Jeśli zadacie sobie pytanie, co jest najdłużej emitowanym serialem w dziejach – pewnie zdziwi Was, gdy okaże się, że nie jest nim Moda na Sukces (ledwo 1987), ani nawet Doktor Who (1963). Tym serialem jest … wrestling (premiera telewizyjna to 1956 rok). Dokładnie tak. Kilka słów doda od siebie też Marlena, która sprawdzała mój tekst, bo wrestling też ogląda.
Czym jest wrestling? Może aby uniknąć hejtów powiem wprost: wrestling w dzisiejszym wydaniu to sport, podczas którego zapaśnicy udają, że ze sobą walczą. Nie będę się z Wami kłócił, okłamywał, zwodził: wrestling jest ustawiany. Co nie znaczy, że jest to jakikolwiek minus, absolutnie nie.
Dawno dawno temu, gdy ten sport jeszcze raczkował – wszystko było dobrze. Aż rodzina McMahonów położyła na nim swoje ręce i powstało WWF, nie, nie jest to ta organizacja z pandą, a World Wrestling Federation (a tak naprawdę coś jeszcze innego, ale tak daleko nie będziemy się cofać). Dziś po latach nazwa zmieniła się na WWE – World Wreslting Entertainment i to ostatnie słowo w całości definiuje dzisiejszy biznes.
Na samym początku użyłem zwrotu „serial”, a zrobiłem to dlatego, że… taka jest prawda. Federacja o której mówimy stawia na tak zwaną „rozrywkę sportową”, która ma bawić całe rodziny. Dlatego na arenach całego świata, gdziekolwiek WWE pojedzie – dzieje się kilka rzeczy.
Postacie: Każda federacja ma swój roster, czyli swoich zawodników. Zawodnicy Ci odgrywają swoje role. I tak mamy tych dobrych czyli face’ów. To tacy, którzy wygrywają czysto, nie używają przedmiotów i są honorowi broniąc innych. Drugim typem ról są heel’e, czyli Ci źli. Wchodzą przy demonicznej muzyce, często mają pomagierów, którzy pomagają im oszukiwać, albo wykorzystują w bardzo brzydki sposób fakt, że sędzia jest chwilowo nieprzytomny (o tym zaraz). Trzecim typem są postacie neutralne, które właściwie po prostu są – nie czyni ich to bezbarwnymi, po prostu wchodzą w interakcje z dwoma podstawowymi typami ludzi na zmianę. Bo wrestlerzy to nie tylko wyćwiczeni sportowcy i kaskaderzy, to również aktorzy. Każdy z nich nie tylko odgrywa postać dobrą lub złą – ale ma też swoją własną fabułę i charakter, nazwany gimmickiem. Co zabawne kontrakty zobowiązują ich do ogrywania postaci nawet prywatnie. Mamy więc demonów z piekła rodem, rodzinkę rednecków niczym z horrorów o kanibalach, lalusia, człowieka wchodzącego z flagą, rapera, gwiazdę rocka, a nawet niemowę czy wyjątkowo wkurzającego człowieka, który uwielbia przekazywać złe wieści.
Fabuła: I tu przechodzimy do tego, dlaczego wrestling jest serialem i dlaczego jest ustawiany. Większość z tych postaci dąży do zdobycia pasa, pasów jest kilka. Nie ma znaczenia o jaki pas chodzi, bo i tak z góry wiadomo kto go wygra. Co odcinek jest sporo segmentów z mikrofonem, gdzie postać A. wchodzi i gada, wznosi siebie na wyżyny i obraża innych. Nagle ktoś przerywa mu swoją muzyką, wchodzi na ring i się z nim kłóci – no i zaczynają się tłuc. Ale jest też dużo mocniejszych fabuł, często przegiętych. W WWE często wykorzystują prawdziwe fakty z życia swoich pracowników, włamanie do czyjegoś domu? Nawet jeśli to nieprawda to włamywaczem okazuje się inny zawodnik. Wypadek samochodowy? To samo, winny jest na sali i prędzej czy później dojdą prawdy. Aktualne wydarzenia światowe też są brane pod uwagę. Od jakiegoś czasu wchodzi Rosyjski zapaśnik, który oczywiście nie mówi po angielsku. Dlatego ma swojego menagera, czyli osobę która gada za niego. Jest to najbardziej irytująca kobieta jakąs sobie wyobrażacie, która z rosyjskim akcentem obraża Obamę, jednocześnie wyświetlając zdjęcie największego przywódcy – Putina i odgrywając hymn Rosji. Przegięte? Ale przyznacie, że to bardzo dobry trolling, buczeniom na sali nie ma końca. Oczywiscie są atakowani raz po raz przez wrestlerów dumnych ze swojej ojczyzny. Co do Ruseva – Nie ma nic lepszego niż widok grubych Amerykanów w koszulce Johna Ceny z przejęciem buczących na niego. Oni mają bzika na punkcie patriotyzmu, to podnosi im ciśnienie i wywołuje moim zdaniem jedną z najlepszych reakcji w ostatnich latach (Marlena).
