Przyznam się zupełnie szczerze, że od dłuższego czasu rozpisuję sobie tekst tej recenzji w głowie. Z początku myślałem, że będzie łatwo i przyjemnie, a prawda jest taka, że walczą we mnie bardzo mieszane uczucia. To chyba pierwszy raz w historii moich recenzji sztuk Och-Teatru, gdy nie do końca wiem czy mi się podobało i mam wrażenie, że to się dopiero okaże w praniu – czyli z wydźwięku tego tekstu. Już kilka minut po rozpoczęciu spektaklu powiedziałem sobie „nawiążę do serialu Ranczo i tekst będzie z głowy”, i ta prosta myśl kiełkowała we mnie przez kolejne kilkanaście minut, by pod koniec kompletnie zniknąć w odmętach mojego umysłu. Jest dobrze, bardzo dobrze, a może wyjątkowo źle? Szczegóły poniżej.
Fabuła Big Bang jest stosunkowo prosta – pewnej nocy, na jednej z oddalonych od miejskich uciech wsi – ląduje, albo rozbija się UFO. Tak naprawdę nie wiadomo co się stało, wiadomo natomiast, że cała akcja zadziała się na polu głównych bohaterów, a to rodzi pewien problem: czy zebrać gremium powitalne i przyjąć kosmicznych gości chlebem i przysłowiową szklanką wódki? A może zgłosić sprawę na miejscowym komisariacie? Jak się zachować, kogo wysłać, w jakim języku mówić?
W głównych rolach występują: Izabela Dąbrowska, Joanna Król, Ilona Ostrowska, Wojciech Chorąży, Marcin Gaweł, Andrzej Konopka, Sławomir Pacek oraz Michał Żurawski. Jak widzicie, obsada jest rewelacyjna, więc prosto z mostu powiem, że każda z obecnych tu osób zagrała na swoim poziomie, chociaż ja najwięcej radości czerpałem z gry Pani Dąbrowskiej, która w roli lekko szalonej, wiejskiej kobiety – sprawdza się więcej niż doskonale. Co do reszty – tak napisałem chwilę wcześniej – nie umiałbym wskazać chociaż jednego poważniejszego zarzutu. Jest więc dobrze, a może nawet i lepiej. Jeśli już musiałbym się do czegoś doczepić, to najpewniej do tego, że nie wszystkie postaci w tej sztuce uważałem za potrzebne i ciekawe, np. pana pilnującego pola i czasami wracającego do domu głównych bohaterów. Mam takie nieodparte i męczące uczucie, że jakby w sztuce pojawiło się przynajmniej dwóch-trzech aktorów mniej – sztuka niewiele by straciła. A czemu?
Na początku recenzji wspomniałem, że miałem duże skojarzenie z serialem Ranczo – i było to skojarzenie bardzo pozytywne – lekkie, trochę wiejskie i prostackie (ale inteligentne!) dialogi robiły robotę. I muszę przyznać, że bardzo mnie to wciągnęło – bohaterowie zastanawiają się co zrobić, czy w ogóle ingerować w tajemnicze lądowanie, a jeśli nawet to kto pójdzie z powitaniem jako pierwszy, czy obcy piją wódkę i czy białe obrusy na suto zastawionym w środku nocy stole są dobrym pomysłem czy nie. I to było dobre, a pierwsi „goście” w dopiero co rozbudzonym domu robili robotę i wzniecali atmosferę niekontrolowanego chaosu, który w środku nocy gdzieś tam we wsi byłby z pewnością możliwy. Postacie były też „charakterne” z parą przerażonych głównych bohaterów, sąsiadem czy typowym „profesorem”. Im jednak dalej w las tym ciemniej i mniej więcej od połowy sztuki, zwłaszcza od momentu pojawiania się miejscowego „włóczęgi” wszystko leci na łeb na szyję. Cała fabuła, do tego czasu lekka i wesoła przemienia się w intelektualną dysputę o sensie istnienia i naszej obecności w kosmosie i wszechświecie. Z uroczej komedii, która tak naprawdę jest świetnym pomysłem fabularnym na coś więcej (to w końcu przeróbka scenariusza filmowego) lądujemy coraz bardziej w środku intelektualnej i zupełnie niepotrzebnej dysputy o losach świata i roli społeczeństwa. Cała lekkość gdzieś ulatuje, a dostajemy w twarz nieciekawym (przynajmniej dla mnie) blablabla. I w tym momencie czuć również tłok na scenie – początkowo postacie zdają się być różne, mieć własne przeżycia i jak wspomniałem – charaktery. Pod koniec niestety mało kto się czymkolwiek wyróżnia i gdyby cała obsada skurczyła się do np. 4 osób – moje ogólne wrażenie byłoby lepsze. W czystej komedii im więcej tym weselej, dramaty wolę bardziej intymne.
