Teatr Syrena od zawsze mnie fascynował, a moje emocje kupował raz za razem rozmaitymi musicalami. Kilka miesięcy temu recenzowałem np. Rodzinę Addamsów, która to olśniła mnie nietuzinkowym wykonaniem. W tym sezonie Syrena poszła o krok dalej i przygotowała spektakl jeszcze bardziej ponadczasowy, jeszcze mocniej wżynający się pod skórę. Mowa oczywiście o Rock of Ages, o złotym czasie rocka, największych spelun i najszybciej budowanych karier. Zapraszam do recenzji!
Rock of Ages dzieli się na kilka wątków, ale wszystkie łączy 1987 roku, Los Angeles i jedna z najsłynniejszych rockowych spelun – Bourbon Room. Czego tu nie ma – młoda przyjezdna, która chce być aktorką. Znudzony karierą rockman. Początkujący muzyk, który nie może się wybić. Para tajemniczych mężczyzn, którzy wykupują budynek po budynku na Sunset Strip. A znajdzie się i burdel mama o złotym sercu i kilka mocniejszych słów, a także rozmaitych mniejszości. Dla każdego coś miłego? Jak najbardziej.
Obsada jest naprawdę spora i dla każdej osoby rozeznanej w polskiej scenie musicalowej w zdecydowanej większości doskonale znana – Barbara Garstka, Rafał Szatan, Damian Aleksander, Marcin Wortmann, Marta Burdynowicz, Piotr Siejka, Albert Osik, Beatrycze Łukaszewska, Kamil Zięba, Agnieszka Tylutki, Wiktor Korzeniowski, Nika Warszawska, Bartłomiej Zaniewicz, Dominika Guzek, Filip Cembala, Tomasz Steciuk, Natalia Kujawa, Magdalena Placek-Boryń, Maciej Dybowski, Jacek Pluta, Katarzyna Walczak, Monika Bestecka, Paweł Góralski, Katarzyna Gocał, Karol Pruciak, Karol Drozd, Przemysław Glapiński, Grzegorz Wilk, Agnieszka Rose, Michał Konarski, Marek Grabiniok, Anna Terpiłowska, Krzysztof Broda-Żurawski, Kornelia Raniszewska, Michał Słomka, Ewelina Kruk oraz Szymon Sztukowski. Warto odmienić, że część wspomnianych aktorów gra ze sobą naprzemiennie odgrywając tą samą rolę. Szczegóły znajdziecie na stronie teatru, a jeśli macie swoich ulubieńców najlepiej zapytać o datę ich występu w kasie. Przy tak dużej obsadzie (do tego takiej, która ma w sobie kilka możliwości dublur) bardzo trudno pochwalić jakiegokolwiek aktora, byłoby to tak samo niemożliwe jak w moim odczuciu niemoralne – bo przecież np. postać głównej bohaterki grana jest przez 3 osoby.
Dekoracje oraz stroje to zdecydowanie jeden z największych plusów przedstawienia. Te pierwsze to stary, spróchniały, ale mający duszę bar rockowy. Plakaty, obdarte ściany, neony wiszące tu i tam oraz wielka scena. Znalazło się też miejsce dla kilku ruchomych elementów, które w razie potrzeby pozwalają prze-aranżować scenografie czyniąc z niej np. bar ze striptizem, ulicę czy nawet… wzgórze za miastem. Przyznam, że tło akcji bardzo mi się podobało i przypomniało mi również jeden z najlepszych etapów w moim życiu – gdy sam spędzałem wieczory w takim miejscu. Kostiumy są odważne, lekkie, zwiewne i doskonale dobrane tak do epoki jak i ogólnej energii samej sztuki, są też bardzo kolorowe i świetnie nadające się do tańca, który także dzięki nim nabiera dodatkowego wyrazu. Jeśli jesteście fanatykami naprawdę ciekawych i dopracowanych scenografii – to Rock of Ages wydaje się być sztuką własnie dla Was. Jeśli wybieracie spektakle własnie dla doskonałych, wydumanych wręcz dekoracji to tym razem na pewno się nie zawiedziecie.
Fabuła zachwyca, a śledzenie poczynań bohaterów daje wiele radości. Postacie napisane są dobrze, czuć, że to ludzie z krwi i kości (chociaż nasyceni latami 80 z lekkim przechyleniem w lata 90.). Wszystkie indywidua przewijające się przez słynny i kultowy Bourbon Room, rockową dziuplę i wylęgarnie talentów – zasługują na osobne musicale. Większość piosenek trzyma się niezłego rockowego rytmu i zachęcają do zdobycia soundtracku zaraz po seansie. Niektóre utwory zostały również odpowiednio unowocześnione, a także „przełożone na polskie realia” np. poprzez uszczypliwe uwagi społeczne czy nawet jedną buńczuczną zaczepkę w stronę konkurencyjnego teatru. Mocne, żywiołowe piosenki to również doskonały pretekst to wieloosobowych, niezwykle radosnych i spektakularnych choreografii. Właśnie na to liczę w musicalach – na błysk w oku całej obsady, na zalanie widza swoją pozytywną energią – tego dokonał właśnie teatr Syrena biorąc na swoje barki jedną z najbardziej kultowych sztuk w historii.
A minusy? Jak dla mnie nie ma, bo Teatr Syrena kolejny raz udowodnił, że umie, że potrafi i że ma odpowiednich ludzi na odpowiednich miejscach. Biegiem do teatru, nie pożałujecie!