Ale to nie koniec, wierzycie w duchy? Postacie w WWE tydzień po tygodniu umierają, wybuchają, łapią fikcyjne kontuzje. Kane i Undertaker w swoich „bio” mają wyraźnie wpisane, że pochodzą z cmentarza i są synami szatana. Wchodząc na sale buchają ognie, sunie się dym, a inni zapaśnicy boją się ich. Spece od efektów specjalnych dwoją się i troją, a i sami zawodnicy radzą sobie nie gorzej – za pomocą makijażu, czy np. różnokolorowych szkieł kontaktowych.
Fabuła to najważniejsza część szoł, to ona nakręca odcinek za odcinkiem. Niektóre segmenty wypadają dość szybko, niektóre ciągną się miesiącami. Nad rozwojem wypadków czuwa sztab ludzi, scenarzystów, rozpisując każdą minutę programu. Przykłady: Źli chcą wyjąc zło z tego dobrego i ciągle go atakują, albo pojawia się grupa ludzi broniąca innych i atakująca za kulisami tych złych, albo zapaśnik chce wygrać główny pas, ale właściciele federacji uważają, że jest za mały i za chudy, ciągle podrzucając mu kłody pod nogi i starając się, aby wygrał ich pupilek.
Emocje: Tutaj czas na ważne pytanie – co w tym jest dobrego, skoro wiesz kto wygra. Po pierwsze wspomniana fabuła, dla niej oglądamy seriale, prawda? Więc to pierwszy plus, drugim są walki. Skoro są udawane – są lepsze. Zawodnicy skaczą na siebie, używają młotów, stołów, drabin. W normalnej walce jest to raczej niemożliwe. Tak więc dostajemy szereg ciekawych ciosów i ekstremalnych akcji, które dzięki współpracy zawodników wychodzą lepiej niż myślicie. A ustawione walki? To nie do końca ma znaczenie, prosta matematyka pozwala nam przewidzieć kto wygra, ale co potem? Ten biznes nie śpi i nawet jeśli po 30 minutowej walce ktoś ją wygra i dumnie się pręży trzymając pas – to nie zawsze jest koniec odcinka. Nie raz już były sytuacje, że wbiegało wtedy 5 innych kolesi i od ręki zaczynała się inna fabuła. Tego nie przewidzimy. Tak samo końcówki walki nie da się przewidzieć. Czasami ktoś znokautuje sędziego (który też udaje), czasami ktoś wbiegnie, zgaśnie światło, okaże się, że ktoś siedział po ringiem, albo nagle zdradził. Tak, jeśli ktoś jest w drużynie, musi być świadom tego, że zdrada jest powszechna. Aktualnie trwa fabuła o dwóch bliźniaczkach, które obrzucają się błotem. Najwięksi przyjaciele ringowi odwracali się od siebie i pomagali wygrać rywalom – taka fabuła.
Walki: Dwóch bijących się facetów może się nudzić. Ale co jeśli facetów bije się trzech, albo czterech i wszyscy są „na siebie”. Czujecie ten chaos, gdy jeden prawie wygrywa, ale wraca inny? Albo tag teamy czyli walki zespołowe. Są też walki specjalne: eliminacyjne, hardcorowe z przedmiotami, walki z drabinami (trzeba z sufitu odpiąć pas/walizkę), walki gdzie aby wygrać trzeba rozbić kimś stół, walki z płonącym ringiem, pogrzebaniem żywcem, zamknięciem nieprzytomnego w karetce, walki w klatce, eliminacyjne walki w klatce, walki podczas których trzeba z klatki uciec, walki na parkingu, walki gdzie zawodnicy są do siebie przywiązani. No jest tego multum i z całą pewnością nie opisałem nawet połowy. Właśnie w tym jest cała radość, dzięki ciekawie rozpisanej fabule – walki mają sens, a dzięki odgrywaniu ról i udawaniu – skakanie na siebie z kilkunastu metrów jest efektowne, a co najważniejsze bezpieczne. Oczywiście, kontuzje się zdarzają, ten biznes zna kilka zgonów podczas walk – ale pewnie praca w biurze też o tym słyszała.