Jeśli chodzi o scenografię – ta jest ciekawa i sprawia wrażenie mocno „artystycznej”. Ogólny kształt sceny to wielki szkielet domu, w którym mieszkają główni bohaterowie, a który także staje się miejscem zażartej awantury z udziałem większości okolicznych mieszkańców. To tutaj, przy zaścielonych na szybko łóżkach i wielkim stole trwa dyskusja co zrobić w tej nielichej dla wszystkich sytuacji. Sama dekoracja wykonana została w sposób niezwykle staranny i przestronny. Nie jest to jednak scenografia dla tych, którzy do teatru chodzą właśnie po to, aby pooglądać wnętrza – jest schludnie i sugestywnie, ale umownie. Dźwięk również rozchodzi się doskonale, dzięki czemu z każdego miejsca na widowni usłyszycie nawet najdrobniejszy szmer – duża w tym zasługa dobrze rozmieszczonych mikrofonów, a także tego, że scena w Och-Teatrze podzielona jest na dwa odrębne sektory – dzięki temu z każdej strony liczba rzędów jest ograniczona i nawet ten ostatni jest rzędem stosunkowo bliskim. Warto jednak wyraźnie zaznaczyć, że skoro scena mieści się na środku sali – to przynamniej „w teorii” jakaś strona jest przodem, a druga tyłem – o ile zwykle nie sprawia to kłopotu, bo aktorzy grają na oba fronty, o tyle w Big Bang mam wrażenie, że jednak jakiś przód istnieje i akcję lepiej oglądać ze strony bliższej wejścia na salę. Nie przeszkadza to co prawda w odbiorze, ale warto mieć to na uwadze.
Ogólnie Big Bang to dość porządna sztuka, która intryguje tematem przewodnim i doskonałym początkiem: Bo co byśmy zrobili, gdyby na polu pod lasem wylądowało UFO? I o ile dywagacje przy wódce i trochę krzyków to doskonały początek farsy, tak przejście w rozmowę o człowieczeństwie i roli człowieka jako największej znanej trucizny – odbiera radość i świeżość, która mogła być wpisana w ten niezwykle pojemny pomysł. Czy warto jednak wybrać się do Och-Teatru i sprawdzić sztukę samemu? Moim zdaniem warto, bo przedstawienie ratuje niesamowicie ciekawa obsada, której co prawda pod koniec jest już za dużo, ale niewiele ujmuje to ich zaangażowaniu i talentowi. Doskonale zdaje sobie sprawę także z tego, że bardziej „filozoficzny” finał może się spodobać niektórym widzom, a co najważniejsze pozostawić ich z konkretną myślą już po wyjściu z teatru. Je jednak nastawiłem się na trochę inny przekaz, dlatego jestem raczej zasmucony i przytłoczony niż rozbawiony. Ale fakt faktem, że o to reżyserowi najpewniej chodziło.
Big Bang obejrzycie w Och-Teatr w Lutym, a w międzyczasie także w formie wyjazdowej np. w Katowicach. Czas trwania to 70 minut bez przerwy, a bilety w cenie od 70 do ok. 130zł znajdziecie w kasach teatru lub w miejscu w którym odbywają się spektakle wyjazdowe.