Skip to main content

Gry planszowe to ostatnio moje ulubione hobby, pozwalają mi spędzić weekendowe popołudnia pielęgnując wspaniałą rozrywkę umysłową i jednocześnie spotkać się z przyjaciółmi na kilka miłych godzin. Dzięki Rebel.pl mamy okazje co dwa tygodnie sprawdzić nowy, ekscytujący tytuł. Jak wypadła „Ucieczka”? Ja, Madzia, Rafał, Vika i Adrian – sprawdziliśmy to z wielkim zaangażowaniem i oddaniem. Z chęcią dzielimy się przemyśleniami w temacie tej niezwykłej produkcji. Moi drodzy! Ucieczka: Świątynia Zagłady!

Rozpakowując naprawdę porządnie zapakowane pudełko, naszym oczom ukazał się dosłownie milion przedmiotów: plansz, kostek, diamentów i wszystkiego, co tylko możecie sobie wymarzyć czując w rękach ciężar rozfoliowywanej paczki. Z początku poczuliśmy się troszeczkę przytłoczeni, ale uczucie zagubienia minęło, gdy tylko zorientowaliśmy się, że to najlepsza gra w jaką graliśmy do tej pory i że dane nam będzie spędzić najbliższe godziny w nieporównywalnych z niczym innym emocjach.

IMG_20141115_160342568

Zasady są dosyć proste, chociaż składają się z wielu małych, ale bardzo ważnych szczegółów. Generalnie chodzi o to, aby zebrać jak największą liczbę diamentów, po czym uciec ze świątyni zanim ta się zawali. Gra jest kooperacyjna, to znaczy, że ze sobą nie rywalizujemy, ale sobie pomagamy. Rozgrywka odbywa się też w czasie rzeczywistym, bez podziału na tury. Brzmi skomplikowanie? Z początku, ale już to tłumaczę. W pudełku odnajdujemy rozmaite płytki, które możemy dowolnie układać w naszą „świątynie”. Początkowo na stole znajduje się jedna, z wejściem, ale wyrzucając określone kombinacje na kostkach – otwieramy (dokładamy) kolejne pomieszczenia. Typów kolejnych komnat jest kilka: puste, z diamentami, obłożone klątwą, z dodatkowymi zadaniami. Jest też oczywiście komnata wyjściowa, niezbędna do zakończenia gry. Powiedziałem, że nie ma tu podziału na tury – i tutaj zaczyna się cała zabawa. Lecimy!

Każdy z graczy dostaje do swoich rąk pięć kostek, kostki te od momentu startu, rzucamy bez przerwy – raz za razem, w kółko. Tak, każdy rzuca ciągle i ciągle, licząc, że wypadną kombinacje pozwalające przejść do kolejnego pomieszczenia lub zebrania diamentów. Głównie interesuje nas wyrzucenie kombinacji człowieka, klucza lub pochodni – co pozwala aktywować rzeczy pozytywne. Natomiast wyrzucenie czaszki odejmuje nam możliwość rzucania kostką, co oznacza, że z pięciu robią się zaledwie cztery, a może nawet i dwie lub zero. Na szczęście jest też Złota Maska, która pozwala dwie kostki uratować. Uratować może je też współgracz aktualnie przebywający z nami w jednym pomieszczeniu. Jeśli natomiast nikogo nie ma, możemy poprosić o ratunek i liczyć, że do nas szybko dobiegnie. Brak podziału na tury wynika z faktu, że pełną przyjemność z gry czerpiemy w momencie odpalenia do niej… ścieżki dźwiękowej!

