Tak to już jest, że recenzji nie powinno się zaczynać od oceny recenzowanego filmu czy sztuki – bo jeśli powiem czy mi się podobało to na dobrą sprawę po co czytać dalej? Czasami warto jednak zaryzykować i powiedzieć coś sobie wprost, tak też postanowiłem uczynić: Spider-Man Uniwersum to jeden z najlepszych super bohaterskich filmów animowanych spośród tych, które miałem okazję zobaczyć w swoim ciut ponad 30 letnim życiu. Jestem oczarowany, zbieram szczękę z podłogi i proszę o więcej!
Spider-Man Uniwersum opowiada o nowej dla większości z Was postaci czyli Miles’sie Moralesie. Co bardziej zapaleni fani komiksów wiedzą, że w jednej z „wersji” przygód człowieka pająka to własnie on w zastępstwie Petera Parkera pełni obowiązki etatowego herosa Nowego Jorku. Tak jak w realnym świecie – różnych wersji komiksów jest cała masa – tak i tutaj mamy do czynienia z wieloma wszechświatami, które chciałby połączyć Kingpin. Gdy „oryginalny” Spider-Man ginie próbując udaremnić jego niecne czyny, młody Miles stara się go zastąpić. Nie będzie to jednak łatwe, ale pomogą mu w tym „inne wcielenia” przypadkowo przeniesione do jego świata.
I w tym momencie czuje się naprawdę rozdarty. Głównie dlatego, że od pierwszego zwiastuna jestem wielkim wrogiem samego stylu animacji, którą aż kipi Uniwersum. Mianowicie chodzi mi o to, że widzę wyraźne „cięcia” w ruchu i spadki klatek na sekundę. To ciekawe zjawisko, bo są osoby, które kompletnie go nie dostrzegają, albo im nie przeszkadza. Całość stara się imitować komiksy i robi to rewelacyjnie – drobne przeskoki sprawiają wrażenie żywego komiksu, wyskakujące znienacka dymki komiksowe (rozmaite onomatopeje) tylko podkręcają ten nastrój, a na tak zwany cel-shading (rodzaj animacji 3D) został nałożony filtr udający „kropki” koloru z gazet. Samo to jeszcze by mnie nie przekonało, gdyby nie to, że Spider-Man Uniwersum do najbardziej kolorowy film, jaki widziałem w życiu. Same screeny mogą tego oczywiście nie potwierdzać, ale podczas seansu czuć, jakby za kamerą stali specjalni ludzie odpowiedzialni jedynie za wylewanie wiader kolorowej farby na wszystko co się rusza. Czasami bywa to męczące, a film zdaje się być jak „3D bez okularów”, ale koniec końców jest po prostu przepiękny i obejrzenie go w inny sposób niż na wielkim kinowym ekranie to po prostu zbrodnia.
W pierwszej chwili byłem pewny, że idę na film w wersji angielskiej z polskimi napisami (bo i taka jest dostępna), natomiast finalnie dotarłem na dubbing i muszę powiedzieć, że również jest wystrzałowy. Duża w tym zasługa samego scenariusza, bo większość żartów faktycznie dotyczy tego co widzimy na ekranie, ale nie zmienia to faktu, że jest celnie, zabawnie i z wielkim dystansem do wszystkich Spider-Manów razem wziętych. Widać również, że twórcy usiedli nad komiksami i doskonale się przy nich bawili – odniesień jest cała masa. I to nie tylko do tych najważniejszych przygód z tanich zeszytów, ale również do filmów. Jeśli wiecie o co chodzi w zwariowanym świecie pajęczaków to od razu wyłapiecie nawiązania np. do Spider-Mana 3 w którym wystąpił Tobey Maguire. Naprawdę wspaniałych i inteligentnych dowcipów jest tu cała masa i wiele, wiele osób śmiało się równie głośno co często. Ja również.
Warstwa dźwiękowa tak dubbingowa jak i muzyczna jest bardzo dobra. Od razu widać, ze Spider-Man Uniwersum to produkcja stworzona przez pasjonatów, ludzi zakochanych w komiksach. Rzadko to mówię, ale chociaż nie wszystko jest tu w moim guście tak widzę, że film zrobiony został z miłości, a nie wyłącznie dla pieniędzy. Takiego kina nam trzeba.
I najważniejsze: tak, wypatrujcie Stana Lee.
Czy Spider-Man Uniwersum to animacja doskonała? I tak i nie, to zależy czy widzicie rwącą animację czy należycie do szczęśliwców, którym ta sztuczka w niczym nie przeszkadza. Przy dość słabych produkcjach animowanych Marvela to jednak „sztorm świeżości”, który swoim rozmachem, skomplikowaniem i poziomem animacji zostawia daleko w tyle również kreskówki od konkurencyjnego DC. Jeśli nie wiecie co obejrzeć w święta, albo sądzicie, że widzieliście już wszystko – biegnijcie do kina i sprawdźcie co do zaoferowania ma Miles Morales – nowy Spider-Man. A raczej zapytajcie sami siebie: czego nie ma? Dla mnie absolutny sztos.
Za zaproszenie na seans przedpremierowy dziękuję Cinema-City.