Dzień dobry! Witajcie w najnowszym „aktualnie w kinie”! Powoli wracam do swoich przyzwyczajeń i w tym tygodniu opisuje aż dwa filmy! Bez zbędnego przedłużania na pierwszy ogień idzie nowy Tarantino czyli: „Pewnego razu w… Hollywood„. Wspomniana produkcja opowiada o latach 60. ubiegłego wieku i prowadzi nas przez trzy połączone historie – westernowego aktora w średnim wieku, jego przyjaciela/pracownika który jest jednocześnie kaskaderem w jego filmach oraz… Sharon Tate czyli żony Romana Polańskiego, która została zamordowana przez członków sekty Mansona. Przyznam szczerze, że temat wydaje się dość kontrowersyjny i żerujący na najniższych instynktach. Czy Quentin Tarantino wyszedł ze sprawy z klasą? Tego w 100% moja recenzja nie zdradzi, ale na pewno trochę temat przybliży. A chwilę później przeczytacie o mało znanej komedii-kryminalnej „Na bank się uda” opowiadająca o napadzie na bank, pewnym długu i… przekręcie. W rolach głównych Marian Dziędziel, Lech Dyblik, Adam Ferency czy Maciej Stuhr. Zaintrygowani? Ja byłem! Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City. Zapraszam do czytania!
- Pewnego razu w… Hollywood
O czym: Trzy przeplatające się historie spod ręki Tarantino opowiadające kolejno o aktorze grającym w westernach, jego kaskaderze i żonie Romana Polańskiego – Sharon Tate.
Dlaczego tak: Byłem pewny, że Tarantino przegnie, że idzie po kasę i niepotrzebną, niesmaczną kontrowersje – a film jest naprawdę sympatyczny, genialnie budujący napięcie, ciekawie napisany, doskonale zagrany! Leonardo DiCaprio jest nadal wielki, autentyczny i wzruszający. Brad Pitt naturalny, swojski, milczący. A przepiękna Margot Robbie zagrała lekko, wiosennie i niebywale optymistycznie. Wiem, że to wszystko brzmi dość dziwnie, ale wyszło naprawdę niespodziewanie dobrze. Fabuła przez większość czasu jest świetna, klimat lat 60. jest tak cudowny, że jakby ktoś nakręcił „10h jak jeżdżą samochodem i milczą” – pierwszy pobiegłbym do kina. Muzyka jest świetna, nawiązania do westernów ciekawe. No i najważniejsze – Rafał Zawierucha, który zagrał Romana Polańskiego wcale nie został z filmu wycięty. To doskonała wiadomość – jest go mało, ale świetnie, że nasz rodak pojawił się w tak ważnym obrazie.
Dlaczego nie: Tarantino się chyba postarzał, bo praktycznie nigdy nie czułem, że to film spod jego ręki. Poważnie, już bardziej uwierzyłbym, że nakręcił go Robert Rodriguez. Pewnego razu w… Hollywood to też bardzo, ale to bardzo duża dawka westernu – jeśli ktoś nie lubi tego gatunku to z pewnością będzie się nudził. A to całkiem możliwe, bo film chociaż świetny to o te pół godziny za długi. Mam też problem etyczny/moralny z zakończeniem – ale to musicie zobaczyć sami – pozwolę sobie nie spoilerować.
Kiedy: Powiem tak – nie czuć tu klimatu szalonych produkcji Tarantino, ale z drugiej strony… to dobrze. Inteligentne, ciekawe, świetnie zagrane kino. I na pewno na niczym nie żeruje.
- Na bank się uda
O czym: Trójka emerytów postanawia napaść na bank
Dlaczego tak: Marian Dziędziel, Lech Dyblik, Adam Ferency, Maciej Stuhr, Józef Pawłowski! Obsada jest bardzo dobra, znająca się na rzeczy, gwarantująca poziom (Emma Giegżno to jakieś objawienie!). Tak samo fabuła, nie uwierzycie, ale bardzo mi się podobała – przypomina trochę mniej zabawną wersję Vinci, jest odpowiednio skomplikowana, ma kilka ciekawych patentów, nie popada w jakieś przesadne sci-fi (to znaczy, że jest dość przyziemna technologicznie i pomysłowo). Generalnie jakby mi ktokolwiek powiedział, że to co oglądam to prawdziwa historia to uwierzyłbym mu bez mrugnięcia okiem. Brakowało co prawda większego „boom” samego napadu na bank, ale w tym i plus i minus wspomnianej produkcji.
Dlaczego nie: Film mógłby być zabawniejszy – pierwsza połowa bardzo na tak, ale wyjaśnianie intrygi strasznie ubija i tempo i humor – wkradają się cięższe, niekiedy przekombinowane akcenty i motywacje. Sekcje… hakerskie mogłyby być jakkolwiek ciekawsze. Z nikim nie pogadacie o tym filmie, bo i nikt go pewnie nie zobaczy.
Kiedy: Bardzo mi się podobało, przyjemnie spędzone 2h. Na bank się uda to seria zaskoczeń – fabularnych, aktorskich czy po prostu jako niezapowiedziana, nagła premiera – nie spodziewałem się tego filmu, nie czekałem na niego, do momentu premiery nie wiedziałem, że istnieje – ale ciesze się, że go widziałem. Wam też polecam.