Witajcie w kolejnym odcinku „Aktualnie w kinie”! Zima trzyma mocno, minusowe temperatury dają się we znaki ludziom na całym świecie. Ja mam już dość – szczerze mówiąc wolę pogody chłodne, ale takie podczas których nie trzeba specjalnie mocno ubierać się, aby wyjść na dwór. Wiecie, trudno wyjść do chociażby do kina w taką okropną pogodę – ale może w tym tygodniu naprawdę warto? O tym przekonacie się z dzisiejszego tekstu. Na pierwszy ogień idzie Narzeczony na niby czyli nasza rodzima komedia romantyczna opowiadająca o pewnym fałszywym związku. Następnie Liam Neeson w filmie akcji Pasażer czyli on, pociąg i zagadka kryminalna. Na sam koniec Matt Damon i film Pomniejszenie czyli wizja świata w którym z oszczędności można zmniejszyć się do rozmiaru 12cm. Post powstał oczywiście z okazji taniej środy w Cinema City. Zapraszam nie tylko do ich kin, ale również na moje media społecznościowe: Twittera oraz oczywiście Fanpage. Miłego!
– Narzeczony na niby
O czym: Karina rzuca swojego narzeczonego, ale nieubłaganie zbliża się wesele siostry. Przypadkowo poznany taksówkarz zgadza się udawać jej nowego „starego” chłopaka.
Dlaczego tak: Świetna rola Piotra Adamczyka! Jego „wredny były” jest cudowny i maksymalnie wkurzający. Duet Julia Kamińska – Piotr Stramowski również jest niczego sobie. Szczególnie Stramowski wypada świetnie, ponieważ wcale siebie nie przypomina – co jest bardzo fajnym odcięciem się od jego poprzednich, dość jednoznacznie negatywnych ról. A tutaj jest słodki, wygląda młodziej (bo bez wąsa), jest naturalniejszy. Spodoba się szczególnie kobietom. Ogólnie cały drugi i pierwszy plan (nawet Karolak) jest bardzo znośny, wątki pomniejszych postaci są zdecydowanie na plus i nic się jakoś specjalnie nie dłuży. Fabuła jest ciekawa, napisana ze smakiem, dialogi są ciepłe, ludzkie. Film jest też duchowym spadkobiercą „Planety Singli” i bardzo mocno się na niej wzoruje. Warto wziąć to pod uwagę, bo to bardzo dużo mówi o jakości samego filmu. Aczkolwiek jest trochę mniej kolorowo niż w PS.
Dlaczego nie: Generalnie czegoś tu brakuje, niektóre wątki wyglądają na spłycone, jakby nie zmieściły się w montażu, a szanse na naprawdę dobre sceny slapstickowe (przysłowiowe fikołki na skórce od banana) zostały totalnie zaprzepaszczone. Mowa tu o postaci odgrywanej przez Basię Kurdej-Szatan, która fabularnie ma za zadanie śledzić główną bohaterkę, ale całość obija się jedynie o jej opowieści – a widzę tu niezły potencjał na wpadanie w krzaki, spadanie z drabin, przebieranie się za coś itp. itd.
Kiedy: Mi się całkiem podobało, bo „Narzeczony na niby” to produkcja ciepła i mądra. Nie ustrzegła się wad, ale jeśli tak ma wyglądać przyszłość komedii romantycznych – jestem na tak!
– Pasażer
O czym: Zwolniony z pracy były policjant dostaje ofertę: ma namierzyć w jadącym pociągu jedną osobę, która do niego nie pasuje. Dostanie wtedy 100 000 dolarów.
Dlaczego tak: Generalnie Liam Neeson. Jestem w stanie zaakceptować formułę filmu, bo…
Dlaczego nie: … bo to prawie w 100% kopia (tylko dużo gorsza) filmu Non-Stop, gdzie główny bohater zamiast w pociągu walczył w lecącym samolocie (zresztą z tym samym aktorem w roli głównej). Sam Neeson przez większość filmu wygląda jakby jakiś kaskader miał komputerowo nałożoną jego twarz. Nie wiem czy tak właśnie było czy może wygładzili mu tylko zmarszczki, ale na zbliżeniach wyglądał okropnie. Miałem wrażenie, że spece od efektów ożywili Patricka Swayze. I to kiepsko. Reżyser ukochał sobie długie, niekończące się pojedyncze ujęcia i napchał ich do filmu aż do przesady. Tak więc sceny, gdy kamera jednym ruchem przemierza wszystkie wagony pociągu są tu na porządku dziennym. Bijatyki są mało odkrywcze, prowadzone na jednym ujęciu i w dodatku na dość małej przestrzeni (pociąg). Jakby tego było mało niektóre wydają się sztucznie przyśpieszone, najprawdopodobniej po to, aby nadać im odpowiedniej, acz żałosnej dynamiki. Sama historia również ledwo trzyma się kupy i wydaje się miałkim pretekstem dla przedstawiania kolejnych wydarzeń na ekranie. Neeson jest tu wszechmocny i bystry niczym Sherlock Holmes i to w ten irytujący sposób. Trzeci akt, rozwiązanie intrygi i wszystkie towarzyszące temu efekty specjalne to opad szczęki (z zażenowania) i smutku (z lichości fabuły). Tak więc przez 80% filmu nie wiadomo o co chodzi, a pod koniec „to wszystko już było” i chociaż nie powinno wrócić więcej – to wróciło. W tym filmie.
Kiedy: O boże, nigdy. Już lepiej włączcie sobie „Non-Stop”. Oczywiście jeśli musicie oglądać Neesona.
– Pomniejszenie
O czym: Zostaje wynaleziona metoda „zmniejszania” ludzi. Matt Damon wraz z żoną postanawiają spróbować mniejszego, oszczędniejszego i około… 12cm nowego życia.
Dlaczego tak: Matt Damon? Christoph Waltz? Kristen Wiig? Całkiem zmyślnie pokazany świat małych ludzi, no i kilka fajnych patentów z tym związanych. Efekty specjalnie nie rażą w oczy. Ogólnie jeśli się bardzo chce to można z historii wyciągnąć jakiś morał, bo to nie tylko komedia, ale i satyra społeczna ukazująca fakt, że ludzkość jakkolwiek sobie nie dogodzi, to nigdy nie będzie z niczego zadowolona.
Dlaczego nie: Nudne to i smutne. Jeśli traktujemy to jako komedię to najzupełniej szczerze nie uśmiechnąłem się ani razu. Ogólnie słowo „satyra” też wydaje mi się przesadzone, Pomniejszenie to raczej filozoficzna krytyka tego, że bycie człowiekiem zawsze jest do dupy, a naszym jedynym celem jest autodestrukcja. Generalnie nic odkrywczego i gdyby nie tytułowy patent, to nikt by nawet na ten film nie spojrzał. Ach i nie wiedzieć czemu akcja ciągle przeskakuje „o rok” „o dwa” „o kilka lat” do przodu. Rodzi to chaos, a twardą narracje zamienia w epizodyczne nowelki.
Kiedy: Według mnie nie warto sobie zawracać głowy. Już dawno nie oglądałem filmu tak nieznośnie zwykłego, pozbawionego może nie uroku, ale… czegoś takiego filmowego. Co prawda Christoph Waltz (wiedzieliście, że to nie Christopher?) jest w nim naprawdę wyrazisty, ale to za mało. Wizytę w kinie polecam tylko cierpiącym na bezsenność. Jak zaczniecie liczyć minuty do końca seansu to na pewno zaśniecie.
bez przesady z tym Pasażerem, do Non-stop może mu daleko, ale ogląda się naprawdę dobrze