Przyznam się Wam do czegoś: ostatnio lubię gry krótsze, mniej wymagające. Myślę, że to kwestia wieku, zresztą wyjaśniałem już to swojego czasu tutaj. Kilka dni temu wpadła mi w ręce dość niezwykła produkcja, gra o której wiedziałem, że istnieje, miałem ją na liście „na kiedyś, pewnie nigdy”, gra w którą raczej bym nie zagrał, ale która zainteresowała mnie na tyle, aby błyszczała prosząco gdzieś w oddali mojej biblioteki. I zupełnie przypadkiem, ale totalnie „na szczęście” w nią zagrałem, a nawet ją ukończyłem – i jestem nią oczarowany. Mowa o Donut County, która to zresztą w chwili pisania tego tekstu jest sporo przeceniona w niektórych platformach online. Grałem co prawda w wersję Playstation 4, ale recenzowana gra dostępna jest praktycznie na każdy możliwy sprzęt. Aby jednak dopełnić formalności wspomnę, że są to PS4, PC, iOS, Switch i XONE. Donut County ma w moim sercu szczególne miejsce – to także gra w której zdobyłem swoją pierwszą platynę (a masterowałem od tygodni Tekkena 7, ech przewrotny los).
Donut County opowiada o dziewczynie, która rozpoczęła pracę w firmie sprzedającej donuty, którą prowadzi zgraja przyjaznych szopów. Czym donut różni się od pączka? Przede wszystkim dziurą. I o to poniekąd tu chodzi, bo sprytne szopy dostarczając swoje zamówienie zamiast słodkości dostarczają czarne dziury, które zjadają wszystko na swojej drodze. Hmm… może wcale nie są takie przyjazne? I może to nie ma sensu… ale jest cudowne!
I powiedziałem właściwie wszystko. Gameplay to proste plansze i małe czarne dziury, które zjadając dostępne przedmioty powiększają się do kolejnych rozmiarów – dzięki czemu mogą zjadać więcej i więcej – nawet domy. Każdy poziom to również przerywnik filmowy wyjaśniający fabułę, a każda plansza to oprócz wielkiego „omnomnom” również jakaś drobna zagadka logiczna. Warto jednak powiedzieć wprost – jest łatwo i przyjemnie, na pewno nie utkniecie z niczym na dłużej. Skojarzenia z Katamari Damacy są jak najbardziej na miejscu.
Grafika jest prosta, wyróżniająca się małą ilością szczegółów, na screenach przypominająca niezbyt staranny serial animowany (mi trochę BoJacka Horsemana). Osobiście uważam, że tak naprawdę jest naprawdę ładna i chociaż nie wszystkim się spodoba, to ja po prostu nie miałbym serca się do niej przyczepić. Muzyka jest prawie niezauważalna, ale to w niczym nie przeszkadza.
Polska wersja to maleńki majstersztyk: dialogi są przekomiczne, a wpisy w encyklopedii (każdy wciągnięty przedmiot dostaje osobny) to mistrzostwo świata. Niektóre teksty są tak genialne, że miałem przez całą grę wielkiego banana na twarzy. Cała zabawa trwa około 2h, później przychodzi jeszcze szlifowanie trofeów – te są dość proste i przy odrobinie silnej woli trafi nam się platyna pół godziny po zobaczeniu napisów końcowych.
Donut County to gra na raz, króciutka, ale wciągająca. Jak czarna dziura, którą się poruszamy i jak opowieści zwierząt, które w nią wpadły. Przyjemna, ładna, warta sprawdzenia. Jeśli jeszcze jej nie znacie to koniecznie sprawdźcie – a zacznijcie od zwiastuna poniżej.