W pudełku znajdujemy płytę CD z polskim lektorem, wyjaśniającym nam zasady i pokrzepiającą muzykę, wraz z efektami np. zawalania się budowli czy tykającego zegara, który odmierza równe 10 minut. Jeśli nie dysponujecie odtwarzaczem CD, na stronie Rebela są dostępne pliki w formacie mp3. A jeśli hobbistycznie nosicie przy sobie budkę telefoniczną z korbką, która nie pozwala na nic więcej niż rozmowę zamiejscową – w pudełku odnajdziemy również klepsydrę, która odpowiednio przestawiana pozwoli grać i bez „dźwięków”! W natłoku super pozytywnych dodatków i bardzo dużej dbałości o szczegóły wydawcy tej gry, nie znaleźliśmy jednak nigdzie w instrukcji chociaż przybliżonego czasu, jakim operuje wspomniane urządzenie. Na oko jest to około 3 minuty, jednak broszurka nie dała nam jasno do zrozumienia jak z tego korzystać, co ile obracać i jak postępować w przypadku „cichej gry”.

IMG_20141115_160321969

IMG_20141115_155559103

IMG_20141115_154544895

Tak więc rzucamy kostki i dzięki odpowiednim kombinacjom możemy się poruszać, a tracimy je poprzez wyrzucanie czaszek. Podczas gry, trzeba też kilka razy wrócić na start, jeśli się tego nie zrobi na czas to traci się kostkę na zawsze. Start jest bezpiecznym miejscem, a jak wiadomo starożytne budowle są dość nieprzewidywalne. Czyli biegamy pomiędzy odkrywaniem sal, a pierwszą komnatą, starając się zebrać jak największą liczbę diamentów. Te małe nicponie potrzebne są do aktywowania drzwi na karcie wyjścia. Wyjście jako płytka dobierana jest normalnie, losowo z kupki innych kart – może więc pojawić się jako pierwsze i być zaraz obok startu, może też być na samym końcu pokrętnie złożonego labiryntu. A czas leci. Gdy klepsydra lub plik dźwiękowy się kończy, o ucieczce z budowli decyduje liczba posiadanych diamentów i odpowiednia ilość „kluczy” na kostkach. I żeby było trudniej, aby wygrać, wyjść muszą wszyscy. Jeśli ktoś zostanie w środku, albo nie otworzy końcowych drzwi – cała drużyna przegrywa. Na szczęście do otwarcia drzwi potrzebnych jest np. 10 diamentów + jakaś ilość wyrzuconych kombinacji, a Ci którzy czekają przy otwartym wyjściu na pozostałych graczy, mogą oddać swoje kostki – tak więc ostatnia osoba może śmigać do wyjścia rzucając np. siedmioma naraz.

IMG_20141115_143154045

IMG_20141115_143338046

IMG_20141115_142144564

Nigdy nie byłem zwolennikiem gier kooperacyjnych, wydawały mi się nudne i do łyknięcia na raz, kompletnie bez emocji. Tym razem muszę odszczekać wszystkie moja słowa, ponieważ Ucieczka: Świątynia Zagłady to najbardziej emocjonująca gra, w jaką grałem w życiu. Tempo jest olbrzmie, presja przytłaczająca, a kooperacja niezbędna np. gdy tracimy wszystkie kostki, albo ich liczba w ręku jest za mała do otworzenia drzwi, zdobycia diamentów czy ukończenia wyzwania. Ciągłe i ciągłe przekrzykiwaliśmy się jak przekupki na targu, raz za razem wypytując: „kto mi pomoże”, „kto mnie odblokuje”, „czy ktoś może do mnie wrócić”. Błaganie o ratunek, układanie planów „kto idzie w którą stronę”, dzielenie się na drużyny – to niezapomniane przeżycie. Graliśmy tak żywiołowo, że zaprzyjaźnione barmanki co i raz wychylały się zza baru, aby sprawdzić co robimy. I wiecie co? Gdy zegar wybijał koniec gry, opadaliśmy na fotele cali spoceni, z walącymi sercami i tylko jedną, dość nieśmiałą myślą: „to co, jeszcze raz?”

