Skip to main content

Mało która gra jest w stanie rzucić mnie na kolana i wciągnąć na długie godziny. Bullet Boy nie tylko to zrobił, ale też zmusił, aby odpalać dany poziom ciągle i ciągle, w celu ukończenia gry na 100%.

Jesteście ciekawi fabuły? Właściwie jej nie ma, ktoś tam coś tam i zakładając specjalny hełm wskakujemy do armaty z której wystrzelamy się do kolejnej. I tyle. Oczywiście armat jest kilka typów: zwykłe, obracające się dookoła, wystrzelające nas automatycznie w kierunku kolejnej. Cel? Dolecieć do końca poziomu. Sterowanie? Jeden palec, który wyrzuca nas dalej.

Na drodze do celu napotkamy jednak na masę niebezpieczeństw – nietoperze, ptaki, rozmaite zgniatarki, które nie ułatwiają podróży. Dodatkowo przez całą drogę goni nas gigantyczne tornado, co jest największym minusem gry, ponieważ nie daje nam czasu na zastanawianie się co dalej. Tak potrzebne szczególnie w momentach, gdy dostrzegamy w oddali artefakt (każda plansza zawiera jego część) i zaczyna się drobna zagadka logiczna z cyklu „jak go dosięgnąć”. Dodatkowym utrudnieniem jest to, że trasy nie da się wykuć na blachę, ponieważ jest generowana losowo! Stałe elementy np. z artefaktami – zawsze w danej planszy są takie same, ale układ armat na ich drodze często zmienia się na inny.

unnamed

Aby jednak gra sprawiała przyjemność, prawie od razu pojawiają się też dostępne za pozyskane monety supermoce: czapka z gumy, która pozwala odbijać się od ścian czy czapka wiertło pozwalająca przebijać się przez każdy obiekt. Dodatkowo w sklepie są do zdobycia jeszcze zwolnienia czasu i nurkowanie w dół. Co prawda początkowo zakupy wydają się drogie, jednak waluty w grze po kilku sesjach raczej nie zabraknie. A nawet gdyby zabrakło, obejrzenie reklamy dodaje nam albo serduszka pozwalające zacząć level od przegranego miejsca, albo darmową supermoc.

Reklamy o których mowa, są jednak dość uciążliwe, ale jest na nie sposób – granie w trybie offline, po prostu wyłączając internet. Wspomniałem o ukończeniu gry na 100% i miałem tu na myśli zdobywanie artefaktów w każdym ze światów. Jednakże widzę, że gra napisana jest pod aktualizacje i na końcu ścieżki dalszą drogę zasłaniają chmury – więc poziomów będzie więcej i więcej. W oczekiwaniu na nie pomogą jednak np. tryby z nieskończoną trasą, w której nabijamy punktację i staramy się dolecieć jak najdalej.

Gra jest szalenie atrakcyjna: grafika jest ładna i czytelna. Tła obfitują w mnóstwo obiektów, a co ciekawsze akcje pokazywane są w zwolnionym tempie. Gra wciąga i nie zmusza do wydawania prawdziwych pieniędzy w zbyt wulgarny sposób. Trochę potu i łez, a „chłopiec pocisk” stanie się Waszym ulubionym tytułem 2015 roku.

Gra dostępna jest na Androida oraz iOS – i naprawdę warto dać jej szanse. Nie dość, że piękna to i wnosi coś nowego.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: