Kim jest Sasha Grey wszyscy wiemy. Jeśli je jednak nie mamy pomysłu o kogo może chodzić, oznacza to, że albo mieszkaliśmy ostatnie lata w jaskini i nie mamy potrzeb seksualnych, albo kłamiemy. Tak, Sasha jest jedną z najbardziej znanych aktorek porno. Jej specjalnością jest przemoc, upokorzenie i seks analny, który od zawsze uwielbia. Kocha go tak bardzo, że według jej własnych słów „współczuje swojej cipce, że tyłek ma lepiej”. Zastanawiacie się pewnie, po co to wszystko mówię. Otóż była (osobiście nie mogę tego przeboleć) już gwiazda porno, a aktualnie normalna aktorka i członkini zespołu rockowego – wydała książkę. W wielkim skrócie jest to takie 50 twarzy Greya (jaki zbieg nazwisk) zmieszane z jak to ona twierdzi: Fight Clubem. Mocne porównanie, prawda?
Cathrine to studentka filmoznawstwa, której nie rozumie chłopak. Gdy zwierza się ze swoich seksualnych fantazji przyjaciółce, ta wprowadza ją do świata wyuzdanego seksu, w którym tajne stowarzyszenie najbardziej wpływowych ludzi świata, spełnia swoje najdziwniejsze pragnienia.
Miejmy to już za sobą – wcześniej wspomniane 50 twarzy Greya przeczytałem jednym tchem. Dokładnie tak i nic nie możecie mi zrobić, więc mam idealne odniesienie. „Klub Julietty” jest brutalny. Jeśli oczekujecie 10 określeń na spermę, ciągłego jebania i sterczących kutasów – to książka dla Was. I żeby nie było, nie ma w mojej wypowiedzi nic niekulturalnego, ilość przekleństw i opisów najdziwniejszych praktyk seksualnych na jedną stronę, przebija wszystko co do tej pory czytałem. I w książce jest zboczony karzeł – jakby ktoś pytał. Czasami podczas lektury byłem zdziwiony, jak ktoś może tak wprost opisywać tak trudne rzeczy – mamy tutaj wszystko podane prosto, jak prosta byłaby pogawędka przy śniadaniu o ostatniej imprezie, czy rozmowa przeprowadzona od niechcenia z własną babcią. Wielkie brawa za swobodę słowa.
Sasha Grey pisze więc całkiem dobrze i całkiem lekko. Nie jest absolutnie tak, że „gwiazda porno” napisała jakiś debilizm, że to rozrywka dla ludzi ograniczonych. Wprost przeciwnie, zasób słów i opis praktyk seksualnych wymaga nie tylko podstawowej wiedzy, ale i otwartości umysłu na którą nie każdego stać. Oczywiście jej wcześniejszy zawód z całą pewnością jej pomógł, ale i tak książka broni się doskonale i nie jest przy tym tanim romansem, w ogóle nie jest romansem, faktycznie to albo czyste porno, albo porno-thriller – to już zależy od tego, jak bardzo dacie się poruszyć.
W Klubie Julietty mamy też naleciałości autobiograficzne, otóż np. główna postać jest tu filmoznawczynią, zupełnie jak autorka. Pozwala to zupełnie swobodnie wypowiadać się o filmach, serwować cytaty czy anegdoty z jak mniemam, własnej uczelni. Tak więc możemy się dowiedzieć całkiem sporo z historii filmów czy życia aktorów i jest to niewątpliwy plus. W ogóle z historii wszystkiego, bo mamy tutaj masę nawiązań, o np. do twórczości markiza de Sade i jego sadystycznych fantazji czy kontrowersyjnych tekstów.
Fabuła „Klubu” oczywiście wysokich lotów nie jest, raczej atakuje nas zbiór fantazji seksualnych i opisów pewnych praktyk, które teoretycznie idą według jakieś linii do spójnego zakończenia, jednak przez pierwsze 150 stron właściwie o nic nie chodzi. Nie przeszkadza to jakoś specjalnie, bo pozycja jest ciekawa sama w sobie, ale akcja mogłaby być lepiej zarysowana i nie wlec się tak bardzo. Właście rzeczony „Klub”, który jest główną osią akcji – to mniej więcej środek książki. Panują ogólne opinie, że samego stowarzyszenia jest zbyt mało i pojawia się zbyt rzadko.
Pozycja wydana jest poprawnie, może trochę ascetycznie, ale nie jest źle. Okładka jest prosta, czcionka jest duża. Nie ma się do czego przyczepić, ale też nie przyciąga oka w sklepie – mimo dość niezwykłego koloru. Błędów nie namierzyłem, korekta wykonała dobrą robotę.
Lubię Sashę od zawsze, za porno, za normalne filmy czy za występowanie w rockowo-metalowym zespole – i przyznam, że książkę Klub Julietty mimo dość uproszczonej i rozwleczonej fabuły czytało mi się doskonale. Nie ukrywam, że chętniej przeczytałbym jej wspomnienia, niż wyimaginowaną nowelę, ale nie jest źle, bo autorka jakieś podstawy warsztatowe ma.
Jeśli dość już masz „pierdolenia” w pseudo-seks-romansach dla kur domowych, a masz ochotę na normalne, ludzkie, brudne i niemoralne „pierdolenie” bez owijania w bawełnę, sięgnij po pozycję Sashy Grey. Bądźmy ze sobą szczerzy i powiedzmy wprost: nie dlatego, że jest epicka, tryska w nas spermą jednorożców, albo jest tak zła, że Frodo powinien utopić ją w Mordorze. Po prostu dlatego, że jest inna. Jest szczera, a czasami przesadnie prosta, bajecznie obrazowa. Dajcie jej szanse.
Klub Julietty, autor: Sasha Grey, Wydawnictwo Albatros Czerwiec 2014, Cena: ok. 30zł
Pisanie „niegrzecznym” językiem Ci służy 😉
Tak mówisz? 🙂 Powinienem trochę psocić? 🙂
„Lubię Sashę od zawsze, za porno, za normalne filmy czy za występowanie w rockowo-metalowym zespole” – wiwat szczerość! 😀 Aż bym przeczytał. 🙂
Szczerość jest najważniejsza, a porno oglądamy mniej lub bardziej wszyscy. Najważniejsze to nie wstydzić się własnych odruchów, słabości czy gustów 🙂 Książka nie jest taka zła, jest taka jak napisałem 🙂