Dzień dobry! Witajcie w kolejnym „Aktualnie w kinie” – mam nadzieję, że od rana jesteście w dobrym humorze! Do końca tygodnia bliżej niż dalej, warto więc skorzystać z okazji, aby wybrać się do kina z okazji taniej środy w Cinema City! Dziś opowiem Wam trochę o komedii „Gotowi na wszystko. Exterminator” czyli opowieści o pewnym zespole heavy metalowym, który reaktywuje się, aby zagrać niezapomniany koncert na miejscowym dniu ziemniaka. Warto dodać, że „Exterminator” to ekranizacja i książki (Kochanowo i okolice) oraz sztuki teatralnej wystawianej np. w Warszawskim Teatrze Dramatycznym. Książki niestety nie czytałem, więc porównania będą wyłącznie z wersją sceniczną. Chwilę później nadciągnie Fernando czyli opowieść o pewnym przyjaznym byku, który zmuszony jest do walki na arenie. Nie zapomnijcie dać mi lajka na fejsbuku i follow na Twitterze!
– Gotowi na wszystko. Exterminator
O czym: Pewna rezolutna burmistrz zachęca członków dawno nie istniejącego zespołu „Exterminator” do reaktywacji. Muzycy jeszcze nie wiedzą w jakie kłopoty się pakują.
Dlaczego tak: Bo to fajna, miła i ciepła komedia, która miejscami naprawdę śmieszy! Bo ma niezłą, zdolną i „nieprzetyraną” tanimi produkcjami obsadę. Bo piosenki współgrają z treścią i nie emanują żenadą. Bo fabuła to początkowo książka, później sztuka teatralna, a teraz film – to zdecydowanie dobra podkładka pod produkcję kinową, ponieważ autor wyraźnie „kuma o co chodzi”. Ponieważ wątek miłosny jest nienachalny. No i najważniejsze: opisywana produkcja skupia się na problemach małego miasteczka czyli w pewien sposób na skali „mikro” jego problemów – ogląda się to doskonale i bez zażenowania.
Dlaczego nie: Na dobrą sprawę film jest o jakieś pół godziny za długi i niemożliwie się przez to ciągnie. Półtorej godziny zdecydowanie by tu wystarczyło. Niektóre wątki są spłycone lub przez większość filmu nachalnie omijane – jak wątek miłosny (wiem, że opisałem jego nie nachalność jako plus, no ale). Bo w filmie czuć mały budżet.
Kiedy: Exterminator to ogólnie całkiem fajny i dobrze zagrany film, który ustrzegł się większych wad. Mimo to jest takim 7/10 i miejscami wygląda jak pełnometrażowy odcinek rancza. Polecam zobaczyć go teraz w kinie, bo nie wiem czy jakaś publiczna telewizja kiedykolwiek go puści.
– Fernando
O czym: Opowieść o byku, który zostaje zmuszony do walki na arenie z nikczemnym torreadorem.
Dlaczego tak: Generalnie sama opowieść jest naprawdę ciepła, uczy jak być sobą, bronić własnych przekonań i nigdy nie gubić raz obranej ścieżki. Polskie głosy są świetnie dopasowane i przyjemnie się ich słucha. Podoba mi się zniekształcona perspektywa w której zaprojektowano bohaterów. Może ze dwa razy się uśmiechnąłem.
Dlaczego nie: Graficznie jest brzydko i nijako. Zresztą powiększcie plakat – byk nawet nie ma futra, już nie mówiąc o kozie. Brakuje mi ze kilkudziesięciu godzin więcej jeśli chodzi o dopracowanie szczegółowości grafiki. Film jest dostępny dla wszystkich bez ograniczeń, ale prawda jest taka, że młodsi mogą się przerazić, a pewne obrazy wprawiły w osłupienie także i mnie – np. fabryka w której przerabia się zwierzęta na mięso. Jeśli mógłbym coś powiedzieć to Fernando jest raczej dla dzieci +10 i to nawet pomimo tego, że wszystko oczywiście dobrze się kończy. No i ma dziury fabularne, których nie jestem w stanie ani zrozumieć, ani zaakceptować.
Kiedy: Aż dziw bierze, że maczali w tym palce twórcy Epoki Lodowcowej czy RIO. Dla mnie jest to trochę zbyt tanie. Gdy widzę „Fernando” w głowie pojawia mi się np. Zambezia – sponsorowana przez Afrykański Instytut Kultury. Jeśli macie niewymagające dzieci to śmiało idźcie do kina – te przynajmniej sobie pobiegają po kinie, bo sale świeca pustkami..