Dzisiejsze „aktualnie w kinie” to zmierzenie się z filmem, który według opinii krytyków zza oceanu jest na wskroś zły, nikczemny i nie warty czasu spędzonego w kinie. Z filmem, który jeszcze przed premierą został zmiażdżony najniższymi ocenami dla tak wielkiej produkcji od lat. Mowa oczywiście o animacji „Emotki. Film„, czyli opowieści o znanych z naszych telefonów emotikonach. Byłem, widziałem i opowiem o co dokładnie chodzi. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City. Polecam także zajrzeć na mojego Twittera oraz odwiedzić mój Fanpage. Zaczynamy!
– Emotki. Film
O czym: Emotka „e tam” ma w sobie więcej wyrazów twarzy niż inne emotki przez co jako „anomalia” musi zostać skasowana. Wyrusza więc na poszukiwanie legendarnego hakera, który może „przeprogramować” emocje.
Dlaczego tak: Jakby nie patrzeć to nadal wielka Hollywoodzka animacja, więc pod względem technicznym, dźwiękowym i dubbingowym mówimy oczywiście o pierwszej lidze. Fajne są niektóre obserwacje twórców i parodystyczne podejście do tematu np. poprzez ukazanie internetowych trolli. Film jest odpowiednio krótki, puszczają przed nim fajną krótkometrażówkę z serii Hotel Transylwania no i nasza wersja językowa jest całkiem zabawna.
Dlaczego nie: Fabuła jest żenująca, okropnie dziurawa – mało co trzyma się tutaj „kupy” (hehe, emotka kupa lol). Ale poważnie, jeśli film już oglądaliście to zastanówcie się nad główną osią czyli maszyną w której emoty pracują – po co to jest, jakim cudem na klawiaturze dzieciak ma gotowe emotki, a żeby je wysłać trzeba się skanować i to za każdym razem? Bzdur jest tutaj cała masa, film pluje nam w twarz traktując widzów jak idiotów. Pomimo tego, że produkcja jest stosunkowo krótka (standardowe 1,5h) to w końcówce niemiłosiernie się dłuży. Zresztą pod koniec nie ma nawet standardowej „głównej akcji”, wszystko jest jakieś rozlazłe i napisane na kolanie. Emotki to też chora liczba product placement, gdzie „DropBox” uznany jest za Święty Grall wszechświata, a Candy Crush i jakieś tam Just Dance mają normalne kilkuminutowe sceny fabularne. Masa ludzi narzeka też na nadużywanie dowcipów o kupie (emotki kupy są dość ważne w tej produkcji), ale osobiście mi to nie przeszkadzało. Najcięższym argumentem na „nie” jest jednak to, że „Emotki. Film” wydają mi się szkodliwe społecznie – promując brak rozmowy, życie w cyfrowym świecie i usprawiedliwiając uzależnienie od technologii. Moim zdaniem to niedopuszczalne, bo daje dzieciom do ręki niesłuszny argument, że tak trzeba żyć.
Kiedy: Właściwie to nigdy. Film nie jest tak zły, aby iść dla beki i zobaczyć „o co chodzi”. Jedynym powodem wybrania się do kina zabranie ze sobą dzieci, ale nie wiem czy idea przyświecająca fabule jest tak naprawdę dla nich. Mi było trochę wstyd to oglądać.