Wakacje w pełni! Najwyższy czas nadrobić kilka zaległych filmów, czyż nie? Ale co zrobić, jeżeli widzieliśmy już wszystko? Śpieszę z odpowiedzią! Niestety „z racji wakacji” nie wyrobiłem się na „Noc Oczyszczenia 3” ale mam wrażenie, że produkcją jest lepsza niż część poprzednia – chyba warto spróbować – zwłaszcza jeśli jesteście fanatykami kina grozy. Tak więc dziś wyłącznie „Iluzja 2” – opowieść o magikach, zemście i serii śmiałych napadów na nieuczciwych tego świata. Post powstał z okazji taniej środy w Cinema City.
– Iluzja 2
O czym: Bohaterów pierwszej części „Iluzji” ktoś wciąga w skomplikowaną i pełną magii grę mającą na celu ostateczną zemstę.
Dlaczego tak: Większość obsady oryginału! Jeśli oglądaliście poprzednią część to wiecie kto i jak tutaj gra +zatrudniony został Daniel Radcliffe czyli Harry Potter! Nową postacią kobiecą jest Lizzy Caplan i gra zdecydowanie lepiej niż Isla Fisher. Zresztą wystarczy tylko rzucić okiem na plakat, masa fantastycznych twarzy. Widać większy budżet i próby zrobienia z filmów serii thrillerów sensacyjnych z delikatną nutką idiotycznych „slapstickowych*” komedii. Ogólnie minusów w następnym punkcie jest sporo, ale muszę przyznać, że Iluzja 2 chociaż jest niżej niż oryginał, to zdecydowanie stara się trzymać jego poziom.
Dlaczego nie: Mniej „magii” i wkręcającej fabuły – jest gorzej, mniej kolorowo, średnio zabawnie. Mogliście lubić Islę Fisher, a teraz jej nie ma (zaszła w ciążę). Kilka rzeczy jest tutaj naprawdę idiotycznych (brat jednego z bohaterów), finał nie jest tak świetny jak być powinien, choreografia walk jest raczej słaba i nieatrakcyjna wizualnie, Daniel Radcliffe w Iluzji 2 nie jest magikiem i w sumie pojawił się chyba tylko dla fajnego nazwiska na plakacie. Filmowi brak duszy, lekkości, kolorów, letniej atmosfery.
Kiedy: Jeśli oglądaliście jedynkę to oczywiście natychmiast! Jednak musicie być świadomi, że wszystkiego w tej części jest niestety mniej – magii, zwrotów akcji, fajności.
*slapstick – typ komedii polegającej na przewracaniu się, uderzaniu, potykaniu. Idealnym przykładem jest Benny Hill.