Jestem wielkim fanem produkcji nieszablonowych, innych, rzucających nowe spojrzenie na niektóre sprawy. I w te wakacje, prawdę mówiąc zupełnie znikąd, zaatakowani zostaliśmy przez serial o mało rzucającej się w oczy, a przede wszystkim mylnej nazwie „Zoo”. Nie dostajemy tu komedyjki o pracy weterynarzy, ani animacji o przygodach pingwinów-superagentów. Więc co na nas czeka? Rasowy thriller/horror dziejący się w wielu lokalizacjach współczesnego świata.
Pewnego dnia zwierzęta na całym świecie zaczynają w przemyślany sposób atakować i zabijać ludzi. Młody naukowiec stara się zrozumieć przyczynę tej anomalii.
Tak prezentuje się fabuła tego nowatorskiego (przynajmniej tematycznie) serialu. Na wstępie należy powiedzieć, że bardzo ciekawym zabiegiem jest fakt, że nie chodzi tu o jednego bohatera pozytywnego, ponieważ akcja dzieje się jednocześnie np. w Afryce, Paryżu czy Nowym Jorku. W głównych rolach występują np. James Wolk (Przereklamowani), Billy Burke (Revolution) czy Kristen Connolly (House of Cards) tak więc nie mamy tutaj do czynienia z beztwarzową produkcją, a raczej stojącą na dobrym poziomie castingowym – gdzieś już widzieliśmy tych ludzi, więc czujemy się jak w domu, jednocześnie nie są na tyle popularni, by przeszkadzało nam to w odbiorze.
Scenariusz jest adaptacją książki o tym samym tytule, a stacja CBS zamówiła sezon składający się z trzynastu odcinków. Mimo atmosfery grozy i tajemnicy, ogląda się to bardzo lekko i szczerze polecam dorzucić go do swojej wakacyjnej „ramówki” – na pewno nie będziecie zawiedzeni.
Na szczególną uwagę zasługują sceny ze zwierzętami, muszę przyznać, że takiego poziomu ich wykonania nie widziałem dotąd w żadnym serialu. Zwierzęta wytresowane są pierwszorzędnie i oglądając „Zoo” niejednokrotnie zastanawiałem się „jak to do cholery zrobili” – owszem, używane są też zwierzęta komputerowe, albo nagrywane na green boxie – co niekiedy widzę w przypadku np. Lwów, ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczony.
Ważną rzeczą jest fakt, że fabuła jest całkowicie stała, nie podzielona na sprawy, po prostu idzie do przodu minuta po minucie. Dodatkowo „trzynaście odcinków” to liczba całkiem dobra, mam więc nadzieję, że dostaniemy jeden sezon sztywnie trzymający się książki i serwujący nam sensowne i oficjalne zakończenie.
Po pierwszych trzech odcinkach bardzo „Zoo” polecam, szczególnie dla scen ze zwierzętami i odkrywania tajemnicy o co tak naprawdę chodzi. Obyśmy się nie zawiedli!