Dzień dobry! Witajcie w kolejnym odcinku „Aktualnie w kinie”! Upały już chyba za nami, pogoda wydaje się uspokajać. Czas więc na trochę adrenaliny, a ta najlepiej smakuje oczywiście w kinie! W tym tygodniu zajmiemy się filmem Mission: Impossible – Fallout w którym oczywiście Tom Cruise walczy ze złem i występkiem trawiącym nieprzerwanie nasz świat. Z góry powiem, że chociaż fabuła jest… wtórna, tak sam film to naprawdę fajne widowisko, w którym ciągle coś się dzieje. Jeśli akurat nasz ulubiony scjentolog nie skacze albo kogoś nie tłucze, to z czegoś spada, albo dokądś biegnie. Post powstał oczywiście z powodu taniej MegaŚrody w Multikinie, ale wydaje mi się, że prawdopodobnie w tym tygodniu nie obowiązuje – w końcu mamy święto państwowe z czerwoną kartką w tle. Aczkolwiek kina działają, więc nie warto tracić czasu – trzeba jakieś odwiedzić! Zachęcam również do sprawdzania i lajkowania moich profili internetowych. Znajdziecie mnie na Twitterze [klik], na Instagramie [klik] oraz oczywiście na Facebooku [klik]!
– Mission: Impossible – Fallout
O czym: Waleczny agent Ethan Hunt musi odzyskać trzy rdzenie, które mają posłużyć do aktywowania trzech przenośnych bomb atomowych. Czyli klisza na kliszy i standard na standardzie.
Dlaczego tak: Bo sam film to spektakularny pokaz talentów i odwagi 56 letniego Toma Cruise’a! Czego ten człowiek tu nie robi, w dodatku nie używając prawie w ogóle pomocy kaskaderów. Już nawet pomijając jak bardzo szalonym jest aktorem – sam scenariusz opiera się na ciągłej walce, skokach ze spadochronem, wybuchach, pościgach i wszystkim tym na co wpadli najpłodniejsi w Hollywood scenarzyści. W dodatku sceny akcji są bardzo naturalistyczne, prawdopodobne i widowiskowe. Obsada jest całkiem dobra, bo oprócz Tomka występują Henry Cavill, Ving Rhames, Simon Pegg, Rebecca Ferguson, Sean Harris, Vanessa Kirby czy Alec Baldwin. Szczególnie występ Cavilla jest ciekawy, a to głównie dlatego, że to właśnie on wciela się ostatnio w postać… Supermana w ekranizacjach komiksów DC. Warto więc sprawdzić jak radzi sobie w bardziej wymagającej roli. Ogólnie jest dość dobrze, mało do czego można się przyczepić – widoki są ładne, efekty specjalne w miarę porządne, fabuła pomimo pewnych niedorzeczności do przeżycia. Przyjemnie się to ogląda! No i co najważniejsze M:I – Fallout podnosi poprzeczkę w filmowym świecie, a takie persony jak James Bond czy Jason Bourne zostają daleko w tyle.
Dlaczego nie: Film jest odrobinę za długi (ponad 2h 30 minut) i gdyby tak ściąć go o te 15-20 minut to byłby naprawdę spoko. No i niektórym może przeszkadzać natężenie akcji, bo na dobrą sprawę w pewnym momencie nie wiadomo co i dlaczego się dzieje. No i oczywiście warto znać poprzednie filmy, przynajmniej dwa ostatnie.
Kiedy: Jeśli jesteście fanami tej serii to natychmiast marsz do kina! Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z „Bondem 2.0” to zdecydowanie musicie zacząć od początku i na spokojnie nadrobić.