Na żywo wrestling wygląda zupełnie inaczej – nie oszukujmy się – gorzej. Widać markowanie ciosów, widać nietrafione uderzenia i zawodników szepczących między sobą o następnym ciosie. Mimo to wszystko rekompensują emocje, bo nie ma nic lepszego niż skandowanie nazwiska swojego ulubionego wrestlera i zobaczenie tych kilkudziesięciu gości z Ameryki na żywo, którzy reagują na Twoje okrzyki. (Marlena)
I tutaj Marlena dochodzi do ważnej rzeczy: przemoc. Wiemy już, że wrestling żyje fabułą, charakterami i walkami opartymi o jakiś scenariusz. Ale trzeba oddać im jedno – markując ciosy też zadają sobie tonę obrażeń. To są aktorzy, robią co muszą, prywatnie pewnie sączą ze sobą wódkę. Większość ciosów faktycznie można udać, czasami widać jak nie trafiają, a zadają obrażenia. Ale skok na gołe plecy z pewnej wysokości i tak przyjemny nie jest. Nawet gdy uczysz się atakować tak, aby wyglądało to efektownie czyniąc małe szkody – kopniak w twarz z powietrza przyjemny nie jest. Łamania i dźwignie też – sprawdzaliśmy kiedyś z braćmi. Zresztą, łatwo się pomylić, źle odmierzyć i kontuzja gwarantowana. Twitter po niektórych walkach zalewany jest zdjęciami założonych szwów. Tak samo używanie kijów czy pasów – pręgi na plecach są całkowicie nieudawane. Boli, bo boleć musi – ale starają się na siebie uważać oddając nam wszystko co tylko mogą. Ciekawe wideo z takiego gigantycznego skoku i kawałek walki zobaczycie tutaj.
Piękne kobiety, umięśnieni mężczyźni. Tydzień w tydzień – a nawet dwa razy, bo wrestling który oglądam to Monday Night Raw oraz Friday Night Smackdown. Więc na tygodniówkach mamy rozwijanie tydzień po tygodniu fabuły, aby raz w miesiącu na wielkiej gali o innej nazwie (dzieją sie w niedziele), rozwiązać swoje konflikty za pomocą samej walki. Celebryci w meczach, koszykarze, bokserzy czy aktorzy – również odwiedzają ten bardzo przyjazny ring. Taki Mike Tyson dostał już kilkakrotnie sporo fabuły, a aktualnie pas trzyma mistrz UFC Brock Lesnar.
Do wrestlingu nie znajdziecie w internecie napisów, ale jeśli takie proste dialogi sprawiają Wam kłopot, musicie wiedzieć, że Puls 2 oraz Extreme Sports Channel puszczają wersje z polskimi komentatorami i całkiem małym opóźnieniem (chyba tydzień). Pierwszy kanał np. w piątki o 23:30, a drugi w soboty o 20:00. Polecam sprawdzić, jest też sporo powtórek.
WWE RAW i Smackdown to niezobowiązujące widowisko, a specjalne comiesięczne gale PPV oferują masę zabawy i dobrej, akcji. Oglądam tydzień w tydzień od 2008 roku i chociaż są inne federacje (np. TNA, na które zerkam od czasu do czasu) jestem wiernym fanem. Tak wiernym, że pojechałem na dwie takie gale, gdy dobrodusznie odwiedzili nas w Polsce.
Pokażę Wam w formie teledysku – czego możecie się spodziewać. Możecie mieć nas za głupców, możecie drwić. Ale najpierw sprawdźcie to wideo:
Guiding Light jest najdłuższym serialem 😛
Mądre i się zaskoczyłem. Aczkolwiek idąc sprawiedliwym torem radio się nie liczy, bo nie mówię o słuchowiskach a o telewizji, jeśli serial telewizyjny Guiding Light był emitowany w latach 52-09 i skończył się 18 września, to jednak kilka dni temu wrestling o którym mówię dobił do czterech lat różnicy i… trwa dalej jako ten najdłuższy.
Nie jest do końca tak jak piszesz – to, że walki są ustawiane to wcale nie znaczy, że wiadomo kto wygra. Przykład: przerwanie streaku przez Brocka Lesnara. Raczej się ludzie tego nie spodziewali. Moim zdaniem ostatnio jest dużo niespodzianek.
Dlatego napisałem, że jak się to ogląda i umie się policzyć kto kiedy wygrał i mniej więcej czyja kolej, lub zna zakulisowe informacje – da się przewidzieć. Pamiętam swój szok, gdy Lesnar wygrał, aczkolwiek co do niespodzianek… WWE idzie w dobrym kierunku, Steph i Hunter nie bawią się w polityczne poprawności, ale jakichś ekstremalności bardziej niż „wbiegł ktoś nowy/kogo nie było” nie widzę. Niespodzianek jest naprawdę mało moim skromnym zdaniem, np. ostatnie kilka lat to porażka Ricka Flaira, Atak Nexus, Pipebomb CM Punka czy teraz Lesnar. Tak na oko dzieli te wydarzenia po 2 lata „dziur” w niespodziankach. Chyba, że pomijam coś super ważnego.