisiejszego powrotu była opisywana w tym odcinku gra konsolowa, która okazała się nie tylko klimatyczna, co… dziwacznie ujmująca.
Catherine to produkcja studia Atlus, specjalizującego się w świetnych grach RPG z Personą 5 jako swoim najmłodszym dzieckiem na czele. Wspomniana gra ma już 6 lat i wydana została na PS3 oraz Xboxa360 w 2011 roku, więc dla części z Was może się wydać przestarzała, ale muszę zaznaczyć, że nie warto zwracać na to uwagi, ponieważ mnie wciągnęła bez reszty tak niesamowicie mocno, że nie mógłbym spać po nocach, gdybym nie napisał tekstu hołdującego tej produkcji – wszak niektórzy z nas nadal mają w użytku czy też gdzieś w szafie starsze konsole, a do takich przeoczonych perełek po prostu warto wracać.
Catherine to przygodówka zręcznościowa o dość mocnym zabarwieniu erotycznym. Fabuła jest prosta: co wieczór upijamy się w barze i co rano budzimy się z pewną obcą kobietą, która dość szybko się w nas zakochuje. Nigdy jednak nie pamiętamy żadnych szczegółów z ubiegłych nocy, w dodatku nasza dziewczyna, z którą jesteśmy od kilku lat zaczyna coś podejrzewać. Braki w pamięci to jednak nie kwestia alkoholu, a wynik tego, że podczas snu trafiamy do tajemniczej krainy, w której mężczyźni zdradzający swoje partnerki nie tylko wyglądają jak owce, co dodatkowo muszą wspinać się po niebezpiecznej wieży – inaczej stracą życie nie tylko w krainie sennych koszmarów – ale również w świecie rzeczywistym.
Etap przygodowy polega więc na rozmowach z ludźmi, sprawdzaniu wiadomości telewizyjnych (głównie mówiących o tajemniczej fali samobójstw wśród młodych mężczyzn), upijaniu się, możliwości zagrania na automacie do gier, a także obserwacji posuwającej się do przodu fabuły. Scenariusz jest dość frywolny i obfitujący w sporo wyborów moralnych, w dodatku niektórych „na żywo” porównywanych z innymi graczami. Pierwszy typ to te czysto fabularne: polegające na smsowaniu do swoich dwóch dziewczyn i traktowaniu ich dobrze, źle, kłamliwie czy szyderczo. Następuje to poprzez wybieranie kilku wzorów odpowiedzi, które bezpośrednio wpływają na czynnik dobra i zła. Podobne pytania padają niekiedy w rozmowach z ludźmi czy to w barze czy w mrocznej wieży. Drugi typ wyborów to pytania zadawane nam w konfesjonale katedry sennych koszmarów, są to pytania w stylu: „czy małżeństwo to koniec czy początek życia” – te również przesuwają strzałkę w mroczną lub jasną stronę, jednak dodatkowo porównywane są online z odpowiedziami innych graczy – trzeba przyznać, że to ciekawe urozmaicenie, dające dużo do myślenia o społeczeństwie oraz o tym czy jesteśmy bardzo zboczeni czy mieścimy się w normach. Wybory moralne oczywiście wpływają na jedno z zakończeń.
Etapy zręcznościowe to natomiast główna atrakcja Catherine, początkowo sięgając po tę produkcję miałem nadzieję, że zawiera jakieś elementy gier RPG, pomyliłem się jednak bardzo mocno, bo to gra logiczna w bardzo czystej, żeby nie powiedzieć prostackiej postaci. Aby wyjaśnić jak najlepiej jej założenia rzućcie okiem na screen:
Więc tak – jesteśmy facetem w samych bokserkach z poduszką w dłoni – ten w końcu śpi, a to kraina z jego koszmaru. Sednem zabawy jest wspinaczka po kwadratowych pudłach, które można przesuwać w czterech kierunkach, pamiętając jednak, że wprawiana w ruch bryła zawsze musi dotykać się krawędzią z kolejną, inaczej ta lub nawet cała ich ściana – wypadnie poza plansze, czasami uniemożliwiając dalszą wspinaczkę. Bohater wspina się więc kamień po kamieniu, aż do mety. Akcję ułatwiają checkpoint’y oraz znajdowane po drodze itemy – pokonanie dwóch pięter na raz, stworzenie pudła, po którym możemy wejść czy pozbycie się wrogów. Jakakolwiek porażka kończy się natychmiastową, czasami bardzo krwawą śmiercią, a niektóre poziomy (nawet na najniższym stopniu trudności) są obłędnie trudne, gdyż pojawiają się platformy zniszczone, wybuchowe, nieprzesuwalne czy pokryte lodem – przez co bardzo łatwo zakończyć dzięki nim życie w pobliskiej przepaści. Pojawiają się też bossowie niszczący niejednokrotnie wiele pięter konstrukcji za jednym zamache czy starający się nas po prostu rozgnieść. Po całej planszy biegają też inni grzesznicy w postaci owiec, ale oni raczej są niegroźni – chociaż starają się nas zepchnąć w przepaść.
Cała magia Catherine zawarta jest więc nie tylko w niezwykle barwnej i miejscami mrocznej opowieści o miłości, zdradzie i byciu dobrym człowiekiem, ale również w szybkich, brutalnych i niewybaczających błędów sekcjach zręcznościowych, które niejednokrotnie wystawiają cierpliwość gracza na serię prób charakteru i wytrzymałości. Gra jest z całą pewnością wartościowa i chociaż w Polsce nieszczególnie znana – zebrała wiele doskonałych ocen np. w serwisie Gry Online 8.8/10. Nieźle prawda? W stacjonarnych sklepach dość ciężką jednak ją zdobyć, ale jest dostępna w wersji cyfrowej w sklepie Playstation czy na aukcjach internetowych. Wspomniałem też na początku tekstu o zabarwieniu erotycznym – jest go sporo, ale nie jest pod tym względem szczególnie drastycznie, już cierpi nasza dusza od niektórych przekleństw czy ginięcia co kilka minut podczas wspinaczki.
Jeśli znacie jakieś produkcje Atlusa to nie ma nad czym dłużej gadać – wiemy nie od dziś, że charakteryzują się świetną grafiką (w ogóle się nie starzejącą) oraz (i w tym główna siła) niezwykłymi historiami, które niekiedy miażdżą tematyką lub sposobem narracji – tutaj przypominającą niekiedy nawet i teleturniej. Ze swojej strony BARDZO polecam. Warto sprawdzić szczególnie w przerwie pomiędzy jakąś dużą produkcją, Catherine to jedynie około 8h przy konsoli. Kocham tę grę, doskonale umiliła mi czas przed piątą Personą 🙂