Muszę się Wam do czegoś przyznać. Teatr Ateneum słynie w moim odczuciu z tego, że wystawia sztuki bardzo zróżnicowane, aczkolwiek zawsze prezentujące się powyżej pewnego poziomu. Mam tu na myśli niekwestionowaną klasę, która miesza tradycję z nowoczesnością, jednocześnie uciekając od przetartych schematów w kółko wałkowanych przez setki tanich fars. Dlatego z niekrytą przyjemnością wybrałem się do Ateneum kolejny raz i muszę przyznać, iż z Kasta la vista nie jest inaczej. Sztuka chociaż łatwa w odbiorze, wydaje się przynajmniej dla mnie dość trudna w przypadku recenzowania. Ale spróbujmy!
Kasta la vista opowiada historię pewnego zamożnego mężczyzny, który z samego rana postanawia pobrać z banku znaczną sumę gotówki. Niestety z nie do końca jasnych przyczyn, ani kasjer ani druga pracownica nie tylko nie chcą mu pomóc, co dodatkowo nie pozwalają mu z banku wyjść, oczywiście mimo jego usilnych próśb.
W rolach głównych występują: Krzysztof Tyniec, Artur Barciś, Marzena Trybała, Maria Ciunelis oraz gościnnie Elżbieta Kępińska. Myślę, że dla nikogo z czytelników nie będzie zdziwieniem, że jak zwykle w przypadku tak doświadczonej obsady bywa – sztuka prowadzona jest na najwyższym poziomie, a to dzięki zachowaniu wszystkich najdrobniejszych detali, które tylko aktorzy tego formatu mogą akcentować. Osobiście jestem wielkim fanem talentu (no i głosu!) Pana Tyńca, uważam, że nikt w Polsce nie ma tak cudownej maniery teatralnej jak on. Natomiast reszta kadry doskonale dotrzymuje mu kroku tworząc przedstawienie jedyne w swoim rodzaju. Jeśli wybieracie sztuki teatralne poprzez nazwiska widoczne na plakacie – tutaj dobrze zainwestujecie swoje pieniądze.
Niestety jeśli chodzi o scenariusz to nie wszystko jest całkowicie nieskazitelne. Jak już wspomniałem Ateneum nie wystawia tanich fars, ich repertuar to produkcje pełne klasy, trochę poważniejsze, spokojniejsze i bardziej wyważone. Kasta la vista wprawdzie w jakimś stopniu spełnia te założenia, niestety od pewnego momentu wyraźnie gubi się w przekazie, który stara się przemycić. Paradoksalnie sztukę osłabiają lepsze momenty, ponieważ niektóre odjazdy „pracowników banku” są niezwykle barwne, odważne i rzucające widza na kolana. Dlaczego więc osłabiają? Dlatego, podczas spektaklu orientujemy się, iż nie tylko powinno być ich zdecydowanie więcej (albo sztuka powinna być oparta wyłącznie na nich), co i tu zgroza – sceny pomiędzy nimi całkowicie psują nastrój. Ja rozumiem, że nie można oprzeć fabuły na samych odjazdach, ale też ile razy można słuchać Pana Tyńca, który w nieskończoność prosi o otwarcie drzwi? Nie idzie zliczyć. Chociaż z drugiej strony i w bardziej szalonych scenach co za dużo to nie zdrowo, więc może w tym szaleństwie jest metoda, aczkolwiek czegoś tu jednak brakowało. Żarty (chociaż głównie sytuacyjne) niekiedy bywają niezwykle zabawne, ale również okrutnie powtarzalne i nie zawsze szczęśliwie rozpisane – wypada rzec, że niektóre reakcje publiczności pojawiały się głównie po… przekleństwach. Nie zrozumcie mnie źle, sama sztuka jest naprawdę ciekawa, trzymająca w napięciu, mistyczna i wariacka, niestety czasami zwalnia tempa, chyba nie bardzo potrafiąca odpowiedzieć logicznie na pytania, które sama stawia przed widzem. Co z tego, że bywa mrocznie i zaskakująco, gdy chwilę później wracamy do świata zbudowanego z głupoty, gdzie „bo tak” ma największą wartość?
Rzadko kiedy w recenzji doczepiam się też do dźwięku, bo zwykle chociaż siadam bardzo różnie, to słyszę każde słowo również z dalszych rzędów. Niestety podczas Kasta la vista siedząc na balkonie (powiedzmy, że to 10 rząd) nie tylko nie słyszałem niektórych słów, to jeszcze bym zrozumiał, ale zdarzało mi się doświadczyć szeptów innych ludzi, którzy nawzajem podpytywali się co właśnie zostało powiedziane. Naprawdę trudno mi jednoznacznie ocenić czy powodem była wysokość czy odległość, a może zmęczenie aktorów – ale było ciężko. Uczciwie tylko zaznaczę, że moje poprzednie wizyty w Ateneum były pod tym względem nad wyraz udane. Aczkolwiek jeśli chodzi o „Kastę” to zabierając do teatru babcię – postarałbym się i wydał te kilka złotych więcej na lepsze miejsca.
Dekoracje to dość dziwnie urządzony oddział banku, przyznam, że nie widziałem jeszcze takiej liczby skrytek, w dodatku umiejscowionych tak bardzo na widoku. Aczkolwiek spokojnie, jest wszystko to co powinno – biurko, komputer, fotel w poczekalni oraz automat z wodą. Na scenie ponadto jest dużo miejsca i dzięki temu aktorzy mogą zachowywać się swobodnie. Tworzy to też takie swoiste uczucie zaszczucia oraz zimna – ale to dobrze, w końcu to bank. Warto jednak wspomnieć na całkiem niezłe wizualizacje czy to ulicy czy upływającego czasu, które budują naprawdę sympatyczny klimat.
Kasta la vista to sztuka wystawiana nieprzerwanie od 2011 roku, która to zresztą ma na swoim również wyróżnienia na Festiwalu Komedii TALIA oraz Katowickim Karnawale Komedii. To także sztuka miejscami niezwykle dobrze przemyślana, zabawna i skrywająca wiele niespodzianek. Niestety to też ślepy zaułek nietrafionych łączników i pytań bez odpowiedzi. Oczywiście aspekty surrealizmu mają swoje prawa, ale jak już robimy coś kosmicznego, to powinniśmy się tego bezgranicznie trzymać.
Ja swojej strony oczywiście polecam, bo po pierwsze każdy sztukę rozumie i przeżywa we własny sposób (a Kasta la vista nie jest zła), a po drugie te bardziej szalone momenty są „klejnotami samymi w sobie”. Jest to coś musicie zobaczyć, a czego być może nie zobaczycie nigdzie indziej, a już na pewno nie w wykonaniu tak rewelacyjnych aktorów jak Tyniec, Barciś i Trybała. Bilety zakupicie w kasie Teatru Ateneum oraz poprzez ich stronę internetową. Ceny w zależności od miejsc wahają się od 30 do 80zł, a najbliższe spektakle już 29 oraz 30 marca w Warszawie.
—
Cenisz moją pracę? Dorzuć cegiełkę! Jestem na Patronite! https://patronite.pl/niekulturalny