Jeśli chodzi o wykonanie wszystkich przedmiotów, które znajdziemy w pudełku – mamy tutaj do czynienia z wielkim przepychem i majstersztykiem graficznym. Od drewnianych figurek, po plastikowe kostki, takież diamenty i plansze z niezłej jakości tektury. Wszystko co dostarcza nam „Ucieczka” jest przepiękne, doskonale wykonane i po prostu urocze. Dołączenie ścieżki dźwiękowej to doskonały pomysł, w cichym domu świetnie ją słychać i przyprawia o ciarki zdenerwowania na plecach wszystkich grających. W dość głośnym klubie, chociaż poprosiliśmy o ściszenie zewnętrznej muzyki – mieliśmy problem z dosłyszeniem co się właściwie dzieje. Ale wierzę, że grając w domu wszystko jest ok. Naprawdę plusy są tak wielkie, że grę można kupić w ciemno. Aczkolwiek, nie pominę przez uczciwość minusów.

Irytującym faktem, do którego muszę się przyczepić są „żetony kolorów”. Każdy gracz ma własny, służą do tego, aby inni mieli zawsze pewność którym ludzikiem gramy. Jednakże z niewiadomych przyczyn napis na nim jest po angielsku. „Escape” wprawdzie nie jest wielkim przestępstwem, bo i tak nikt z nas tego nie używał, ale powinien być po polsku. Kompletnie nie rozumiem jakim problemem było go przetłumaczyć.

IMG_20141115_154245231

Ale to nie wszystko, o niejasnej ilości piasku klepsydry już wspomniałem, jednak zauważyliśmy poważniejszy feler w genialnej mimo wszystko zawartości pudełka. Gra jest przeznaczona maksymalnie dla 5 osób, co daje w ciągłym, nie podzielonym na tury rzucie – dokładnie 20 kostek naraz. Rzucanie nimi bez ładu i składu, bez podziału na kolejki jest niekiedy niemożliwe w normalnej grze, a w pudełku niestety nie odnaleźliśmy chociażby papierowych kubków. Na szczęście miejsce Chwila w którym graliśmy nas poratował, inaczej nie tylko chaos by nas pokonał, co po prostu pogubilibyśmy połowę ekwipunku i nikt nie miałby pojęcia co komu wypadło. Przy wyjściu na miasto nie zawsze mamy jakieś pojemniczki przy sobie, a to szczególnie ważny aspekt.  No i gra bez kubków wymaga nieporównywalnie większej ilości miejsca, np. wymagane jest granie na podłodze, co wydaje się generalnie nadal nietrafionym pomysłem – bo taka ilość kostek bardzo szybko pospada ze stołu i potoczy się pod meble.

IMG_20141115_151045052

IMG_20141115_142110500

Natomiast jedno jest pewne. Otóż ogrywając różne tytuły od lat, czysto hobbystycznie – jeszcze nigdy nie spotkaliśmy się z tak czystej krwi rozrywką i zabawą. Naprawdę, dużo można by mówić, wytykać, wychwalać – ale jeśli zamierzacie na cokolwiek wydać pieniądze, np. z okazji nadchodzących świąt – to ja chyba nie byłbym w stanie zaproponować nic lepszego. Na mój dzisiejszy stan wiedzy – totalny hit.

Ucieczka: Świątynia Zagłady to bardzo starannie wydany produkt, który od pierwszych chwil zachwyca. Znajdzie się w nim kilka wad, ale nie są szczególnie bolesne i zawsze można je jakoś rozwiązać. Dlatego naprawdę warto.

Zawartość pudełka:

  • 19 płytek komnat
  • plansza na kryształy
  • 25 kryształów
  • 25 specjalnych drewnianych kostek (po 5 na gracza)
  • 5 pionków graczy
  • 5 żetonów graczy
  • płyta cd
  • instrukcja
  • dodatek Piaski czasu (klepsydra)
  • dodatki Skarby i Klątwy

Informacje dodatkowe:

  • Liczba graczy: 1-5 osób
  • Wiek: od 8 lat
  • Czas gry: ok. 10 minut
  • Waga: ok. 2kg
  • Trudność: losowa, zależna od ustawienia komnat, ale polegająca na zespołowej i wzajemnej pomocy

Gra „Ucieczka: Świątynia Zagłady” jest do dostania na stronie Rebel.pl za około 150zł. Polecamy całą ekipą jednomyślnie – bawiliśmy się przednio.

Rebel

 

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: