Nie wiem co oznacza tęcza na Placu Zbawiciela. Mówię całkowicie poważnie – nigdy tego nie sprawdziłem. Plotki mówią, że jest promocją homoseksualizmu i wiecie co? Nic mnie to nie obchodzi.
Jestem wielkim fanem swojego miasta, uwielbiam je fotografować, poznawać, widzieć w nim to czego nie widzą inni. I nagle pojawia się tęcza z kwiatów na środku miasta. Normalny człowiek mówi sobie w myślach „boże, jakie to ładne, obojętnie skąd tu się wzięło – wygląda super, niesie miłość i coś pozytywnego”.
Niestety żyjemy w czasach, gdzie ludzie ślepo podążający za cudzymi ideałami, zamiast zająć się czym wartościowym – muszą wszystko psuć. Na chuj Wam to szkodzi?
A najbardziej zażenowany jestem, że chcące się wybić na kontrowersyjności nic nie znaczące „kreatury” – wyznaczają nagrody za podpalenie tej całkiem przyjemnej dla oka rzeźby.
Pytam kurwa: Dumni jesteście z siebie? Weźcie się do pracy jakiejś. Jakim trzeba być małym człowiekiem, aby w ogóle ekscytować się tym, kto i po co dekoruje Warszawę. Przecież to nie jest wielki kutas, to po prostu tęcza. Uczycie dzieci, że tęcza to zło? I co, kupujecie im czipsy wyłącznie zawierające naklejko-tatuaże ze swastyką? Bo tak to wygląda.
A to wybitnie słabe.