Dziś jedna z najdłużej oczekiwanych premier filmowych – Mad Max: Na drodze gniewu, czyli post apokalipsa w czystym i efektownym wydaniu. To jedyny opisywany w tym tygodniu film, ponieważ nic innego mnie nie oczarowało. Natomiast jeśli macie ochotę na coś innego niż Mad Max, to na własną odpowiedzialność sprawdźcie Złotą Damę, albo trochę gorzej ocenione niż ona Miasteczko Cut Bank – oba filmy w niezłej obsadzie.
– Mad Max: Na drodze gniewu
Dlaczego tak: Film jest niesamowicie dobrze pomyślany pod względem graficznym i koncepcyjnym. Postaci coś sobą opowiadają, mają kolorowe maski, znaki plemienne, zewsząd zalewają nas wszechobecne nawiązania do popkultury i rozmaitych wierzeń. To co widzimy na ekranie to nieustająca akcja, czasami niemożliwie durna, ale nadal atrakcyjna. Samochody wybuchają, ludzie rzucają oszczepami, a muzyka rockowa nie pozwala ani na chwilę zwolnić akcji, ciągle więcej i więcej! Tom Hardy i Charlize Theron to doskonały wybór castingowy, zwłaszcza, że to kobieta gra tu pierwsze skrzypce, nie jest co prawda główną rolą filmu, ale zdecydowanie widać, kto tu jest ważniejszy. Feministki będą zachwycone! Obraz jest dowcipny, sensowny i zrozumiały nawet dla osób, które nie oglądały poprzednich części – to inna historia, chociaż podana nam przez tego samego reżysera. Efekty 3D (jesli pójdziecie na taką właśnie wersje) wreszcie są widoczne i poszerzają zabawę podczas obcowania z tą produkcją.
Dlaczego nie: Ponieważ nie jest to film „aż tak dobry” jak ludzie mówią, wiecie, nazywają go najlepszym filmem akcji w ogóle, ale to nie jest nawet bliskie prawdy i raczej świadczy o tym, że nie znają się na kinie. Dla mnie za mało tu rozmów i fabuły, wszystko jest zbyt teledyskowe. Film nie jest zły, ale cudem też nie jest. Nie każdy też musi lubić klimaty upadku świata. Niektóre ujęcia rażą pustką, chociaż inne nadają się na ustawienie jako tapeta w telefonie. Co kto lubi.
Kiedy: Teraz i w kinie! Oprawa graficzna jest tak świetna, że potrzeba do niej wielkiego ekranu.
Trochę więcej w tym temacie znajdziecie w najnowszym odcinku Małego Filmidła, w którym jestem gościem.
Oj Piotruś, Piotruś…
„nazywają go najlepszym filmem akcji w ogóle, ale to nie jest nawet bliskie prawdy i raczej świadczy o tym, że nie znają się na kinie” – nie uważam, by był to najlepszy film akcji, ani nawet jeden z najlepszych, choć to rewelacyjne kino akcji, ale nie rozumiem skąd wniosek, że ktoś, komu tak bardzo film się podoba, automatycznie „nie zna się na kinie”. 😉
„Dla mnie za mało tu rozmów i fabuły, wszystko jest zbyt teledyskowe” – i masz święte prawo do tej opinii, choć uważam, że to w tym przypadku atut. Ta historia jest wyrwaną cząstką ze świata Mad Maksa i mimo prostoty fabularnej, ma swój wyraźny początek i koniec, rysując postaci skromnie ale konsekwetnie. Mad Max w każdym filmie był postacią milczącą – to facet, który stracił jakiekolwiek nadzieje po stracie rodziny. Próbuje jedynie przeżyć i nie przywiązuje się do ludzi. Dokładnie tego wymagała ta historia od Toma Hardy’ego, dokładnie to otrzymaliśmy – dodatkowo polane sporą ilością slapsticku i autoironii, czego w tym temacie się nie spodziewałem i zostałem pozytywnie zaskoczony.
„Niektóre ujęcia rażą pustką, chociaż inne nadają się na ustawienie jako tapeta w telefonie” – które ujęcia „rażą pustką”? 😀 Przecież to świat post-apo, ma rozgrywać się na pustyni. Mimo to udało sie wyzbyć monotonii, scenografia jest na tyle rozbudowana i szczegółowa, że stos pojazdów, siedziba Joe i przystanki na drodze koloryzują ten świat przedstawiony, dzięki czemu nie trzeba go sztucznie wypełniać. To w końcu pustkowie.
Mam wrażenie, że pisałeś to bardzo na szybko i IMO twój odbiór filmu wynika po części z zawyżonych oczekiwań, po części też z gustu, w końcu sam podkreślałeś w MF że wolałbyś akcję w centrum miasta, jak w San Andreas. Ale to jest… zupełnie inny film. 😀 W tym świecie nie ma już miast, jedynie prowizoryczne skupiska ludności. Myślę, że Miller odwalił kawał dobrej roboty tworząc historię, która dzięki swojej szczątkowości jest na tyle uniwersalna, że nie trzeba znać poprzednich części, aby zrozmieć ten świat, kupić go w ciągu 5 minut i bawić się doskonale na jednej wielkiej sekwencji akcji wypełnionej kaskaderką i piruetami rodem z lat 80. Dla mnie kapitalne kino. 😉