Wielkimi krokami zbliża się zima, a piękna jesień jakby nie miała siły walczyć. Jak żyć? To proste! Mroczny deszczowy czas najlepiej spędzić w kinie z wielkim pudełkiem popcornu! W tym tygodniu warto zabrać ze sobą również paczkę chusteczek, a to za sprawą filmu Joker. Tak, najnowsza produkcja DC opowiadająca o arcywrogu Batmana to rasowy wyciskacz łez. Czy taki zabieg w ogóle miał sens? Szczegóły nie tylko poniżej, ale również w pełnej recenzji, którą opublikowałem kilka dni temu tutaj. Na film zapraszam oczywiście z okazji #Megaśrody w Multikinie! Nie zapomnijcie zostawić komentarza pod tekstem oraz na moim fanpage’u. A już teraz zapraszam do recenzji!
- Joker
O czym: Arthur Fleck pracuje jako klown do wynajęcia, aby utrzymać siebie i swoją starą matkę. Każdego dnia świat daje mu jednak coraz bardziej w kość. Arthur powoli traci zmysły.
Dlaczego tak: Bo to jeden z najlepszych filmów jakie przyjdzie Wam zobaczyć w życiu. Bo Joaquin Phoenix jest rewelacyjny – smutny, przerażający, ludzki, upadły… wymieniać można w nieskończoność, ale Joker w jego wydaniu już na zawsze zapisał się jako jeden z najlepszych filmów wszech czasów. Generalnie sytuacja wygląda tak, że nawet jeśli usuniemy Jokera z tego filmu, udamy, że to nie jest Gotham, wrzucimy zupełnie losowego kolesia w średnim wieku – nadal będzie to rewelacyjny film. Po prostu wszystko jest tu dobre – aktorstwo, scenografia, fabuła, cudowna muzyka. Wszystko. Lepszego filmu od DC już nie będzie – grzechem jest wymieniać plus po plusie, bo film to minimalnie 9/10, a dla niektórych pełna „dycha”.
Dlaczego nie: Usunąłbym ostatnią scenę, którą uważam za niepotrzebną. No i tutejszy Joker na 99% nie będzie włączony do multiświata DC – co oznacza, że to jedyny film z udziałem tego aktora i tej interpretacji postaci. Niektórych odrzuci również to, że recenzowana produkcja jest bardzo depresyjna i sporo w niej przemocy.
Kiedy: Natychmiast!!! To najlepszy film ostatnich lat, absolutny majstersztyk. Kto nie widział ten nic nie wie o prawdziwym kinie. Czekam na Oscara!