Witajcie w pierwszym „Aktualnie w kinie” w 2020 roku! Nową dekadę rozpoczynamy produkcją z naszego podwórka czyli komedią Mayday. Wspomniany film jest ekranizacją jednej z najsłynniejszych sztuk teatralnych, którą bez większego problemu obejrzycie również w naszym kraju. A sam film opowiada o pewnym taksówkarzu, który w wyniku napadu ląduje w szpitalu. Przesłuchujący go policjant zwraca uwagę na dwa adresy zamieszkania, co sprowadza na naszego bohatera pasmo problemów, zwłaszcza, że pod każdym z adresów mieszka… jego żona. A tych, uważających się za tą jedyną – posiada dwie. Kilka dni temu napisałem również pełną recenzję, którą znajdziecie tutaj, a jeśli interesuje Was co sądzę o wersjach teatralnych (Mayday tak w ogóle ma 2 części) to zapraszam tutaj. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City.
- Mayday
O czym: Pewien taksówkarz ma dwie żony, które nigdy o sobie nie słyszały. Ale to dopiero początek jego kłopotów.
Dlaczego tak: Bo chociaż Mayday to ekranizacja sztuki teatralnej to posiada własną tożsamość i ze wszystkich sił stara się udowodnić, że jest wartościowym, niezależnym filmem. Bo Piotr Adamczyk jest świetny, a partnerujący mu Adam Woronowicz po prostu cudowny. Andrzej Grabowski również wypada bardzo przyzwoicie. Generalnie Mayday to niezła komedia, a gdybym nie znał oryginału z pewnością uznałbym, że wreszcie w kinie wylądowało coś nowego i świeżego – komedia o facecie i kobietach, która nie jest komedią romantyczną. Czego chcieć więcej? Niektóre żarty są zabawne, seans w ogóle się nie dłuży, jest raczej przyjemnie.
Dlaczego nie: Moim zdaniem Mayday momentami jest niepotrzebnie wulgarny. Co zabawne przegina tylko na początku, im dalej tym bardziej miękko, ale prawda jest taka, że w ogóle można było z tej wulgarności zrezygnować. W dodatku postać grana przez Piotra Adamczyka jest dość dziwnie przedstawiona – raz kochana, wydająca się naprawdę wierzyć w sens swojej bigamii, a za chwilę agresywna, nieprzyjemna, kłótliwa i skłonna do przemocy. Z tego też powodu Mayday traci, głównie przez swój teatralny rodowód – niektóre zachowania bohaterów kompletnie nie pasują do realnego życia, za to świetnie sprawdziłyby się w farsie, gdzie wszyscy wpadają na siebie i ciągle się o coś potykają, krzyczą i machają rękami. Ale to kino i tutaj to nie przystoi. Anna Dereszowska i Weronika Książkiewicz zagrały poprawnie, ale w ogóle nie pasowały do powierzonych im ról. Generalnie wątek gangsterski jest taki sobie, a opowieść o krzywym fiutku jest tyle bez sensu co żenująca.
Kiedy: Ogólnie to polecałbym wizytę w teatrze, ale jeśli nie możecie sobie na to pozwolić to seans kinowy również jest dobrym pomysłem. Mayday w każdej formie bawi tak samo – co prawda łechcąc inne zmysły, ale jednak. Może nie z czystym sumieniem, ale generalnie polecam.